Możesz się poczuć jak Keanu Reeves w filmie "Matrix", gdy w gabinecie terapii metodą biofeedback podłączają do Twojej głowy elektrody, sprawdzając, jak działa cała ta energia wytwarzana pod czaszką w postaci fal mózgowych.
Sesja przypomina też typowe badanie EEG, choć jest zdecydowanie bardziej spektakularna i obrazowa, bo na ekranie monitora możesz zobaczyć, jak na wykresie wygląda zdenerwowanie, brak uwagi albo fakt, że właśnie poczułeś się fantastycznie zrelaksowany.
Pytanie, które pojawia się po chwili, brzmi: do czego takie obrazy oraz praca z urządzeniem biofeedback mogą się przydać? Zwolennicy tej terapii twierdzą, że skoro wszystko zaczyna się w naszej głowie, można nią leczyć wszystko: od braku koncentracji i kłopotów z pamięcią po bezsenność, nerwice i przewlekły stres.
W jaki sposób? Tym właśnie, co nazywa się "informacją zwrotną" (ang. feedback). Bo choć każdy z nas wie, kiedy puszczają mu nerwy (agresja) lub szlag go trafia, bo deadline tuż, tuż, a robota nie idzie (brak koncentracji), to rzadko kto potrafi te stany na tyle kontrolować, by móc je zmienić – wyciszyć się i podjąć racjonalną decyzję lub, mimo napięcia, okiełznać stres i umieć skoncentrować się na pracy.
Wszystkie techniki relaksacyjne, jak oddychanie czy sport (jego skuteczność w walce ze stresem została potwierdzona dziesiątkami badań), oczywiście obniżają napięcie, poprawiając jednocześnie koncentrację, ale nie dają infomacji zwrotnej, na ile skutecznie to zrobiliśmy. "A im lepiej wykonane ćwiczenie, tym lepsze efekty przynosi trening" – mówi Aleksandra Kołodziej, certyfikowana terapeutka. Za pomocą przypiętych do skóry głowy elektrod, które zbierają impulsy fal i wysyłają je do komputera, pacjent widzi na monitorze, na ile jest skoncentrowany.
Może oglądać film, ale jeżeli robi to nieuważnie i jest spięty, obraz jest zakłócony i np. zaczyna śnieżyć. Jeśli wzmacnia koncentrację, obraz rozjaśnia się. To pozwala kontrolować uwagę, obniżając jednocześnie stres. "Istota terapii polega na tym, by na tyle nauczyć się technik rozluźniania i skupiania uwagi, aby móc je przenieść do codziennego życia i umieć stosować efektywnie bez urządzenia" – wyjaśnia A. Kołodziej. Dlatego takich sesji trzeba ok. 20. Każda to koszt około 60 zł.
Ważne także, aby przeprowadzał je terapeuta z co najmniej II lub III stopniem certyfikacji: najlepiej z wykształceniem lekarskim, pedagogicznych lub psychologicznym. To da Ci gwarancję, że jego wiedza o pracy mózgu i zaburzeniach nie kończy się na kursie. I jeszcze jedno: jeśli cierpisz na depresję, ADHD lub inne poważne schorzenie, najpierw kieruj się do lekarza, a dopiero potem na biofeedback.
Terapia igłowa jest nie tylko coraz bardziej w Polsce popularna, ale ma już swoją ponad 30-letnią tradycję. To wprawdzie nic w porównaniu z 2500 lat chińskich doświadczeń, no ale nie od razu Rzym zbudowano. W połowie lat 80. ubiegłego wieku ta metoda leczenia została oficjalnie przez Polskę uznana. W niektórych miejscach można wykonywać akupunkturę w ramach ubezpieczenia NFZ.
Większość jednak, chcąc zrobić zabieg, a nie czekać miesiącami w kolejce, korzysta z prywatnych gabinetów. Jak wybrać najlepszego terapeutę? Tu decydują dwie rzeczy: rekomendacja i doświadczenie. Jeśli ma on około 10 lat praktyki i wielu pacjentów, nie powinieneś obawiać się fuszerki. Każda terapia musi rozpocząć się wnikliwym wywiadem (dlatego pierwsze spotkanie trwa zwykle pół godziny dłużej).
Po nim terapeuta wspólnie z pacjentem podejmuje decyzję, co będzie przedmiotem leczenia. Praktycy twierdzą, że akupunkturą można leczyć wszystko: od depresji po schorzenia kręgosłupa czy mięśni. Piotr Pokrywka, wieloletni praktyk akupunktury, pracował zarówno z osobami starszymi, jak i noworodkami. "Zdarzało mi się również jeździć ze sportowcami na zawody. Po zabiegach wszyscy zgłaszali większą wydolność i szybszą regenerację" – mówi terapeuta.
Prof. Zbigniew Garnuszewski, uważany za ojca polskiej akupunktury, był zdania, że ta metoda szczególnie sprawdza się w przypadku nerwic, przewlekłego stresu i w ogóle w chorobach psychosamatycznych, czyli zaburzeniach umysłu i ciała. Cała teoria akupunktury oparta jest właśnie na przywracaniu równowagi dwóch sił: Yin i Yang oraz energii życiowej Qi, która przepływa przez cały organizm w kilkunastu kanałach, zwanych meridianami.
Każde zaburzenie w przepływie energii skutkuje chorobą. Igły służą w tej terapii do tego, by tę zdrową i naturalną energię odblokować. Dlatego terapeuta wkłuwa je w punkt leżący w odpowiednim kanale meridianowym. Zabieg trwa 30 minut, z użyciem od kilku do kilkunastu igieł. Czasem nakłuwa się nimi czoło, okolice przy nosie, czasem stopy lub plecy. Zdarza się, że nakłuwane miejsca przez chwilę krwawią, a po zabiegu są przez kilka dni bolesne.
Nieraz pacjenci rezygnują z kolejnych sesji ze względu na gorsze samopoczucie. Tymczasem nasilenie objawów we wstępnym etapie leczenia jest pierwszym krokiem do ozdrowienia. Lepsze samopoczucie powinno pojawić się po około dziewięciu zabiegach. Trzeba jednak pamiętać, że tak jak nie każdy lek na nas zadziała, tak i ta terapia nie zawsze może dawać oczekiwane efekty. Ale, jak twierdzą praktycy, tylko 20% osób jest całkowicie opornych na akupunkturę, więc spróbować chyba warto.
MH 11/2014