Nie mamy wątpliwości, że gdyby przeprowadzić ankietę na losowo dobranej grupie osób, pytając o cholesterol, zdecydowana większość bez namysłu zidentyfikowałaby go jako bezlitosnego sprawcę miażdżycy i zawałów serca. W sumie trudno się dziwić, ponieważ choroby układu krążenia od lat są w Polsce najczęstszą przyczyną zgonów, a za głównego winowajcę powszechnie uznaje się wysoki poziom cholesterolu, który zatyka naczynia krwionośne.
Przekaz jest prosty: jego poziom należy obniżać, stosując dietę i leki. Nie będziemy Cię raczyć spiskowymi teoriami o krwiożerczych firmach farmaceutycznych, które zbijają kokosy na wciskaniu ludziom statyn, które bardziej szkodzą, niż pomagają, ale czujemy się w obowiązku poinformować Cię o wynikach badań, zgodnie z którymi koncepcja złego cholesterolu nie jest taka oczywista.
Zacznijmy od tego, że ten związek jest niezbędny do życia. Jest elementem błon komórkowych i prekursorem hormonów; bez niego nie wyprodukujemy pod wpływem słońca niezmiernie ważnej witaminy D (a trudno dostarczyć ją z pożywienia). Jest potrzebny do wytwarzania niezbędnej do trawienia żółci, dba też o naszą pamięć (w mózgu jest aż 25% całego cholesterolu). Nie jest jednak przyczyną chorób układu krwionośnego. Owszem, zamyka naczynia krwionośne, bo taka jest jego rola. Działa trochę jak plaster, którym organizm zakleja uszkodzenia. Powodują je jednak czynniki.
Do głównych należy zaliczyć współczesną dietę w cukier, kwasy tłuszczowe omega-6 i tłuszcze trans, w witaminy oraz makro- i mikroelementy oraz nieleczone nadciśnienie tętnicze. nakłada się negatywny używek, stresu oraz brak aktywności fizycznej. otrzymujemy naczynia krwionośne, które z czasem tracą elastyczność i powstają w nich ubytki.