"Musimy to naprawić” – mówi surowo moja małżonka.
"Ale to tylko malutki zaciek – odpowiadam. – Dwie warstwy farby załatwią sprawę”. Żona patrzy na mnie z wyrzutem: „Przecież wiesz, że coś jest nie tak z tym dachem. Nie będziemy sprzedawać ludziom domu z ukrytym defektem. Źle bym się z tym czuła”. Sam wiedziałem, że to jest nie w porządku i dlatego musiałem wziąć kredyt na naprawę daszku nad wiatrołapem.
Uczciwość została nagrodzona, bo dom zdecydowanie zyskał na urodzie i szybko znalazł nabywców. Już w następnym tygodniu oglądaliśmy dom, który zamierzaliśmy kupić. Na pierwszy rzut oka wyglądał wspaniale. Agent nieruchomości, który nam go znalazł, zapewniał, że jest w idealnym stanie. Właściciele wyglądali na sympatycznych i uczciwych ludzi. Dla pewności skontaktowali nas jeszcze z rzeczoznawcą budowlanym.
W swojej naiwności myślałem, że wyświadczają nam przysługę. Rzeczoznawca, legitymujący się plikiem rekomendacji, obejrzał dokładnie dom i zawyrokował, że nic, ale to absolutnie nic mu nie dolega. Uspokojeni podpisaliśmy umowę i tak staliśmy się właścicielami idealnego domu. Szczęście trwało mniej więcej tydzień, do momentu gdy przyszła wielka ulewa i z sufitu w naszym dużym pokoju zaczęły się lać strumienie wody.
Rano zobaczyliśmy na suficie malowniczy wzór z zacieków, które wylazły spod warstwy maskującej farby. Skontaktowałem się z byłym właścicielem i rzeczoznawcą (którzy, jak się później okazało, byli starymi kumplami) i powiedziałem coś w tym rodzaju: „Dom miał ukryte defekty. Oszukaliście mnie. Oczekuję od was zadośćuczynienia”.
Pielęgnowanie idei wendetty jest przyczyną większości konfliktów na świecie.
W odpowiedzi pokazali mi umowę, z której wynikało, że w chwili jej podpisania byłem świadomy stanu technicznego domu i zrzekam się dalszych pretensji czy roszczeń. Ostatnie pieniądze wydałem na remont dachu. Z bólem serca. Nie chciałem znowu płacić za dach – najchętniej zapłaciłbym za miotacz ognia. Albo zadzwoniłbym po Williama Munny’ego z filmu „Bez przebaczenia”. Chciałem się zemścić.
Mściciel na telefon
Od niepamiętnych czasów uwielbiamy mścicieli – bohaterów, których napędza żądza zemsty (albo w pełni usprawiedliwiona potrzeba wyrównania rachunków, kwestia interpretacji). Od mitycznych bogów i herosów, przez Szekspirowskich tragicznych bohaterów, po Tarantinowskiego Django.
Zemsta to jeden z najbardziej archetypicznych motywów literackich (nawet jeden z głównych polskich dramatów nosi taki tytuł). W prawdziwym życiu musimy się mierzyć z całą plejadą złych ludzi – szkolnych dręczycieli, facetów, którzy odbili Ci dziewczynę, sadystycznych szefów, oszustów, nieuczciwych handlowców, bankierów, słowem gości, którzy są silnie zdeterminowani, aby poprawić swoją pozycję naszym kosztem.