Żywność modyfikowana: pomaga czy szkodzi?

Piękne czerwone pomidory zwalczające raka, soczyście zielona sałata lecząca serce, wieprzowina bogata w dobroczynne kwasy omega-3. Czy żywność genetycznie modyfikowana nas zabije, czy przedłuży nam życie? Przeczytaj raport MH na temat GMO.

jedzenie, GMO fot. Shutterstock
fot. Shutterstock

Dr Randall Prather za żadne skarby świata nie chce pokazać swojego skarbu naszemu amerykańskiemu redaktorowi.

"To kwestia bezpieczeństwa" - mówi.

"A jeśli wcześniej dokładnie się wymyję?" - pytam.

"Nie" - odpowiada stanowczo.

"To może popatrzę z daleka, na przykład z helikoptera?"

"Nie ma mowy".

"Może w takim razie ma pan jakiś nowoczesny superszczelny skafander?"

"Nic z tego".

Czego tak zawzięcie strzeże dr Prather? Sztabek złota? Bezcennych dzieł sztuki? Nic z tych rzeczy. Nasz amerykański wysłannik Olivier Broudy chciał obejrzeć... hodowlę świń. Jest ich pięć i są zamknięte w Centrum Naukowym w stanie Missouri w Stanach Zjednoczonych.

"Ta piątka to wszystko, co mamy, te świnie są zalążkiem naszej hodowli" - mówi dr Prather. Wyhodowanie tych kilku sztuk kosztowało setki tysięcy dolarów. Z wyglądu niczym nie różnią się od zwykłych świń i... na tym podobieństwa się kończą. Zwierzęta strzeżone przez dra. Prathera jak najcenniejszy skarb zostały genetycznie zmodyfikowane. Ich ciała produkują kwasy tłuszczowe omega-3 - zbawienny dla serca składnik, najczęściej występujący w mięsie ryb.

Statystyki nie nastrajają optymistycznie. Rocznie na choroby serca umiera około 110 000 mężczyzn. Tymczasem skuteczność kwasów omega-3 w zapobieganiu tym chorobom jest naukowo dowiedziona. I chociaż wiemy, że ryby powinny trafiać na nasze talerze 2-3 razy w tygodniu, wciąż o tym zapominamy.

Jeżeli świnie doktora Prathera spełnią pokładane w nich nadzieje, może nadejść dzień, w którym nie będziesz musiał zmieniać swojej diety, by dostarczyć organizmowi potrzebnych składników odżywczych. By zaoszczędzić Ci kłopotu, naukowcy zmodyfikują Twoje ulubione dania, tak by jedzenie samo z siebie je produkowało. Teoretycznie do życia wystarczyłyby Ci wtedy pizza i piwo, pod warunkiem że powstałyby one z odpowiednio zmodyfikowanych składników.

Teoretycznie.

GMO - odważnie, ale ostrożnie

Świnie doktora Prathera mogą być awangardą nadchodzącej fali żywności modyfikowanej genetycznie. Produkty transgeniczne zadebiutowały w połowie lat 90. Stworzono je z myślą o rolnikach, którym miały ułatwić życie. To właśnie wtedy powstały kukurydza odporna na szkodniki i rzepak dzielnie znoszący wszelkie środki chwastobójcze. Obecnie uprawy transgeniczne zajmują przeszło 100 mln hektarów. Naukowcy przewidują, że do 2015 roku takich upraw będzie nawet 200 milionów hektarów, uprawianych przez 20 milionów rolników.

W Europie najwięcej upraw GMO znajduje się w Hiszpanii. W 2006 roku do grupy pięciu członków UE uprawiających transgeniczne rośliny dołączył nasz sąsiad z południa - Słowacja. Od niedawna takie uprawy są legalne również w Polsce. Transgeniczną żywność już dziś można znaleźć na półkach naszych sklepów. Każdy produkt dopuszczony na rynek jednego kraju UE automatycznie staje się legalny w pozostałych krajach. Prawo unijne pozwala każdemu z państw członkowskich nie dopuścić danego produktu na swój rynek, ale tylko tymczasowo. Taki kraj musi udowodnić, że dany produkt jest groźny dla zdrowia obywateli.

jedzenie, GMO fot. Shutterstock
fot. Shutterstock

W przypadku transgenicznych produktów niewiadomych jest wciąż zbyt wiele, by obdarzyć je bezwarunkowym zaufaniem.

