W słoneczny poranek Ravi Thackurdeen wybrał się ze znajomymi na plażę. Nie było żadnych znaków ostrzegawczych, nie było też miejscowych, którzy powiedzieliby grupie studentów, że pływanie w lazurowych wodach Playa Tortuga na południowym wybrzeżu Kostaryki to nie najlepszy pomysł. Kilka kilometrów na południe od tego miejsca do Oceanu Spokojnego wpada największa rzeka Kostaryki – Rio Grande de Terraba, tworząc splątaną sieć prądów, stanowiących śmiertelne zagrożenie dla śmiałków.
Ravi doskonale pływał, ale zdawał sobie sprawę, że woda jest groźna. Jego dziadek utonął w morzu na oczach swojej córki. Chłopak obiecał mamie, że nigdy nie będzie się kąpał w niestrzeżonych miejscach. Długo dotrzymywał słowa. Aż do tego dnia.
Przewiń dalej:
Prąd strugowy, czyli cofka – podstępny zabójca
Utonięcia to jedna z najczęstszych przyczyn śmierci młodych ludzi. Relatywnie ryzyko wygląda na niewielkie – w Polsce ocenia się je na 1:100 000 - ale wyniki badania ogłoszone na Światowej Konferencji Przeciwdziałania Utonięciom pozwoliły na lepsze zrozumienie prawdziwego zagrożenia.
Otóż uspokajające statystyki tworzy się w odniesieniu do całej populacji. Jednak uczeni zwrócili uwagę na fakt, że znakomita większość ludzi praktycznie nie ma kontaktu z naturalnymi zbiornikami wodnymi, a zatem ryzyko utonięcia przez mieszkańca wioski w górach jest równe niemal zeru. Jednak kiedy badacze skupili się na ludziach, którzy spędzają dużo czasu nad wodą i dodatkowo uwzględnili właśnie ilość tego czasu, liczby zmieniły się drastycznie. Okazało się, że każda godzina spędzona na wodzie jest 200 razy niebezpieczniejsza niż godzina jazdy samochodem.
Gwałtowna śmierć to domena mężczyzn i utonięcia nie są tutaj wyjątkiem. Według danych policji w 2020 roku w Polsce utonęło 460 osób, z czego aż 412 to mężczyźni. Jeśli porówna się tylko młodych mężczyzn z młodymi kobietami, dysproporcja ta jeszcze się zwiększa. To kwestia testosteronu, który każe nam popisywać się przed stojącymi na brzegu lub na łodzi kobietami. Lub przed kolegami, którym chcemy zaimponować, by zdobyć lepsze miejsce w grupie.
Alkohol a utonięcia
Toksyczna kombinacja testosteronu z H2O została potwierdzona przez uczonych z Boston University. Po przebadaniu 3042 kobiet i mężczyzn powyżej 16. roku życia badacze odkryli, że faceci spędzają nad wodą dużo więcej czasu niż kobiety, a gdy wziąć pod uwagę zachowania najbardziej ryzykowne, takie jak nurkowanie, surfing czy wędkowanie na lodzie, kobiety stanowią zdecydowaną mniejszość. Faceci mają również druzgocącą przewagę w pływaniu w naturalnych zbiornikach wodnych, czyli rzekach, jeziorach i morzu.
A to właśnie takie wody są najniebezpieczniejsze. W latach 1998-2009 w Polsce w rzekach utonęły 2283 osoby, w jeziorach 1700, a w basenach kąpielowych jedynie 53. Jeśli więc lubisz pływać, wybieraj kąpieliska strzeżone. A jeśli już chcesz popluskać się na dziko, bądź ostrożny. Przecenianie własnych umiejętności to kolejna nasza męska wada.
We wspomnianym badaniu mężczyźni – niezależnie od rasy, wieku i poziomu wykształcenia – częściej niż kobiety oceniali się jako dobrych pływaków. Ale... jedynie połowa z nich brała udział w profesjonalnym kursie pływania. Wielkie zagrożenie stanowi również alkohol. Dane Komendy Głównej Policji sugerują, że 3 z 4 topielców ma we krwi alkohol.
