Coraz więcej par na świecie decyduje się na otwarty model związku. To znaczy: chcą być razem, bo np. mają dzieci, bardzo się lubią, a czasami wręcz kochają, ale od czasu do czasu śpią z innymi ludźmi. Badania przeprowadzone na uniwersytecie w Michigan wykazały, że heteroseksualne pary, które żyją w otwartym związku, wykazują niższy poziom zazdrości i wyższy poziom zaufania do drugiej osoby niż pary żyjące w związkach „zamkniętych”.
Serio?! Jakoś tak zupełnie bez powodu przypomina się nam celebrycka rodzima burza z ostatnich tygodni. Otóż pewien nieco zapomniany muzyk, niejaki Tymon Tymański, podzielił się z jakimś brukowcem refleksjami na temat swojego małżeństwa. Otóż Tymański żyje w szczęśliwym, otwartym związku i czasami ląduje w nie swoim łóżku. Parę dni później żona wystawiła mu walizki za drzwi, bo o tym, że żyje w otwartym związku, dowiedziała się jako ostatnia.
ZOBACZ TEŻ: Czy monogamia ma sens?
Kiedy się już wyśmialiśmy, postanowiliśmy zbadać temat i przejrzeć różne badania socjologiczne i seksuologiczne dotyczące naszych ciekawych czasów. Wiemy sami, że praktycznie nie ma takich reguł społecznych, które nie byłyby w ten czy w inny sposób kwestionowane. Tak się właśnie sprawy mają z monogamią. Sztywne zasady odchodzą do lamusa i coraz więcej ludzi żyje tak jak im się podoba, nie oglądając się na opinię innych.
Czy to dobrze, czy źle? Nam się wydaje, że zawsze lepiej mieć wybór. Ale z drugiej strony, co jest zabawne, kochamy bajki. Popkultura grzeje tematy ślubów celebrytów – ich przysięgi, tatuowanie sobie imion partnera, chociaż wszyscy obserwatorzy doskonale wiedzą, że za jakieś maksymalnie pięć lat tatuaż trzeba będzie przerabiać, bo okaże się trwalszy niż miłość. Być może to zamiłowanie do ślubów wynika z chęci zaklinania rzeczywistości.
Bo przecież nie jest dla nikogo tajemnicą, że społeczne trendy w rozwiniętych krajach idą w zupełnie innym kierunku niż sakramentalne: „I że cię nie opuszczę aż do śmierci”. To, co kiedyś było normą czy stanem, do którego się dążyło, obecnie staje się coraz rzadsze. Wpływ na to ma emancypacja kobiet, kontrola własnej płodności oraz ekonomiczna niezależność. Kobieta nie musi się już kurczowo trzymać męża, bo bez niego zginie marnie. Pracuje, ma własne pieniądze i przeważnie udaje jej się uniknąć urodzenia ósemki dzieci (no chyba że chce).
PRZECZYTAJ: Związek monogamiczny - jak podtrzymać ogień?
Nowoczesne związki to dobrowolna relacja dwójki wolnych ludzi, którzy są ze sobą, bo mają na to ochotę, a nie dlatego, że muszą. Presja rodzinna i społeczna na utrzymanie związku już też nie jest taka silna, przynajmniej w większych miastach. Rozwody stały się codziennością. Można powiedzieć, że model obecnie obowiązujący to seria związków trwających dłużej lub krócej. Niektórzy nazywają to seryjną monogamią.