Zobacz też: Sterydy anaboliczne: prawda o testosteronie
Podczas Tour de France w 2003 roku amerykański kolarz Tyler Hamilton stoczył nieprawdopodobną walkę. Po kraksie jechał przez prawie dwa tygodnie ze złamanym obojczykiem, a jednak na 198-kilometrowym górskim etapie z Pau do Bayonne w brawurowym stylu wyprzedził peleton aż o prawie dwie minuty i wygrał. Rok później na igrzyskach olimpijskich w Atenach zdobył złoty medal w jeździe indywidualnej na czas. Potem został na dwa lata zdyskwalifikowany za stosowanie dopingu. Podjął później próbę powrotu do ścigania, ale nie trwała długo i ostatecznie w 2008 roku w niesławie zakończył karierę.
Po latach przyznał się, że w nocy przed swoim niebywałym wyczynem na trasie TdF przetoczono mu własną krew wzbogaconą o czerwone krwinki. W świetle prawa Hamilton był oszustem. Jego partner z drużyny, Lance Armstrong, który wygrał w klasyfi kacji generalnej TdF, również nim był. A także Jan Ullrich, który skończył wyścig jako drugi. W sumie spośród pierwszej dziesiątki kolarzy w TdF 2003 roku tylko dwóch nigdy nie złapano na dopingu.
Jeśli wszyscy oszukują, to doping po prostu wyrównuje szanse.
W swojej autobiografii, zatytułowanej "Wyścig tajemnic", Hamilton wspomina: "Możecie nazywać mnie oszustem do końca świata, ale fakty są takie, że brałem udział w wyścigu, w którym wszyscy stosowali te same metody i po prostu dobrze rozegrałem swoje karty". Kolarstwo jest na czarnej liście organizacji antydopingowych od 1998 roku, gdy policje francuska i belgijska wielokrotnie kontrolowały kolarzy, a raz nawet zatrzymały cały peleton, aby pobrać od wszystkich zawodników płyny ustrojowe.
Zawodnicy tej dyscypliny nie są jednak wyjątkiem – tylko w ostatnim czasie głośno było o przypadku tenisistki Marii Szarapowej, biorącej lek meldonium, który trafił na listę zakazanych środków, czy skandalu w Rosji, gdzie zorganizowano cały system omijania kontroli antydopingowych. Ten ostatni przypadek jest szczególnie skandaliczny, ponieważ wszystko wskazuje, że w oszukiwaniu brały udział instytucje państwowe i sportowe, których zadaniem było łapać oszukujących sportowców.
Trudno dokładnie ocenić skalę zjawiska, ale dr Joanna Różyńska z Zakładu Bioetyki i Problemów Społecznych Medycyny warszawskiej AWF podczas XIV Festiwalu Nauki podała szacunki, że jakąś formę dopingu stosuje 5-25% zawodników.
W takiej sytuacji naturalna wydaje się linia obrony stosowana przez przyłapanych na gorącym uczynku – skoro i tak "wszyscy" biorą, to czyści mają mniejsze szanse i walczący o najwyższe lokaty po prostu muszą się szprycować. Tak twierdził choćby Lance Armstrong, gdy w 2012 roku pozbawiano go tytułów i dobrego imienia. W podobnym tonie wypowiadał się brytyjski bokser Tyson Fury, który nigdy nie miał pozytywnych wyników testów antydopingowych.
"Dlaczego nie zalegalizować dopingu? Wtedy wszyscy by go brali i szanse byłyby równe" – pisał w mediach społecznościowych przed walką z Władimirem Kliczką. Pomysł na pierwszy rzut oka brzmi absurdalnie, ale mimo to chcemy przyjrzeć mu się bliżej.