Nie wiemy, ile wypiły w dzień śmierci ofiary, ale ze wspomnianego badania wiemy, że aż 33% badanych mężczyzn między 16. a 24. rokiem życia przyznaje, że często pływa pod wpływem alkoholu. I to nie byle jakim wpływem, bo średnia to aż osiem drinków. Po takiej dawce istotnie może włączyć się tryb nieśmiertelności. Nie bez powodu mówi się, że jednym z najczęściej wypowiadanych ostatnich zdań przed śmiercią jest: „Potrzymaj mi piwo i patrz!”.
Sytuację jeszcze bardziej pogorszył YouTube i upowszechnienie smartofnów. Liczba śmiałków, którzy chcą za wszelką cenę zdobyć sławę w internecie, rośnie. Niestety, często zdarza się, że zamiast na YT ich ostatnie filmiki trafiają na LiveLeak do kategorii 18+. Jednak brawura to tylko jedna z przyczyn utonięć. Drugą jest niedocenianie potęgi żywiołów, w tym wody.
ZOBACZ: Bezpieczne pływanie [3 zasady]
Upał a utonięcia
Około południa na plaży zrobiło się naprawdę gorąco. Ravi i jego znajomi od 2 godzin grali w piłkę i perspektywa schłodzenia się w oceanie była kusząca. Kilku, w tym Ravi, weszło do wody. Wtedy na plażę przyszedł Brian Simmons, 28-letni nauczyciel angielskiego z Bostonu, który od kilku miesięcy mieszkał na Kostaryce. Od początku pobytu niemal codziennie przychodził nad wodę, żeby się zrelaksować. Zaskoczyli go ludzie na plaży. Zazwyczaj był sam, a tego dnia kręciło się tam kilkanaście osób. W wodzie, jakieś 20 metrów od brzegu, zauważył parę. Młodzi ludzie stali zanurzeni po szyję.
Nagle, na oczach nauczyciela, nad głowami kąpiących się fala załamała się, podtapiając ich i rozdzielając. Kobieta została zepchnięta w stronę plaży,a mężczyznę prąd wciągnął daleko od brzegu. Wyglądało to tak, jakby jakaś niewidzialna rzeka porwała go na głęboką wodę. Oboje zaczęli krzyczeć i wzywać pomocy. Ludzie na plaży zaczęli szukać jakiegoś sprzętu ratunkowego, ale nic takiego tam nie było. Dziewczynę udało się wciągnąć na płyciznę, ale do Raviego było zdecydowanie za daleko. „Widziałem, jak rozpaczliwie próbuje dopłynąć z powrotem do brzegu, ale morze było silniejsze” – wspomina Simmons.
Prąd strugowy, czyli cofka – podstępny zabójca
Metr sześcienny wody waży około tony. Gdy porusza się z dużą prędkością, nawet na płyciźnie jest w stanie zwalić z nóg rosłego, wysportowanego mężczyznę. W rzece oczywiście spodziewasz się prądu, ale w morzu? Otóż w morzu również. Najniebezpieczniejszym, najbardziej zdradliwym zjawiskiem nad morzem jest tzw. prąd strugowy, zwany także wstecznym lub – potocznie – cofką. To właśnie on jest odpowiedzialny za większość przypadków utonięć na plażach całego świata, również w Bałtyku. Gdy wiatr wieje od morza, wpycha na ląd potężne masy wody.
Ale przecież nie zalewa lądu - woda wraca do morza. I ścieżka, którą wraca, nazywa się właśnie prądem strugowym.
Często możesz ją rozpoznać po tym, że wygląda jakby to było najbezpieczniejsze miejsce do kąpieli, bo fale są tam najmniejsze. Niestety, to tylko ułuda. W rzeczywistości powstaje tam prąd, który płynie czasami szybciej niż najszybszy pływak.
Zazwyczaj takie prądy sięgają kilkadziesiąt metrów w głąb morza, ale w niektórych miejscach potrafią wyciągnąć pływaka nawet na kilometr. Podstępność prądu wstecznego polega na tym, że tak długo, jak płyniesz zgodnie z jego ruchem, nie rejestrujesz, że coś jest nie tak. Dopiero gdy próbujesz wrócić, zaczyna się robić nieprzyjemnie.