Co ważne, współczesna żywność transgeniczna ma służyć nie tylko producentom, ale również Tobie. Oprócz wieprzowiny o właściwościach leczniczych, producenci oferują brokuły zwalczające nowotwory, orzeszki ziemne niepowodujące alergii, a nawet fasolę niewywołującą wzdęć. A to dopiero początek.

Ostatnimi czasy modyfikowana genetycznie żywność zyskała sobie złą reputację. Do najczęściej podnoszonych zarzutów należy ten, że przemysł transgeniczny jest kontrolowany przez kilka korporacji biotechnologicznych, które działają tylko i wyłącznie dla zysku, za nic mając zdrowie nas, konsumentów, i dobro środowiska naturalnego. Jednak niepokojące informacje na temat modyfikowanej żywności, jakie dało się ostatnio słyszeć, nie są dobrze udokumentowane.

Oczywiście nie znaczy to, że żadne groźne efekty spożywania takich produktów nie zostaną odkryte w przyszłości. Przeciwnicy żywności GMO ostrzegają, że to, co dzisiaj wygląda niewinnie, za 10-15 lat może okazać się poważnym problemem. Właśnie dlatego prof. dr hab. Jan Szopa-Skórkowski z Zakładu Biochemii Genetycznej Uniwersytetu Wrocławskiego zaleca ostrożność w podejściu do transgenicznych produktów.

"Trzeba się liczyć z pewnym rachunkiem korzyści i strat - mówi. - Przykładowo, u domowienie dzikiego ziemniaka zaowocowało wydajną produkcją bulw, ale zmniejszyła się odporność roślin. Wzbogacenie ziemniaka w antyoksydanty spowodowało zmniejszenie plonowania. Jak wpływają one na glebę - nie wiadomo".

Tych niewiadomych jest w przypadku transgenicznych produktów wciąż zbyt wiele, by obdarzyć je bezwarunkowym zaufaniem. Nie znaczy to oczywiście, że nie warto walczyć o postęp, choć lepiej dmuchać na zimne, żeby się nie poparzyć.

Jadalna rewolucja

Wiele osób twierdzi, że żywność zmodyfikowana genetycznie jest nienaturalna. Cóż, jeśli to prawda, to równie nienaturalne są wszystkie inne żywe istoty we wszechświecie. Natura jest przecież gigantycznym laboratorium, w którym wciąż odbywają się genetyczne eksperymenty. Większość z nich ostatecznie nie wypala, jednak tych kilka, które kończą się sukcesem, jak chociażby biała sierść niedźwiedzia polarnego czy zagięty dziób orła, pomaga gatunkom przeżyć.

Również ludzie biorą udział w pracach tego laboratorium, a zaczęło się to już dobre 10 000 lat temu. To właśnie wtedy rolnicy zaczęli po raz pierwszy świadomie uprawiać konkretne rośliny ze względu na ich pewne pożądane właściwości.

"To, co jemy dziś, niemal w niczym nie przypomina tego, co jedliśmy tysiące lat temu - mówi William Tracy, profesor agronomii na Uniwersytecie Wisconsin. - Większość ludzi nie ma pojęcia, jak wyglądają przodkowie dzisiejszej kukurydzy".

"Niemal wszystko, co dziś kładziemy na talerzu, zostało w jakiś sposób zmodyfikowane" - mówi Dean Della Penna, profesor biologii molekularnej na Uniwersytecie stanu Michigan. - Te piękne żółte czy pomarańczowe papryki, purpurowa kapusta nie pojawiły się same z siebie".

Jednak zdaniem profesora Szopy-Skórkowskiego, istnieje zasadnicza różnica między manipulacjami, jakich człowiek dokonywał w przeszłości, a tym, co dziś dzieje się w laboratoriach. Według niego, podstawowym czynnikiem rozróżniającym te dwa przypadki jest czas.

"Intencją wszystkich modyfikacji genetycznych wykonywanych w laboratoriach jest poprawianie przyrody w krótkiej skali czasowej - mówi profesor. - Podobne modyfikacje człowiek wykonywał od zawsze, jednak w dłuższej perspektywie czasowej. Nasze otoczenie przyrodnicze kształtowało się przez miliony lat i dlatego wszystkie jego elementy są w pewnej równowadze. Wprowadzenie do takiego otoczenia zmiany musi wywołać ukształtowanie się innej równowagi".

jedzenie, GMO fot. Shutterstock
fot. Shutterstock

Wprowadzenie modyfikowanego genetycznie produktu na rynek trwa około 10 lat i kosztuje ponad 500 milionów dolarów.

