Western budzi się do życia. Słychać rżenie koni, w stajni uwijają się chłopaki, czyszcząc boksy. Gdyby nie widok na Śnieżkę, pomyślałbym, że przenieśliśmy się w czasie na Dziki Zachód i nie jest rok 2008, tylko 1808. Okazuje się, że cała kowbojska kultura ma w Polsce bardzo wielu fanów. Mnie interesuje styl jazdy konnej western, bo to jest wyzwanie, z którym mam się zmierzyć
Na koń!
Proszę o spokojnego rumaka, bo ostatni raz w kapeluszu i dżinsach siedziałem w wieku 6 lat na bujanym ogierze. "W porządku, klacz Gwiazda nie robi numerów, no może jest trochę uparta" - zapewnia mnie instruktor jazdy w stylu western Mateusz Pokój z Western City w Ścięgnach koło Karpacza.
Podchodzę z lewej strony. Wkładam nogę w kowbojskie, szerokie strzemiono i zarzucam nogę. Faktycznie, siodło do jazdy western jest wygodniejsze od twardego siodła do jazdy w klasycznym stylu angielskim, na którym siedzi się jak na niewygodnym taborecie. Teraz siedzę niemal jak w fotelu, nogi mam prawie wyprostowane, a nie ugięte.
Ten styl jazdy zrodził się z ciężkiej pracy i potrzeby wygody. Jakoś trudno sobie wyobrazić, żeby kowboj miał pracować, siedząc na małym i twardym jak wyschnięta preria siodle. Gdyby do tego przez 10 godzin pracy na ranczu anglezował, czyli rytmicznie unosił się w kłusie, to tylna część ciała z bólu i obicia dawno by mu odpadła.
Lekcja będzie trwała krócej niż dzień pracy kowboja, ale moje cztery litery już doceniają rozłożyste siodło. Ruszamy na koral - tak westernowcy zwą arenę wysypaną piaskiem, gdzie trenuje się i rozgrywa zawody.
"Trzymaj wodze, jakbyś niósł kubki z herbatą - mówi instruktor - a gdy chcesz, żeby koń skręcił w lewo, przesuń lejce w lewo, jednocześnie odchylając lewą nogę i dociskając łydką w prawy bok konia". Proste. Doświadczona Gwiazda wykonuje moje pierwsze, niezgrabne komendy. Okazuje się, że jazda w stylu western nie jest trudna do opanowania, szybko wchodzi w krew jeźdźca, koń wybacza wiele błędów i już po kilku minutach skręcanie i zatrzymywanie nie stanowi problemu.