Związki niemonogamiczne - przyszłość relacji damsko-meskich?

Lato wyjątkowo sprzyja naukowym i filozoficznym rozważaniom, czy wierność jednej osobie jest rzeczywiście tak istotna. I dla kogo.  

poliamoria shutterstock.com

Coraz więcej par na świecie decyduje się na otwarty model związku. To znaczy: chcą być razem, bo np. mają dzieci, bardzo się lubią, a czasami wręcz kochają, ale od czasu do czasu śpią z innymi ludźmi. Badania przeprowadzone na uniwersytecie w Michigan wykazały, że heteroseksualne pary, które żyją w otwartym związku, wykazują niższy poziom zazdrości i wyższy poziom zaufania do drugiej osoby niż pary żyjące w związkach „zamkniętych”.

Serio?! Jakoś tak zupełnie bez powodu przypomina się nam celebrycka rodzima burza z ostatnich tygodni. Otóż pewien nieco zapomniany muzyk, niejaki Tymon Tymański, podzielił się z jakimś brukowcem refleksjami na temat swojego małżeństwa. Otóż Tymański żyje w szczęśliwym, otwartym związku i czasami ląduje w nie swoim łóżku. Parę dni później żona wystawiła mu walizki za drzwi, bo o tym, że żyje w otwartym związku, dowiedziała się jako ostatnia.

ZOBACZ TEŻ: Czy monogamia ma sens?

Kiedy się już wyśmialiśmy, postanowiliśmy zbadać temat i przejrzeć różne badania socjologiczne i seksuologiczne dotyczące naszych ciekawych czasów. Wiemy sami, że praktycznie nie ma takich reguł społecznych, które nie byłyby w ten czy w inny sposób kwestionowane. Tak się właśnie sprawy mają z monogamią. Sztywne zasady odchodzą do lamusa i coraz więcej ludzi żyje tak jak im się podoba, nie oglądając się na opinię innych.

Czy to dobrze, czy źle? Nam się wydaje, że zawsze lepiej mieć wybór. Ale z drugiej strony, co jest zabawne, kochamy bajki. Popkultura grzeje tematy ślubów celebrytów – ich przysięgi, tatuowanie sobie imion partnera, chociaż wszyscy obserwatorzy doskonale wiedzą, że za jakieś maksymalnie pięć lat tatuaż trzeba będzie przerabiać, bo okaże się trwalszy niż miłość. Być może to zamiłowanie do ślubów wynika z chęci zaklinania rzeczywistości.

Bo przecież nie jest dla nikogo tajemnicą, że społeczne trendy w rozwiniętych krajach idą w zupełnie innym kierunku niż sakramentalne: „I że cię nie opuszczę aż do śmierci”. To, co kiedyś było normą czy stanem, do którego się dążyło, obecnie staje się coraz rzadsze. Wpływ na to ma emancypacja kobiet, kontrola własnej płodności oraz ekonomiczna niezależność. Kobieta nie musi się już kurczowo trzymać męża, bo bez niego zginie marnie. Pracuje, ma własne pieniądze i przeważnie udaje jej się uniknąć urodzenia ósemki dzieci (no chyba że chce).

PRZECZYTAJ: Związek monogamiczny - jak podtrzymać ogień?

Nowoczesne związki to dobrowolna relacja dwójki wolnych ludzi, którzy są ze sobą, bo mają na to ochotę, a nie dlatego, że muszą. Presja rodzinna i społeczna na utrzymanie związku już też nie jest taka silna, przynajmniej w większych miastach. Rozwody stały się codziennością. Można powiedzieć, że model obecnie obowiązujący to seria związków trwających dłużej lub krócej. Niektórzy nazywają to seryjną monogamią.

Jest więcej opcji

Ale chwileczkę. Kto powiedział, że monogamia, seryjna lub nie, ma być jedyną formą współżycia? Zresztą już jest kwestionowana, i to nie tylko w krajach islamu. W książce „Moralne zwierzę” Robert Wright dowodzi, że monogamia to po prostu tylko jedna z możliwości. I biorąc pod uwagę historię ludzkości, wcale nie taka częsta. Antropolodzy przebadali 1200 współczesnych i dawnych kultur i okazało się, że tylko w 150 istniał wymóg monogamii. W pozostałych mężczyźni, którzy dysponowali majątkiem i mieli pozycję, mogli mieć całe mnóstwo żon i nałożnic.

Nie trzeba dodawać, że te systemy nie były sprawiedliwe wobec kobiet. Świat zwierząt też nie dostarcza nam wielu pozytywnych wzorców. Wśród przebadanych ssaków tylko 3% tworzy związki na całe życie. Jeśli chodzi o najbardziej zbliżony do nas rząd ssaków naczelnych, to tutaj jest niewiele lepiej – 12% gatunków zawiera „małżeństwa” do grobowej deski. Najbardziej porządne wydawały się ptaki, bo aż 90% gatunków żyje w stabilnych i trwałych związkach.