Temperatura wody a utonięcia
Nie tylko prądy stanowią niebezpieczeństwo. Równie niebezpieczna jest niska temperatura wody. „Większość ludzi nie ma bladego pojęcia, jaki wpływ na organizm ma gwałtowne wpadnięcie do zimnej wody”– mówi dr Alan Steinman, emerytowany admirał U.S. Coast Guard, a jednocześnie lekarz zajmujący się zagadnieniem hipotermii. Mówiąc o „zimnej wodzie”, dr Steinman wcale nie ma na myśli wody w Morzu Arktycznym.
Według oficjalnej klasyfikacji amerykańskiej straży przybrzeżnej zimna woda to taka, która ma nie więcej niż 21 stopni Celsjusza. W naszym Bałtyku woda rzadko kiedy osiąga taką temperaturę. Wypadnięcie do zimnej wody z łódki może sprawić, że utoniesz błyskawicznie, w ciągu kilku sekund. Gdy z rozgrzanego pokładu wpadniesz do wody, która ma nawet więcej niż 20 stopni, przeżywasz szok termiczny.
Gwałtowna zmiana temperatury sprawia, że wyspecjalizowane zakończenia nerwowe na Twojej klatce piersiowej wysyłają do mózgu sygnał, że trzeba zaczerpnąć oddechu. Spróbuj wejść pod prysznic i puścić na siebie lodowatą wodę, to przekonasz się, jak silny jest to odruch. Jednak gdy jesteś pod wodą, zaczerpnięcie powietrza jest niemożliwe. Zamiast powietrza wciągasz do płuc wodę i powoli opadasz na dno.
Dlatego tak ważne jest, by na łajbie zawsze mieć na sobie kamizelkę asekuracyjną, nawet jeśli umiesz pływać. Kamizelka po prostu nie pozwoli Ci zanurzyć się pod wodę. Niska temperatura wody jest niebezpieczna nawet wtedy, gdy uda Ci się utrzymać na powierzchni. Tak się bowiem składa, że zimna woda wysysa z ciała ciepło 25 razy szybciej niż powietrze o tej samej temperaturze. Już po kilku minutach przebywania w zimnej wodzie tracisz precyzję ruchu. Spróbuj zawiązać buty po wyjściu z zimnego morza, to zrozumiesz, o czym mowa.
Jeśli wpadniesz do wody w butach, po kilku minutach nie zdołasz ich już rozsznurować. Nie zdołasz też rozpiąć krępującej ruchy koszuli ani kurtki, która nasiąknięta wodą ciągnie Cię na dno. Zimno osłabia też krążenie krwi. Mięśnie szkieletowe nie dostają odpowiednio dużo tlenu, nerwy odpowiadające za sterowanie mięśniami zaczynają szwankować...
Ocenia się, że spadek temperatury o jeden stopień Celsjusza powoduje spadek maksymalnej siły o 5%. Na dodatek obniża się też Twoja sprawność psychiczna. Po kilku minutach w zimnej wodzie proste dodawanie może stać się wyzwaniem. Oziębiony mózg zawodzi – zaczynasz tracisz orientację, robisz się ospały. „Niektórzy są tak ogłupiali hipotermią, że zamiast płynąć do góry, płyną w dół” – mówi dr Steinman.
PRZECZYTAJ: Wakacje na plaży [Główne zagrożenia]
Ile wytrzymasz bez powietrza?
Prawdopodobnie w dzieciństwie próbowałeś pobić rekord wytrzymania pod wodą bez oddychania. Wiesz więc, że im dłużej jesteś na bezdechu, tym gorzej się czujesz. Już w 1878 roku lekarz Roger S. Tracy napisał, że większość ludzi po około 60-90 sekundach wstrzymywania oddechu po prostu musi nabrać powietrza.
A jednak można oszukać ten odruch. Niestety, to właśnie jest często przyczyną jeszcze większych problemów.
26-letni Kevin Huynh próbował pobić swój rekord w pływaniu pod wodą na basenie. Zanim się zanurzył, zrobił to, co pływakom podpowiada zdrowy rozsądek: szybko zaczerpnął kilka głębokich oddechów i zakończył jednym potężnym wdechem, żeby dostarczyć do krwi jak najwięcej tlenu na zapas. I zaczął płynąć. Nawet gdy poczuł, że zaczyna mu brakować tchu, płynął dalej, skoncentrowany tylko na celu. P pokonaniu mniej więcej 1,5 długości basenu nagle przestał płynąć.
