Mam na imię Piotr i nie jestem anonimowym alkoholikiem. Nigdy nie byłem na spotkaniu AA i nie przypuszczam, żebym kiedykolwiek musiał szukać grupy wsparcia. Owszem, zdarzało mi się budzić w miejscach, których nie rozpoznawałem, popijać spirytus piwem (lub – w szczególnie hucznych okolicznościach – odwrotnie), wiem też doskonale, co oznacza "klin klinem". Ale nigdy nie nazwałbym się alkoholikiem. Nawet słowo "pijak" zupełnie do mnie nie pasuje. Ot, zwykły facet, który po prostu lubi się napić. Mniej więcej tak samo, jak większość jego kolegów.
Dlatego przez wiele lat myślałem, że problem marskości wątroby w ogóle mnie nie dotyczy. Bo marskość to przecież konsekwencja lat pijaństwa, powolnej degrengolady, zasikanych spodni, rozwodu, samotności i mieszkania w norze z odciętym prądem. Tak to sobie właśnie wyobrażałem. Myliłem się.
"Większość ludzi, którzy zmarli na marskość wątroby, to nie alkoholicy. To ci, którzy trochę za dużo pili".
Zacznijmy więc od początku. Mam na imię Piotr i właśnie sobie uświadomiłem, że mogę umrzeć z powodu choroby wątroby. Ty też. Wcale nie musisz się upijać do nieprzytomności co weekend, ani pić wątpliwej jakości wynalazków o smaku przemysłowej wiśni. Wystarczy, że lubisz alkohol. Lubisz do tego stopnia, że codziennie po powrocie z pracy wychylasz piwko, dwa, no... góra trzy. I wieczorem jeszcze szklaneczkę.
Wystarczy, że macie z dziewczyną zwyczaj wypijania butelki wina do kolacji. Codziennie, dzień w dzień. W końcu czerwone wino w pięknych kieliszkach to samo zdrowie, na dodatek takie wyrafinowane... Niestety, dla Twojej wątroby to wyrafinowane... tortury. Według prof. Tomasza Macha z Katedry Gastroenterologii, Hepatologii i Chorób Zakaźnych CMUJ w Krakowie, "alkohol jest najczęstszą przyczyną chorób wątroby w krajach rozwiniętych".
Te choroby można podzielić na trzy grupy: alkoholowe stłuszczenie wątroby, alkoholowe zapalenie wątroby i alkoholową marskość wątroby. "Alkoholowe stłuszczenie wątroby występuje u 90% osób spożywających nadmierne ilości alkoholu" – przestrzega prof. Mach. Tutaj znów wraca pytanie, co to znaczy nadmierne spożycie alkoholu. Czy trzy, cztery drinki dzienne to już spożycie nadmierne?
Jeszcze do niedawna lekarze byli zdania, że granica bezpieczeństwa dla zdrowego mężczyzny przebiega gdzieś w okolicach 80 g czystego alkoholu etylowego. Jednak od kilku lat w środowisku lekarskim coraz większą popularność zdobywa przekonanie, że ten pułap trudno uznać za bezpieczny, zwłaszcza jeśli osiągasz go niemal codziennie.