W takim razie ja jestem chyba mocno zniewieściały, bo kiedy tylko pojawiła się możliwość, by jeden z redaktorów MH na własnej skórze sprawdził, czy jest dziedzicznie obciążony ryzykiem zachorowania na raka, nie zastanawiałem się ani sekundy i na ochotnika zgłosiłem się jako królik doświadczalny. Jest też druga opcja (niestety, niekoniecznie ratująca moją męskość) – mogłem być po prostu mocno wystraszony. Rodzinna historia nie nastraja bowiem optymistycznie.
Na choroby nowotworowe zmarli moja babcia i dziadek, cierpią na nie również rodzice. Gdy się zgłaszałem, byłem przekonany, że raka mam praktycznie jak w banku, nie wiedziałem tylko, kiedy się odezwie. Uznałem więc, że chcę możliwie dokładnie znać ryzyko i wiedzieć, co mi grozi. Na dzień dobry czekał mnie bardzo dokładny wywiad rodzinny.
Prof. dr hab. med. Krystian Jażdżewski z Warsaw Genomics, spółki diagnostycznej Uniwersytetu Warszawskiego, wyrysował drzewo genealogiczne mojej rodziny tak pięknie, że dumni byliby z niego najbardziej skrupulatni genealodzy. Umieścił na nim wszystkich najbliższych – moich rodziców, dziadków i dzieci.
Na szczęście nie pochodzę z wielodzietnej rodziny, więc szybko mogliśmy przejść od prac plastycznych do analizy tego, co trapi moich krewnych (wcześniej, uprzedzony przez lekarzy, przygotowałem sobie możliwie dokładne historie ich chorób). I już wtedy, jeszcze przed badaniem, okazało się, że nie jest tak źle, jak myślałem.
MH 02/2018
Komentarze