Uczonym zależy na tym, żeby ta "inna równowaga" nie okazała się brakiem równowagi. W latach 70. naukowcy próbowali przenosić geny jednego organizmu wprost do łańcucha DNA innego - po to, żeby uzyskać kontrolę nad procesami, które wcześniej były zupełnie przypadkowe. Dziś, zamiast żonglować genami, licząc na to, że pośród tysięcy mutacji trafi się coś użytecznego, naukowcy mogą stymulować konkretne pożądane cechy organizmów.

Co więcej, mogą oni łączyć geny różnych gatunków. Przykładowo, zanim pojawiła się ta nowoczesna technologia, nic nie mogło zmusić planktonu - najlepszego źródła kwasów omega-3 - by zechciał łączyć się w pary i rozmnażać z ziarenkami soi. Dziś, w czasach biotechnologii, każdy gatunek staje się potencjalnym "partnerem seksualnym" dla pozostałych.

Na Twoim talerzu

A jakie produkty transgeniczne trafiają obecnie na rynek? Oprócz wielkiej czwórki - soi, bawełny, kukurydzy i rzepaku, jest tego wciąż niewiele. Na rynku Unii Europejskiej dopuszczono między innymi modyfikowany chmiel, kukurydzę, rzepak i goździki. Jednak większość prób wylansowania modyfikowanych produktów spaliła na panewce. Na przykład transgeniczne pomidory, lepiej znoszące uciążliwy transport niż te tradycyjne, uzyskały zielone światło odpowiednich instytucji w Stanach Zjednoczonych jeszcze w 1994 roku. Co jednak z tego, skoro znikły z rynku po zaledwie trzech latach ze względu na marne walory smakowe.

Najbardziej obiecujące produkty wciąż tkwią w laboratoriach. Znawcy przemysłu spożywczego winą za ten stan rzeczy obarczają zbyt restrykcyjne przepisy. Według Collina Jonesa, koordynatora programu biotechnologicznego Montgomery College w Maryland, wprowadzenie modyfikowanego genetycznie produktu na rynek trwa około 10 lat i kosztuje ponad 500 milionów dolarów. Nic więc dziwnego, że ta gałąź przemysłu spożywczego została opanowana przez wielkie korporacje.

Jedną z nich jest firma Monsanto. Tak się składa, że jej siedziba leży nieopodal świńskiej farmy dra Prathera. Odwiedził ją nasz amerykański korespondent. Jim Astwood, naukowiec pracujący w laboratoriach Monsanto, spóźnia się na spotkanie, ale ma niezłą wymówkę: "Byłem na spotkaniu w sprawie brokułów" - mówi.

Na szczęście udało mu się znaleźć godzinkę, by opowiedzieć o wadach i zaletach manipulacji genetycznych. Astwood uświadamia mi, że manipulowanie przy genach jest tak kosztowne, że firma Monsanto, gdzie tylko może, korzysta z metod tradycyjnych. Chociaż mówienie o "metodach tradycyjnych" może być pewnym nadużyciem, biorąc pod uwagę wszystkie nowoczesne technologie, które wspomagają naturalne procesy.

Oprócz nowych brokułów, które będą zawierały znaczne ilości składników chroniących przed nowotworami, naukowcy Monsanto pracują nad nowymi rodzajami sałaty, kalafiora i papryki. Trwają też prace nad pomidorami bogatymi w likopen i fasolą pełną przeciwutleniaczy. "Rozwijamy w tej chwili kilkadziesiąt projektów, wszystko po to, by zadowolić klientów" - mówi Astwood. Przykładem mogą być specjalne liście sałaty, które w przyszłości miałyby zastąpić węglowodanową bombę, czyli pieczywo.

Jednak wspomniane produkty ciężko tak naprawdę nazwać transgenicznymi. Owszem, naukowcy Monsanto ingerowali w DNA roślin, jednak nie było mowy o przeszczepianiu genów z jednego gatunku do drugiego, a o transgeniczności możemy mówić właśnie wtedy, gdy łączone są geny różnych gatunków.

