Chronią przed chorobami i niechcianą ciążą. Pomagają urozmaicić życie erotyczne. Tak naprawdę to one, a nie pies, zasługują na miano najlepszego przyjaciela mężczyzny. Oto kondomy w całej okazałości!
Prędzej serce Ci pęknie, niż nasza prezerwatywa!
Tak, trochę na wyrost, zachwalała przedwojenna reklama. Od tego czasu kondomy przeszły długą drogę, stały się cieńsze i bardziej wytrzymałe. Jednocześnie są dziś tak tanie i powszechne, że zakładając je na najcenniejszą część naszego ciała nie zastanawiamy się, skąd się wzięły, kto je zrobił i czy na pewno możemy im zaufać. Prezerwatywa jest przecież w pewnym sensie naszym seksualnym partnerem, tak samo, jak każda z byłych, obecnych i przyszłych kobiet. Czy nie powinniśmy jej więc poznać nieco lepiej, zanim pójdziemy z nią do łóżka?
Człowiek tym się między innymi różni od innych zwierząt, że potrafi używać i wytwarzać narzędzia. Kiedy poczuł, że jest mu za zimno - wymyślił ubranie. Na nogi włożył buty, na dłonie rękawiczki. A gdy zorientował się, że obcowanie z kobietą może mieć swędzące i ropiejące następstwa, zaczął odziewać wszystkie członki, bez wyjątku. Kto pierwszy wpadł na ten pomysł? Trudno powiedzieć. Tak naprawdę niewiele wiemy o prawdziwych początkach kondomów.
Mówi się, że pochodzą ze starożytnego Egiptu, niektórzy badacze dopatrzyli się też prymitywnych prezerwatyw na malowidłach naskalnych z początku naszej ery w południowej Francji. Zdumiewająca była natomiast pomysłowość wynalazców. Nasi przodkowie zakładali naprawdę przedziwne rzeczy. Właściwie wszystko, co akurat mieli pod ręką. Rybacy - pęcherze pławne ryb, pasterze i rzeźnicy - jelita owiec, a ci, których było stać, odziewali się w kapturki z płótna, lnu lub - w wersji luks - z jedwabiu.
Pierwsza fala
Kondomy rozpowszechniły się w Europie w XVI wieku, w odpowiedzi na przywleczony przez marynarzy Kolumba syfilis (kiłę). Choroba ta rozprzestrzeniła się po całym kontynencie i trzeba było coś wymyślić, żeby zapewnić w miarę bezpieczne korzystanie z portowych uciech. Pierwsza pisemna wzmianka o prezerwatywach pochodzi z te go właśnie okresu, z książki włoskiego medyka, niejakiego Fallopiusa (cóż za zbieżność nazwiska z zainteresowaniami!), który utrzymywał, że żaden spośród używających jego lnianych kondomów mężczyzn nie zaraził się chorobą weneryczną.
Kiedy przypomnę sobie, jaka szorstka była moja lniana marynarka, wynalazek doktora Fallusa, tfu!, Fallopiusa napawa mnie jeszcze większym zdumieniem. To już nawet nie jest, jak mówi powiedzonko, lizanie loda przez szybkę. To raczej lizanie loda przez kamienny mur. W skuteczność takiego zabezpieczenia również powątpiewam. Podobnego zdania byli chyba współcześni doktorowi, bo wkrótce (XVII-XVIII w.) prezerwatywy wykonane z tkanin zostały wyparte przez bardziej naturalne materiały - jelita i rybie pęcherze.
Mniej więcej w tym samym czasie zauważono też, że prezerwatywy chronią przed niepożądaną ciążą. Wcześniej bowiem stosowano je wyłącznie w celu ustrzeżenia się przed chorobami. Jak głosi legenda, sama nazwa „kondom" pochodzi od nazwiska niejakiego doktora Condoma, którzy dostarczał swoje produkty królowi Anglii, Karolowi II. Król chciał się w ten sposób zabezpieczyć przed nadmierną liczbą dzieci z nieprawego łoża.
Ta cecha kondomów spowodowała, że oprócz hulaków i zbereźników w rodzaju Casanowy, zaczęli ich też używać stateczni mężowie wiernych żon. Nawet poradniki dla gospodyń domowych zamieszczały przepisy na przygotowanie prezerwatywy z jelita owcy. Spreparowaną odpowiednio kiszkę trzeba było przyciąć na stosowną długość i związać tasiemką. Z jednego końca - żeby była szczelna, z drugiego - żeby się nie zsuwała. Doprawdy, trzeba było sporego samozaparcia, żeby z tego korzystać.
Intymne oponki Goodyeara
Sytuacja nieco się poprawiła, kiedy w pierwszej połowie XIX wieku niejaki Charles Goodyear (ten od opon) opracował sposób wulkanizacji gumy. Produkowane przez niego prezerwatywy były znacznie prostsze i wygodniejsze w użyciu niż dotychczasowe, jednak nadal daleko im było do współczesnych gumek.