Odkąd pamiętam, faceci w mojej rodzinie zachowywali się impulsywnie: byli godni, gwałtowni, narwani, trochę za dużo pili, a gdy mieli do kogoś pretensje, absolutnie tego nie ukrywali. Wychowałem się w przeświadczeniu, że tak właśnie zachowuje się facet, i stałem się kopią moich męskich przodków. Miałem burzliwe związki, które kończyły się z mojej winy. W pracy konfliktowałem się z szefem.
Doskonale wiedziałem, że jestem trudny dla innych, ale przede wszystkim sam byłem sobą zmęczony. Nie umiałem odpuścić, zrelaksować się, nabrać dystansu. A właśnie za tym tęskniłem. Moim sposobem na wyluzowanie była impreza i danie sobie w palnik lub wielogodzinna sesja na PS. Ale każdy, kto tego próbował, dobrze wie, że nie daje to oczekiwanych efektów.
Moja partnerka sugerowała terapię, ale mnie odrzucało na samą myśl o tym, że jakiś obcy facet ma grzebać w mojej głowie. Szczęśliwie, wpadł mi w ręce artykuł o skutecznej i prostej medytacji. Przeczytałem i uznałem, że spróbuję. Tym bardziej że dotyczył prostej i ponoć skutecznej techniki.
1. Medytacja to nic trudnego
Tym, co mnie najbardziej przekonało, była prostota, bez żadnej mistycznej otoczki: kwiatów lotosu, kadzidełek, Buddy i nirwany. Bez nawiedzonych nauczycieli duchowych. Trzeba po prostu usiąść w ciszy. No więc usiadłem na brzegu łóżka, zamknąłem oczy, oddychałem głęboko i starałem się nie myśleć o niczym. Łatwo powiedzieć!
W mojej głowie panował chaos i gonitwa myśli. Myślałem o czekającej mnie rozmowie z szefem, kłótni z partnerką i o tym, jak załatwić sprawę z sąsiadem, który zarysował mi auto. Zastanawiałem się, czy iść na imprezę firmową, a jak iść, to co zrobić, żeby się tam nie upić i nie zrobić dymu – jak zwykle.
Nie jest łatwo opanować myślotok, ale zgodnie z zaleceniami postanowiłem mu się przyjrzeć, tak jakby obrazy wyświetlały się na ekranie przede mną. I uderzyło mnie coś istotnego – wszystkie myśli kręciły się wokół mnie: ja, ja, ja, strasznie ważny ja. Przez chwilę patrzyłem na siebie z dystansu – na tego gościa, który drogę do pracy traktuje jak trasę wyścigu F1, na spacerze z psem ciągnie biedaka, gdy ten zatrzymuje się, aby coś powąchać, bo przecież ma swoje Cholernie Ważne Sprawy, w windzie nerwowo naciska przycisk zamknięcia drzwi, bo te pół sekundy go zbawi.
Znerwicowany, skoncentrowany na sobie palant, krótko mówiąc. Zawziąłem się. Codziennie rano siadałem na brzegu łóżka, zamykałem oczy, oddychałem głęboko i próbowałem oczyścić głowę. Za każdym razem, gdy moje myśli zaczynały krążyć wokół jakiegoś tematu, spokojnie im się przyglądałem i czekałem, aż sobie pójdą. Zaczynałem zdawać sobie sprawę, że te myśli, uczucia i impulsy nie są mną.
One są jak chmury na niebie: pojawiają się i znikają. Nie muszę się nimi aż tak bardzo przejmować ani działać zgodnie z nimi, ani nawet nie muszę w nie wierzyć. Część z nich to tylko złudzenie. Negatywne emocje wystarczy przeczekać – miną. Wystarczy się na nich nie koncentrować.