Pisząc ten tekst, siedzę. Siedzę również wtedy, gdy szukam informacji, gdy rozmawiam przez telefon, siedzę na zebraniach redakcyjnych, siedzę, jadąc do pracy i z niej wracając. W domu również głównie spędzam czas w pozycji siedzącej. Siedzę, jedząc, oglądając seriale, przeglądając internet. Jedynie gdy czytam książkę, nie siedzę. Wtedy leżę.
Licząc na okrągło, w sumie spędzam w fotelach, na krzesłach i sofie 10-12 godzin na dobę. Przypuszczam, że Ty podobnie. Obaj więc mamy problem. Śmiertelnie poważny. Wg pisma „The Australian Diabetes” siedzenie przed telewizorem przez więcej niż 4 godziny dziennie zwiększa ryzyko śmierci z dowolnych powodów o 50%, a z powodu chorób układu krążenia aż o 125%.
Według raportu, przygotowanego na zlecenie portalu wirtualnemedia.pl, Polacy w wieku 20-39 lat spędzają przed TV 3 godziny 15 minut każdego dnia. A przecież – co już ustaliliśmy – siedzisz nie tylko przed telewizorem.
To tu, to tam
Perspektywa nawet przyspieszonej śmierci jest tak odległa, że niewiele się różni od świadomości, że każdy z nas musi umrzeć. Ale siedzenie robi nam (Tobie i mnie) krzywdę również tu i teraz. Według danych z Mayo Clinic, wielogodzinne wysiadywanie za biurkiem zwiększa ryzyko cukrzycy, możesz więc już za kilka lat kilka razy dziennie musieć kłuć się w palec, żeby sprawdzić poziom glukozy.
Siedzenie sprawia, że na Twoich pośladkach tłuszcz odkłada się dwa razy szybciej. I nie tyle wynika to z braku ruchu, co z ucisku. Przesiadywanie w fotelu grozi też żylakami odbytu, czyli hemoroidami. Od siedzenia pogarsza Ci się nawet pamięć i zwiększa ryzyko śmiertelnie niebezpiecznego zatoru tętnicy płucnej.
Na kolana
Doskonale wiedziałem, że siedzenie szkodzi kręgosłupowi. Wiedziałem, że trzeba zadbać o odpowiedni fotel, prawidłowo ustawić monitor komputera i siedzieć w odpowiedniej pozycji, z wyprostowanymi plecami i wypchniętymi lekko do tyłu biodrami.
Ale wiedzieć a stosować to zupełnie coś innego. Siedziałem zazwyczaj w pozycji półleżącej, jakbym był z gumy, a przynajmniej miał gumowe kości. Nie mam. Któregoś dnia chciałem wstać z fotela i... nie zdołałem. Ból w dole pleców był tak silny, że do łóżka musiałem się dosłownie doczołgać. Myślałem, że naciągnąłem mięsień i do rana mi przejdzie.
Nie przeszło. Nie potrafiłem założyć skarpetek, spodni, pościelenie łóżka było zdecydowanie ponad moje siły, a każda najprostsza nawet czynność zajmowała pięć razy więcej czasu niż zwykle. Wizyta w toalecie była koszmarem, o którym chciałbym jak najszybciej zapomnieć.
Przeszło dopiero po dwóch tygodniach, gdy po niezbyt owocnej wizycie u ortopedy zdecydowałem się iść do fizjoterapeuty specjalizującego się w terapii manualnej.