Wizja, która rodzi się w głowie speca od marketingu każdej firmie produkującej suplementy, wygląda na ogół podobnie: zrobimy jaskrawe opakowanie, napiszemy trochę o naturalnych składnikach, topowa gwiazda sceny fitness pokaże produkt na Instagramie i... mamy to.
Co (niby) spala tłuszcz?
Kolejny suplement, który nie działa, ale i tak w jakiś sposób wmówimy konsumentom, że właśnie w tajnych laboratoriach odkryto remedium na ich sylwetkowe niedostatki. MH mówi: stop nabijaniu w butelkę. I stop, jak się okazuje, igraniu z naszym zdrowiem. Sprawdzamy, co w opakowaniu piszczy.
1. Glukomannan
Niemal stały bywalec na tylnej etykietce opakowań ze spalaczami tłuszczu to glukomannan. Pod uroczą nazwą kryje się roślinny błonnik. Pochłania takie ilości płynów, że jego kapsułka wrzucona do szklanki wody zmieni ją w żel.
Nie ulegamy w tym momencie zbytniej ekscytacji: efekt zapchania można uzyskać smaczniej i nie łykając pastylek, ale, na przykład, przygotowując sobie smaczną zupę krem. Werdykt? Działa. Ale to nadal tylko błonnik.
2. Ekstrakt z zielonej herbaty
Ekstrakt z zielonej herbaty równa się potężny kop do pracy dla metabolizmu. Zawiera on roślinne polifenole, które zwiększają zdolność Twojej wątroby do trawienia tłuszczów. Organizm doceni taką pomoc i, w istocie, zauważysz spadek masy ciała.
Ale (bo zawsze musi być jakieś „ale”) staraj się nie szarżować z dawką tego specyfiku. Zbyt duża ilość kofeiny może powodować pewne dolegliwości żołądkowe... Albo herbatka, albo espresso.
Sprawdź też: Probiotyki i prebiotyki - jak działają i komu są potrzebne