Gdyby nie koledzy, którzy po około 30 sekundach zauważyli, że unosi się bezwładnie, prawdopodobnie by się utopił. Przyczyną utraty przytomności była hiperwentylacja. Gwałtowne wentylowanie płuc przed zanurzeniem sprawia, że istotnie zwiększa się poziom tlenu, ale jednocześnie spada poziom dwutlenku węgla.
To istotne, bo to właśnie nadmiar CO2, a nie niedobór tlenu powoduje przymus zaczerpnięcia oddechu. Gdy więc sztucznie, poprzez hiperwentylację, obniżysz poziom CO2, możesz przegapić moment, w którym w normalnych warunkach koncentracja CO2 powiedziałaby Ci: wynurz się, bo za chwilę będzie za późno. Gdy zlekceważysz ten sygnał, tracisz przytomność.
W tym czasie poziom dwutlenku węgla stopniowo rośnie i w pewnym momencie włącza odruch zaczerpnięcia oddechu. Niestety, pod wodą nie ma powietrza i zamiast niego wciągasz do płuc wodę. Dlatego właśnie za każdym razem, gdy zamierzasz pływać pod wodą, znajdź kogoś, kto będzie Cię obserwował z brzegu.
Mimo desperackich wysiłków Raviego, prąd wciągał go coraz dalej od brzegu. W tej chwili oddalił się już na ponad 100 metrów. Simmons widział jego walkę i chciał pomóc, ale zdawał sobie sprawę, że nie pływa wystarczająco dobrze, żeby poradzić sobie z dopłynięciem do niego bez czegoś, co zwiększyłoby jego wyporność. Nie mówiąc już o perspektywie doholowania tonącego do brzegu.
Rzucił się więc sprintem na poszukiwanie jakiegoś pływającego elementu. W otwartym samochodzie przy plaży znalazł dwie piankowe deski do nauki pływania. Wziął je i popłynął w stronę tonącego. Zauważył, że z drugiej strony plaży na pomoc płynie inny mężczyzna. Obaj płynęli mniej więcej równo, jednak gdy zbliżyli się do miejsca, gdzie przed chwilą był Ravi, już go tam nie było.
Później ludzie obserwujący z plaży tę dramatyczną akcję opowiadali, że ciarki przechodziły im po plecach, kiedy widzieli, jak ratownicy przepływają tuż obok miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą widać było głowę topielca. Najwyraźniej tonący nie miał już siły krzyczeć. Cichutko zniknął pod wodą.
Toniesz w ciszy
Tonący w rzeczywistości wcale nie zachowuje się jak aktor grający tonącego. Nie krzyczy, nie chlapie jak oszalały, nie wystawia ręki, by zwiększyć dramatyzm. Proces znikania pod wodą jest przejmująco mało spektakularny – w prawdziwym życiu jest to ciąg odruchów, które zostały już opisane w literaturze.
Są one równie bezwarunkowe jak cofnięcie ręki, którą dotknąłeś rozgrzanego garnka. Tonący, tracąc przytomność, najpierw rozkłada ręce i odruchowo próbuje się nimi „podeprzeć” czy też odepchnąć, by utrzymać usta powyżej lustra wody. Równocześnie ciało przybiera pozycję pionową. Nogi gorączkowo wierzgają, próbując wypchnąć Cię na powierzchnię.
W tym momencie nie ma już mowy o tym, by wydobyć z siebie głos. Tonie się w niemal całkowitej ciszy. Często zdarza się, że ludzie przebywający tuż obok tonącego nie mają najmniejszej świadomości rozgrywającej się tragedii.
Od momentu, w którym włączają się odruchy, zostaje Ci nie więcej niż 60 sekund na powierzchni. Ta minuta jest tak wyczerpująca, że jeśli wtedy nie nadejdzie pomoc, w końcu zanurzysz też głowę, a wtedy do głosu dochodzą procesy fizjologiczne, które mają na celu zwiększenie szans na przeżycie. Jednak nie są to już duże szanse.
