Jeszcze niedawno myślałem, że posługiwanie się sprzętem ratowniczym nie należy do szczególnie skomplikowanych zadań (w końcu co może być trudnego w obsłudze łopaty?), a detektor lawinowy kojarzył mi się z nawigacją samochodową, która jak po sznurku prowadzi do zasypanego.
O tym, że jest inaczej, przekonałem się na kursie lawinowym w schronisku Murowaniec w Tatrach, gdzie pod okiem ratowników TOPR ćwiczyłem obsługę sprzętu i techniki ratownicze. Jeśli poważnie myślisz o zimowych, górskich wyprawach czy jeździe poza trasami, nie możesz lepiej zainwestować trzech dni, niż wybierając się na takie szkolenie.
Pod śniegiem
Na początku zajęć ratownicy puścili film z kamery na kasku freeridera zasypanego przez lawinę. Gdy zniknął pod zwałami śniegu, zrobiło się ciemno i było słychać tylko jego oddech. Z każdą chwilą stawał się coraz szybszy, a ja czułem, jak z niewielkiej przestrzeni przed jego twarzą błyskawicznie znika życiodajny tlen. Gdy po kilku minutach ciemność rozproszyło światło wpadające przez dziurę wykopaną przez ratujących go kolegów, odetchnąłem z ulgą równie głęboko jak zasypany. Krótki film sprawił, że zrozumiałem, jak ważne jest, by w góry wybierać się w grupie ludzi wyposażonych w odpowiedni sprzęt i – co najważniejsze – umiejących go obsługiwać.
Utwierdziła mnie w tym statystyka: aż 90% porwanych przez śnieg ma szansę przeżycia, jeśli pomoc dotrze do nich w 15 minut. W Tatrach ratownicy mogą zjawić się na lawinisku najwcześniej po ok. 30 minutach (jeśli zostaną błyskawicznie powiadomieni o wypadku, a pogoda pozwala na lot helikopterem). Wtedy jednak szansa na uratowanie zasypanego spada do zaledwie 40%. Gdy zimą wychodzicie na wyprawę w wysokogórski teren, musicie liczyć przede wszystkim na siebie.
Święta trójca
To trzy urządzenia, które są podstawą ratowniczego ekwipunku: detektor, łopata i sonda. Razem tworzą naprawdę skuteczną broń w walce ze śniegiem. Wyszkolony turysta czy narciarz dzięki nim jest w stanie odnaleźć zasypanego w 15 minut. Z eksperymentów wynika, że jeżeli zabraknie jednego lub więcej z jej składników, czas poszukiwania zaczyna bardzo wzrastać. Dobrze, żeby w Twoim arsenale znalazła się też broń pozwalająca uniknąć zasypania. Jest nią plecak z systemem ABS, czyli balonem, który po pociągnięciu wyzwalacza napełnia się gazem i utrzymuje Cię na powierzchni sunącego śniegu.
Owszem, to drogi zakup, ale do tej pory ludzkość nie wymyśliła niczego skuteczniejszego. Ekwipunek może uzupełnić system Avalung, który składa się z rurek transportujących wydychane powietrze do tyłu. Dzięki temu przed twarzą nie zbiera się dwutlenek węgla ani nie tworzy się lodowa skorupa (pod wpływem ciepłego, wydychanego powietrza, które zamarza na warstwie śniegu). Istnieje duża szansa, że Twoja kurtka i spodnie wyposażone są w system Recco, ułatwiający odnalezienie profesjonalnym ekipom ratowniczym wyposażonym w odpowiedni sprzęt.
Elementy systemu powinny być rozmieszczone po przeciwnych stronach ubrania (na przykład na kurtce po prawej, a na spodniach po lewej). Wówczas jest większa szansa na to, że odbiją sygnał z nadajnika. Niektórzy używają również Avalanche Ball, czyli specjalnego balonika na 6-metrowym sznurze. Jest spora szansa, że gdy porwie Cię lawina i uda Ci się go odpowiednio uruchomić, pozostanie na wierzchu i ratownicy znajdą Cię po nim jak po sznurku.