"Aby usprawiedliwić takie badania w oczach opinii publicznej i ich koszty w oczach zarządu, musimy wynajdować prawdziwe rynkowe hity" - mówi Astwood. Na przykład taki olej sojowy. Niemal połowa jego tłuszczów jest szkodliwa dla zdrowia. A teraz wyobraźcie sobie, że zamieniamy wszystko, co niezdrowe woleju sojowym, w składniki bogate w kwasy omega-3. Właśnie taki olej sojowy jest prawdziwym rynkowym hitem Monsanto.

Valeriy Velikov 2010/shutterstock.com
fot. Valeriy Velikov 2010/shutterstock.com

Naukowcy przewidują, że za kilkanaście lat każdy z nas może otrzymać dietę rozpisaną na podstawie naszego DNA. Żywność GMO może trafić na recepty.

"Niemal wszyscy kardiolodzy świata zażywają pigułki z olejem rybnym - mówi Astwood. - Kwasy omega-3 w nim zawarte doskonale obniżają ryzyko chorób serca. To tak, jakbyś mógł nagle zmniejszyć liczbę palaczy na świecie o 2/3. Miałoby to ogromny wpływ na stan zdrowia ludzi i mogłoby uratować życie milionom osób".

Oczywiście, nowy olej nie rozwiąże wszystkich problemów ludzkości. Nie nadaje się on na przykład do niektórych wypieków. Jednak naukowcy z Monsanto już pracują nad pokonaniem tej przeszkody. Sęk w tym, aby wynaleźć produkty odpowiednie do różnych zastosowań. Jeśli chodzi o to, aby nasza dieta zawierała dużo kwasów omega-3, lepiej skupić się na pracach nad olejem niż nad wieprzowiną. W końcu olej jest praktycznie we wszystkich daniach, natomiast wieprzowina nie istnieje bez świń.

Jak to się robi?

Pewnie zastanawiasz się, w jaki sposób naukowcy umieszczają geny jednego gatunku w łańcuchu DNA drugiego. Odpowiedź brzmi - strzelając z pistoletu! Maleńkie kulki złota pokryte DNA służą za pociski, a sprężone powietrze nadaje im odpowiednio dużą energię. We wczesnych modelach "genowej armaty" wykorzystywano prawdziwe łuski kalibru 22 mm.

Istnieją też bardziej "pokojowe" metody. Do najpopularniejszych należy ta wykorzystująca agrobakterie - mikroby żyjące w glebie, które niczym dżdżownice torują sobie drogę wprost do komórek roślin. Jakieś 30 lat temu naukowcy wynaleźli sposób użycia tych bakterii jako koni trojańskich.

Niestety, żadna z technik nie jest wystarczająco precyzyjna. Nigdy nie wiadomo, w którą część docelowego DNA trafi nasz gen. "Nie mamy pewności, gdzie trafią geny, więc musimy eliminować wszystkie niechciane mutacje" - mówi Martina Newell-McGloughlin, dyrektor badań biotechnologicznych Uniwersytetu Kalifornii. 

Przedsmak przyszłości

Przeszkody, jakie stawia przed naukowcami technologia, stanowią jedynie niewielką część wyzwania. Na razie większość ludzi wychodzi z założenia, że to, co naturalne, stanowi dokładne przeciwieństwo tego, co stworzył człowiek. Takie myślenie było przydatne w przeszłości, zwłaszcza w kontekście ochrony przyrody przed postępem cywilizacyjnym.

Jednak w przypadku żywności GMO to rozróżnienie nie ma większego sensu. Skoro pomidory modyfikowane genetycznie zostały sklasyfikowane przez amerykańskie instytucje po prostu jako pomidory, to świnie z farmy doktora Prathera są po prostu świniami. Jeśli uda nam się z tym pogodzić, nasze możliwości będzie określać tylko i wyłącznie nasza wyobraźnia.

Dean Della Panna roztacza wizję świata, w którym każdy z nas otrzyma dietę rozpisaną na podstawie naszego DNA: "Kto wie, może na przykład osoby obarczone zwiększonym ryzykiem wystąpienia nowotworu lub choroby serca znajdą na recepcie po prostu odpowiednią żywność?"

