Z niedawno przeprowadzonych badań na Chapman University dowiadujemy się, że lesbijki mają orgazm częściej niż ich heterokoleżanki. W ramach tych badań profesor David Frederick ze swoim zespołem, kierując się czysto naukową ciekawością, przepytał grupę kobiet homo- i heteroseksualnych o ich doświadczenia erotyczne z ostatnich kilku miesięcy.
Okazało się, że wśród kobiet heteroseksualnych tylko 65% miało orgazm za każdym razem, a wśród lesbijek aż 86%. Imponujące, prawda? Kobiecy orgazm jest stworzeniem nieśmiałym, płochliwym, trudno go tak wytresować, żeby przychodził na każde zawołanie. Kiedy już myślisz, że jest tuż-tuż, on nagle strzela focha i chowa się do norki.
I tutaj kryje się przewaga lesbijek nad facetami. One doskonale wiedzą, jak to jest, i co czuje druga kobieta podczas seksu. Wiedzą, jakim pieszczotom warto poświęcić więcej czasu, bo to się na koniec opłaci, nie trzeba im niczego tłumaczyć ani subtelnie naprowadzać na właściwy trop.
Lesbijki w odróżnieniu od facetów nie uważają, że łechtaczka to jest taki malutki penis i nie próbują jej pieścić w taki sposób, jak penisy lubią najbardziej. Doceniają też znaczenie pieszczot piersi jako istotny element gry, a nie jako przystanek do zaliczenia w drodze w dół. Kobiety się nie spieszą.
Być może ma to związek z niższym poziomem testosteronu, ale na ogół to, co uprawiają, to jest klasyczny slow sex, który tak się różni od tego, co na ogół dzieje się w łóżkach statystycznej heteropary, jak wyrafinowana sałatka z melonem od hamburgera. (Nie lubisz sałatki? No widzisz, a kobiety bardzo lubią). Ale jasne, hamburgery też są fajne i bardzo je lubimy, ale chodzi o to, żeby wzbogacić swój repertuar, zaglądając do seksualnego menu koleżanek lesbijek.