Coraz więcej badań potwierdza, że obecne pokolenie młodych ludzi uprawia mniej seksu niż ich rodzice (a zwłaszcza ci rodzice, którzy mieli to szczęście i załapali się na hipisowskie radosne Make Love, Not War). A może tylko sobie w ten sposób usprawiedliwiamy dający do myślenia fakt, że w piątkowy wieczór siedzimy sami w domu? A może jeszcze inaczej, skoro możemy mieć tyle porno na jedno kliknięcie, to kto by tam jeszcze zabiegał o kontakty w realu? To bywa skomplikowane. Trzeba włożyć jakiś wysiłek, czy coś.
Jeśli chodzi o seks oralny, sprawy stały się jeszcze bardziej skomplikowane. Tyle pytań. Czy to się liczy jako seks? Czy wymaga zabezpieczenia? I kto się ma niby zabezpieczać? Czy musisz pytać o dodatkową zgodę? Czy nie łatwiej dać sobie spokój i wrócić do gry na kompie? Wygląda na to, że ludzie mają z tym problem. Według niedawnej ankiety, przeprowadzonej przez portal MatchSingles w USA, milenialsi mieli o 66 procent mniej okazji, aby cieszyć się seksem oralnym, niż ich starsi koledzy i koleżanki.
„Dane pokazują nam, że z seksem oralnym jest związana duża presja społeczna, a co za tym idzie, dyskomfort, szczególnie wśród młodych ludzi – mówi dr Justin Garcia, dyrektor ds. Badań w Instytucie Kinseya i ekspert w MatchSingles. – Martwią się, czy robią to dobrze i czy są atrakcyjni dla partnera”. No cóż, jakoś to rozumiemy. Ale te same badania pokazały też, że osoby, które lubią seks oralny, uprawiały średnio więcej seksu w ciągu ostatniego roku i chodziły na randki o 43 procent częściej. I tu mamy prawdziwy bonus: mężczyźni i kobiety, którzy twierdzą, że uwielbiają seks oralny, mają również o 21 procent więcej orgazmów. Pora, by wyjaśnić wszelkie wątpliwości i znowu cieszyć się seksem – tak jak na to zasługuje.