Wraz z rozwojem nowoczesnych technologii zmienia się nasze postrzeganie zdrowia. "Jesteśmy właśnie na technologicznym zakręcie - mówi Robb Fraley, człowiek odpowiedzialny za technologię stosowaną w firmie Monsanto. - Sytuacja przypomina tę, z którą mieliśmy do czynienia w latach 60. w przemyśle komputerowym".

To zdanie ma podwójne znaczenie. Owszem, przed nami jeszcze długa i kręta droga, ale jednocześnie jesteśmy już tak blisko, że niemal możemy poczuć smak przyszłości.

GMO-fakty kontra GMO-fikcja

Wraz z rozwojem badań nad żywnością transgeniczną rośnie temperatura debaty nad jej bezpieczeństwem. Nie zważaj na plotki - oto cała prawda.

jedzenie, GMO fot. Shutterstock
fot. Shutterstock

Jak dotąd, nie ma dowodów na szkodliwość żywności modyfikowanej genetycznie. Nie znaczy to, że kiedyś się nie pojawią.

Plotka: Transgeniczna żywność powoduje alergie.

Fakty: Żywność GMO (genetically modified organisms - organizmy modyfikowane genetycznie) może być najlepszym sposobem na wyeliminowanie alergii. Geny, które są wstrzeliwane w żywność, zawierają instrukcję produkcji nowych protein wewnątrz rośliny. Naukowcy mogą lepiej kontrolować i eliminować niepożądane proteiny, jeszcze zanim produkt trafi na sklepowe półki.


Plotka: Transgeniczna żywność może mnie zabić.

Fakty: Wyniki badań, które dowodziły związek spożywania produktów GMO z występowaniem pewnych chorób, zostały obalone. Przeciwnicy genetycznych manipulacji oskarżają rządy o brak kontroli nad eksperymentami. Jednak Christie Bruhn z Uniwersytetu Kalifornii w Davis zapewnia, że nie pojawiły się żadne sygnały sugerujące niepożądane efekty spożywania produktów GMO.


Plotka:
Transgeniczne uprawy szkodzą środowisku.

Fakty: Wiele osób twierdzi, że uprawy GMO wymagają większych dawek środków ochrony roślin. Inni są przeciwnego zdania. Obie strony na dowód swoich teorii prezentują wyniki badań naukowych. Kto ma rację? "Wciąż wiemy za mało - mówi Charles Margulis z amerykańskiego Centrum Bezpieczeństwa Żywności. - Zdobycie potrzebnej wiedzy może trwać nawet 50 lat".

GMO w Twoim sklepie

Na półki sklepowe trafia coraz więcej produktów genetycznie modyfikowanych. Poniżej znajdziesz listę najnowszych osiągnięć przemysłu spożywczego i produkty, które mogą trafić do supermarketów w niedalekiej przyszłości.

 

 Dzisiaj
Arbuzy Bambino - małe, bez pestek. Choć są znacznie mniejsze od zwyczajnych arbuzów, zawierają dwa razy więcej likopenu.
Olej rzepakowy - mniej kwasu linolenowego. Obniżona ilość kwasu linolenowego może wyeliminować szkodliwe dla zdrowia tłuszcze i spowoduje, że olej będzie dłużej przydatny do spożycia.
Supersałata - lodowa + rzymska. Grube liście są ciekawą konkurencją dla tradycyjnego, niezdrowego pieczywa.
W ciągu 2-5 lat
Ziemniaki Vivaldi - mniej skrobi. O 33% mniej kalorii i o 26% mniej węglowodanów niż w starych, dobrych ziemniakach.
Superpomidory - więcej likopenu.Trzy razy więcej likopenu, wydatnie zmniejszającego ryzyko nowotworu prostaty, płuc i okrężnicy.
Ryż złocisty - zawierający beta-karoten.Beta-karoten jest przydatny w leczeniu chorób wzroku wywołanych brakiem witaminy A, powszechnych w Afryce i Azji.
W ciągu 5-10 lat
Soja - zawiera kwasy omega-3.Soja bogata w kwasy omega-3 ochroni Twoje serce, obniżając ciśnienie i gęstość krwi.
Orzeszki ziemne - niewywołujące alergii.Ulga dla miłośników masła orzechowego i czekolady z bakaliami, dla których z powodu uczulenia orzeszki ziemne stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo.
Ryż - więcej protein.Większe i mocniejsze mięśnie, bez nadmiaru tych wszystkich zbędnych węglowodanów.

 

MH 05/2007

Zobacz również:
REKLAMA