Bezdech podwodny
Jeśli w momencie zanurzenia wciąż jeszcze jesteś przytomny, próbujesz za wszelką cenę wstrzymać oddech. Jednak wzrost stężenia CO2 sprawia, że po prostu musisz wykonać wdech, nawet jeśli zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś pod wodą. W żaden sposób, choćbyś miał nie wiem jak silną wolę, nie jesteś w stanie powstrzymać tego odruchu. Badacze nazywają to ostatnim tchnieniem.
„Gdy woda dostaje się do dróg oddechowych – wyjaśnia dr Steinman – ciało próbuje się przed tym bronić, zaciskając struny głosowe. Znane są opowieści odratowanych topielców, którzy pamiętali opór, jaki stawiała krtań, gdy chcieli wciągnąć wodę do płuc”. W końcu jednak poziom tlenu spada tak nisko, że tracisz przytomność: mięśnie wiotczeją i ta blokada również słabnie. Woda dociera do płuc. Niezależnie, czy jest to woda słona, czy słodka – dla płuc jest to masakra.
Najważniejszym elementem płuc są pęcherzyki płucne - drobniutkie baloniki, w których dochodzi do wymiany gazowej. Tlen wędruje do krwi, a dwutlenek węgla z krwi do płuc, skąd jest wydychany. Gdy do płuc wdziera się woda, pęcherzyki zapadają się i zaczynasz się dusić. Woda niszczy też naczynia włosowe – drobniutkie naczynia krwionośne wokół pęcherzyków: one zaczynają przeciekać i osocze wypełnia pozostałe pęcherzyki.
Jak uratować tonącego?
Nawet jeśli ofiara zostanie wyciągnięta spod wody, ocalenie jej nie jest prostą sprawą. Zapadnięte pęcherzyki i i gromadzenie się płynu w płucach powoduje, że pacjent jest mocno niedotleniony.
„Trzeba odessać płyn z płuc i czekać, licząc na to, że pozostało wystarczająco dużo sprawnych pęcherzyków płucnych, by zapewnić organizmowi odpowiednią ilość tlenu” – wyjaśnia dr Steinman. Jednak niewielu topielców ma aż tak dużo szczęścia. Jeśli nie zostaną wydobyci spod wody w ciągu kilku minut, niedotlenienie prowadzi do śmierci mózgu.
Zazwyczaj już po 6 minutach bez oddechu nie ma szans na uratowanie ofiary. Wyjątkiem jest tu utonięcie w zimnej wodzie: niska temperatura może wydłużyć czas śmierci mózgu nawet do godziny od odcięcia dostaw tlenu.
Wtórne utonięcie
O ile o tym, że w zimnej wodzie można przeżyć dłużej, wie chyba każdy, o tyle wciąż niewiele osób zdaje sobie sprawę ze zjawiska znacznie częstszego. Zdarza się, że człowiek, który został cudem uratowany z odmętów, nazajutrz zaczyna się czuć fatalnie i - jeśli nie trafi do szpitala - umiera. Ten przewrotny scenariusz nazywa się potocznie wtórnym utonięciem, choć lekarze nie lubią tego terminu, gdyż jest mylący.
W rzeczywistości za taką odwleczoną w czasie śmierć cudownie uratowanych odpowiada wodna rozedma płuc. Pod wpływem wody, która dostała się do płuc, dochodzi w nich do wystąpienia stanu zapalnego i zbierania się wydzieliny, która zmniejsza ich zdolność do dostarczania tlenu. Najczęściej takie komplikacje następują po podtopieniu w wodzie słonej, ale zanieczyszczona (np. wymiocinami) woda słodka też może wywołać taką reakcję. Dlatego, jeśli zdarzy Ci się podtopić, przez trzy doby uważnie się obserwuj i w razie zauważenia problemów z oddychaniem natychmiast zgłoś się do szpitala.
Jeśli woda to Twój żywioł, ciesz się nią. Ale z tyłu głowy zawsze pamiętaj, że ten żywioł może Cię pozbawić życia. Dlatego kąp się tylko w miejscach strzeżonych, na łodzi noś kamizelkę i nigdy nie wchodź do wody po alkoholu. I nigdy nie rób wyjątków od tej zasady. Ravi zrobił, jeden jedyny raz. Jego ciało odnaleziono dopiero po 52 godzinach.