Andora kojarzy się Polakom najczęściej z bezcłowymi zakupami w drodze do Hiszpanii, ale nie z jazdą na nartach i snowboardzie. Tymczasem okazuje się, że w tym niewielkim państewku znajduje się największa europejska stacja narciarska poza Alpami. I to tylko 3 godziny jady samochodem od plaż Barcelony! Przetestowaliśmy na własnej skórze ośrodek sportów zimowych Grandvalira i podjęliśmy wyzwanie przejechania jego 200 km tras.
Dalej, ale szybciej
Andora leży znacznie dalej niż najbliższe Polsce alpejskie stacje narciarskie w Austrii, ale dzięki rozwojowi tanich linii lotniczych nie trzeba tłuc się autem 2 dni przez całą Europę. Lecę z Katowic liniami Wizzair do Barcelony. Po 2,5 godzinach lotu jestem już w na lotnisku w stolicy Katalonii. Z lotniska zabiera naszą ekipę bus. Wzdłuż drogi rosną palmy, słońce przygrzewa. Wiosna! "I my mamy zaraz po przejechaniu 180 km jeździć na nartach?" - śmiejemy się z resztą narciarskiej ekipy.
Od granicy Andory zaczynają się jednak wąskie, górskie drogi. Pireneje nie są tak strzeliste i majestatyczne jak Alpy, ale oczywiście z dolin tego minipaństwa szczyty wyglądają monumentalnie, malowniczo i dostojnie. Mijamy stolicę, czyli miasteczko Andorra la Vella wciśnięte między góry na wysokości 1000 m n.p.m. Kierowca mówi, że mieszka tu około 22 tys. ludzi, ale rodowici Andorczycy to tylko 30% populacji, reszta to Hiszpanie i Francuzi.
Dojeżdżamy do miejscowości Soldeu. "A hotel?" - pytamy po polsku i czekamy na reakcję kierowcy. "Oto Ahotels" - odpowiada jak echo kierowca po katalońsku, niezrażony naszymi uśmiechami pod nosem. Jakości hotelu Ahotels niczego nie można zarzucić. Nowoczesny, górski obiekt. Zresztą to cecha noclegów w całej Andorze. Baza hotelowa jest na wysokim poziomie i trudno znaleźć miejsce o przeciętnym standardzie, czyli także w bardzo niskiej cenie. Dla jednych będzie to wada, dla innych zaleta.
Z drugiej jednak strony zaoszczędziliśmy trochę na kosztach podróży. Ale nie przyjechałem tu wylegiwać się i zajmować rachunkami, tylko zbadać miejscowe stoki, co najmniej tak dokładnie, jak doktor House bada swojego pacjenta.
10 minut do nieba
Do gondoli mamy 100 metrów i kiedy tylko rusza, wszystkich ogarnia radosne podniecenie. Wszyscy są doświadczonymi narciarzami lub snowboardzistami, w wielu miejscówkach stoki znamy jak własną kieszeń, ale jeszcze nikt z nas nie jeździł w Pirenejach!
Gondola w 10 minut wywozi nas na 2250 m, gdzie znajduje się schronisko Espiolets. Stąd można ruszyć w prawo do El Tarter, w lewo do Grau Roig lub wyżej na Tosa de la Llosada na wysokości 2560 m. To z tego miejsca można wybrać najwięcej wariantów zjazdu. Towarzyszy nam licencjonowany przewodnik, który wita nas swojskim "Ahoj!". Janek okazuje się Słowakiem, obywatelem Europy, ale na stałe mieszka i pracuje właśnie w Andorze.