Żeby ocenić skuteczność leku trzeba poddać go badaniom klinicznym. Złotym standardem są tzw. randomizowane, podwójnie zaślepione badania z grupą kontrolną. Polegają one z grubsza na tym, że dzieli się losowo (randomizacja) pacjentów cierpiących na jakieś schorzenie na dwie grupy. Jedna grupa dostaje lek z badaną substancją aktywną, druga (grupa kontrolna) pigułki z celulozą – całkowicie obojętne dla zdrowia, czyli placebo.
Jeśli badanie jest – jak to się mówi w żargonie naukowym – podwójnie zaślepione, aż do końca eksperymentu ani pacjenci, ani lekarze oceniający efekty leczenia nie wiedzą, kto co dostał. Dopiero na koniec, gdy wszystkie przypadki są już opisane, ujawnia się, którzy pacjenci byli naprawdę leczeni, a którzy dostawali tylko placebo. I wiecie co? Gdy się przegląda wyniki takich badań, a my robimy to na co dzień, szukając dla Was wiarygodnych danych, to niemal zawsze jest tak, że poprawę zauważa się w obu grupach!
(Zobacz też: 206 kości, 750 centymetrów jelit... Oto ludzkie ciało w liczbach.)
Wprawdzie lek uznaje się za skuteczny, dopiero gdy jest znacząco skuteczniejszy od placebo, jednak nie zmienia to faktu, że najczęściej ci, którzy dostawali cukier, również odczuwają poprawę. Ten leczniczy skutek sugestii nazywamy efektem placebo. W czasie drugiej wojny światowej dr Henry Beecher był wojskowym lekarzem we Włoszech. Pewnego dnia, gdy po niemieckim bombardowaniu liczba rannych żołnierzy gwałtownie wzrosła, skończyły się zapasy morfiny.
Jedna z pielęgniarek dr. Beechera, w rozpaczy, podała poważnie rannemu, wyjącemu z bólu żołnierzowi zastrzyk z roztworem soli fizjologicznej. Żołnierz uspokoił się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To sprawiło, że dr Beecher zaczął uważniej przyglądać się rannym. Zauważył wówczas, że niektórzy bardzo ciężko ranni, z poszarpanymi ciałami, połamanymi kośćmi i głębokimi penetrującymi ranami, prawie wcale nie skarżą się na ból. Ta obserwacja skłoniła amerykańskiego anestezjologa do postawienia hipotezy, że ludzkie ciało potrafi w jakiś sposób uśmierzać ból.
Zainteresował się tym zjawiskiem i w 1955 roku opublikował słynny artykuł zatytułowany "The Powerful Placebo", który legł u podstaw współczesnych zasad badań klinicznych i sprawił, że efekt placebo zaczął być powszechnie badany. Okazało się, że efekt placebo jest zauważalny w terapii bardzo różnych schorzeń: od przewlekłego bólu, przez problemy psychiczne, aż po choroby jelita i astmę. Wyniki badań najwyraźniej przekonały lekarzy.
W 2008 roku w "British Medical Journal" ukazał się artykuł uczonych z National Institutes of Health, którzy przepytali setki amerykańskich lekarzy, by sprawdzić, jak wielu z nich wykorzystuje efekt placebo, jak dokładnie go stosuje i czy uważa taką terapię za etyczną. Okazało się, że 58% i owszem. Najczęściej zalecają dostępne bez recepty leki przeciwbólowe (38%) i witaminy (41%), chociaż zdarza się, że przepisują antybiotyki (13%), a w niektórych przypadkach nawet zastrzyki z soli fizjologicznej czy cukierki (2 i 3%). Jeśli właśnie poczułeś się oszukany – wstrzymaj wodze.
Siła placebo wcale nie opiera się na oszustwie. W 2017 roku dr Jeremy Howick, epidemiolog z Oxford University (i autor książki "Doktor Ty"), wykazał, że efekt placebo działa również wtedy, gdy pacjent zdaje sobie sprawę, że otrzymuje placebo. Dr Howick sądzi, że mechanizm działania placebo przypomina nieco odruch Pawłowa: psy zaczynały się ślinić na samą sugestię pojawienia się jedzenia, a Twój organizm zaczyna wydzielać substancje poprawiające samopoczucie na samą wieść o tym, że pomoc jest już w drodze. W tym przypadku w drodze z żołądka do krwi. Nie wierzysz w placebo? Oto kilka przykładów jego działania, które nas przekonują.