Niestety, i one nas rozczarowały, bo badania wykazały, że zdradzają się na potęgę i ok. 20% piskląt to dzieci innego ptaszka, z którym romansowała pani ptaszkowa. Badaczka P.A. Gowaty z University of Georgia przebadała pod względem genetycznym ok. 180 gatunków ptaków i doszła do wniosku, że w monogamii żyje zaledwie 10% gatunków. Poza tymi wyjątkami świat przyrody zna najróżniejsze możliwe układy. Trójkąty, wielożeństwo, pary homoseksualne, orgie – co tam sobie wymyślicie.

Make love, not war

Ulubionym obiektem badań naukowców, w tym antropologów ewolucyjnych, są blisko spokrewnione z szympansami małpki bonobo. Bonobo uprawiają radosny seks w najróżniejszych konfiguracjach i pozycjach. Robią to dla zabawy, dla rozładowania napięcia oraz w celu przełamania lodów i nawiązania przyjacielskich relacji z innym plemieniem bonobo.

Według badacza Fransa de Waala, bonobo są wyjątkowo mało agresywne w odróżnieniu od swoich krewniaków szympansów. Mało tego: w stadzie bonobo dominującą rolę odgrywają samice. Niektórzy naukowcy twierdzą, że warto się przyjrzeć temu gatunkowi, bo jest zależność między luźnym podejściem do seksu a łagodnym usposobieniem. Gdyby ludzkość była mniej sfrustrowana seksualnie i każdy miałby tyle seksu, ile zapragnie, a oprócz tego kobiety odgrywałyby dominującą rolę, to świat byłby lepszym miejscem? Nie byłoby wojen, wzajemnej wrogości, konfliktów, rywalizacji? Być może. Kto wie, czy nie dojdziemy do takiego modelu kiedyś w przyszłości. Pionierami takiego podejścia byli hippisi w latach 60. XX wieku, których naczelnym hasłem było „Make love, not war”. Jednak reszta ludzkości chyba jeszcze wtedy nie dojrzała do takiego kroku.

Co jest zdrowsze

Przez lata nauka zdawała się to potwierdzać. Naukowe magazyny publikowały badania, z których wynikało, że małżeństwo sprzyja zdrowemu sercu, zwłaszcza u mężczyzn. Obniża poziom lęku, a zatem hormonów stresu, podwyższa odporność, obniża ryzyko wylewu itp. Krótko mówiąc – jeśli chcesz żyć długo i zdrowo, to sposobem na to jest małżeństwo. Ale jeżeli dokładniej przeanalizować te badania, to sprawa nie wydaje się już taka prosta.

Badacze z uniwersytetu w Oklahomie zaobserwowali, że pary tworzące związki otwarte badają się częściej na obecność chorób przenoszonych drogą płciową, co oznacza, że są bardziej świadome ryzyka. Zauważyli również, że czynniki związane z obniżeniem ryzyka choroby serca (lepsza opieka, niższy poziom stresu) mogą występować także w związkach poliamorycznych. I jeszcze jeden argument: w małżeństwach, w których partnerzy umawiają się na wierność – jak wynika z poprzednio cytowanych badań – dochodzi do skoku w bok w 25% przypadków. Oszukiwanie partnera jest zazwyczaj związane z ogromnym stresem, nie mówiąc już o tym, że odkrycie zdrady często prowadzi do depresji u drugiej strony.

Wygląda na to, że zdrowiej jest nie obiecywać sobie wierności i godzić się na przygody partnera, niż obiecywać sobie i nie dotrzymywać słowa. Sekrety, konieczność ukrywania się, podejrzliwość, zazdrość mają fatalny wpływ na nasze zdrowie – zarówno fizyczne, jak i psychiczne. W 2015 roku w magazynie „Sexual and Relationship Therapy” ukazały się badania dowodzące, że wśród ankietowanych par te, które żyły w niemonogamicznych związkach, częściej opisywały swój stan zdrowia jako znakomity, niż osoby żyjące w związkach zamkniętych.

A dzieci?

W czasach gdy ludzie żyli średnio 40-50 lat i mieli po ośmioro dzieci, opieka nad nimi była priorytetem i dominowała życie. Obecnie żyjemy ponad 80 lat, a dzieci mamy najwyżej dwoje. Lekko licząc, zostaje nam po odjęciu lat dzieciństwa naszego i dzieciństwa naszych dzieci jakieś ponad 40 lat życia, które chcemy przeżyć fajnie. Z osobą albo osobami, które lubimy, z którymi lubimy spać, jeść i jeździć na wakacje. Kto niby miałby nam zabronić zawierania związków z innymi ludźmi, w dodatku jeżeli nikogo w ten sposób nie krzywdzimy? Wiadomo, że na różnych etapach życia potrzebujemy czegoś innego od związku. Warto pamiętać, że nie istnieje na świecie model życia, który pasowałby wszystkim.

REKLAMA