Freeride: poczuj adrenalinę

Żeby surfować w dziewiczym puchu po malowniczym stoku, nie musisz wydawać fortuny na podróż na Alaskę. Nie musisz nawet przez cały dzień tarabanić się w Alpy. Wyśmienite tereny do jazdy poza trasami znajdziesz również w polskich górach.

Freeride Tomek Dębiec, Marek Oleń
fot. Tomek Dębiec, Marek Oleń

Szczyrk przywitał nas dwudziestoma stopniami mrozu i gęstą mgłą wymieszaną ze smogiem. Mimo to wsiedliśmy na wyciąg noszący nieformalne miano najwolniejszego w Polsce i zaczęliśmy mozolnie piąć się w górę, w głębi ducha licząc, że meteorolodzy jednak się nie pomylili i na szczycie czeka nas to, co zapowiadali, czyli blue bird.

W slangu freeride'owym oznacza to słoneczny dzień tuż po obfitym opadzie śniegu. Takie idealne warunki zdarzają się tylko kilka razy w sezonie, dlatego do Szczyrku jechaliśmy z wielkimi oczekiwaniami.

Na szczęście w końcu zaczęła spełniać się nadzieja, że mgły zalegają tylko w dolinach. Gdzieś w połowie dystansu na szczyt zaczęły się rozrzedzać i wkrótce mleczna biel ustąpiła miejsca błękitowi intensywnemu niczym na kiczowatych pocztówkach. Głęboko odetchnęliśmy z ulgą.

Planowanie

Sporo czasu spędzam nad mapami, szukając odpowiednich terenów do zjazdów. Wypatruję stoków, na których poziomice gęsto kładą się jedna po drugiej, co wróży nachylenie (co najmniej 20 st. ) gwarantujące swobodny zjazd w kopnym śniegu.

Potem odpalam program Google Earth, żeby na zdjęciach satelitarnych sprawdzić, jak stok wygląda w rzeczywistości. Najlepsze są odkryte powierzchnie, ale przyjemnie śmiga się też w bukowych lasach.

Młode, iglaste bory świerkowe należy raczej omijać, bo drzewa rosną w nich zbyt gęsto, żeby pozwolić na przyjemny i w miarę bezpieczny zjazd. Natomiast stare lasy świerkowe są już całkiem OK.

Pomysł zjazdu wschodnim stokiem Skrzycznego pojawił się już dawno. Olbrzymia polana i mocne nachylenie stoku dawały nadzieję na świetną jazdę. Zbocze usiane było jednak licznymi pniakami, co uniemożliwiało jazdę przy małej pokrywie śnieżnej.

Na realizację planu musiałem więc poczekać, aż zima będzie łaskawa i solidnie sypnie śniegiem. W końcu regularne sprawdzanie prognozy pogody (snow-forecast.com) przyniosło efekt.

Śniegu było w bród, a słońce miało zapewnić widoczność pozwalającą dostrzec podczas zjazdu coś więcej niż tylko dzioby swoich nart. Ruszyliśmy w góry.

Płynność to podstawa

Po półgodzinie spędzonej na krzesełku robimy małą rozgrzewkę i w końcu zaczynamy tak długo planowany zjazd. Pierwszy, najbardziej stromy fragment, prowadzi świerkowym borem, przez który docieramy do polany. Przed nami wielka przestrzeń z wystającymi gdzieniegdzie suchymi świerkami.

Nie jest tu tak stromo, więc można pozwolić sobie na znacznie większą prędkość. Śnieg tylko z daleka wydaje się idealnie gładki. Pojawiają się na nim muldy, które trzeba amortyzować pracą nóg albo wykorzystywać do skoków.

Nawet na moment nie można stracić koncentracji, bo z jednej strony trzeba planować linię przejazdu daleko do przodu, a jednocześnie trzeba być maksymalnie skupionym i reagować na to, co pojawia się pod nartami w ostatnim momencie.

Szkoda też zatrzymać się, by chwilę odsapnąć, bo taka przerwa zakłóci płynność zjazdu, która daje freeriderowi największą satysfakcję. Chociaż to tylko kilka minut, na końcu polany z trudnością łapię powietrze. Czuję także, że w kość dostały nogi, mimo solidnego fizycznego przygotowania do sezonu.

Znowu w górę

Po chwili odpoczynku przygotowujemy się do podejścia. Żeby uniknąć przegrzania, ściągamy kurtki. Mozolne podchodzenie w świeżym śniegu to intensywny wysiłek, więc mimo kilku stopni mrozu na pewno nie zmarzniemy.

Kiedy zatrzymujemy się na chwilę, kurtka z powrotem ląduje na grzbiecie. Przy gorszej pogodzie warto zabrać ze sobą dodatkową warstwę w postaci swetra puchowego: przyda się na postoju, kiedy zrobi się naprawdę zimno.

Jeśli warstwa świeżego śniegu ma kilkadziesiąt centymetrów grubości, nawet nie myśl o podchodzeniu na nogach, bo to bezsensowna strata sił i czasu. Każdy z uczestników wjazdu ma inny patent na przemieszczanie się do góry.

Marcin stosuje splitboard, czyli dzieloną deskę snowboardową. Do podejścia robi z niej dwie „narty”, wiązania ustawia tak, żeby umożliwiały posuwisty krok oraz ruch pięty w górę i w dół.

Na ślizgi, wzorem narciarzy skiturowców, przykleja foki, czyli pasy materiału pokryte specjalnym rodzajem „sierści”, które powodują, że nie będzie się zsuwał do tyłu. Ma ze sobą kije teleskopowe z szerokimi talerzykami, które są absolutnie niezbędne podczas podejścia.

Jeśli jesteś narciarzem i zamierzasz ruszyć poza trasę, również powinieneś zaopatrzyć się w takie kije, albo chociaż zmienić w starych talerzyki na szersze.

Andrzej swoją deskę przypina do plecaka, a na nogi zakłada rakiety śnieżne, które jednak nie są tak skutecznym narzędziem do przemieszczania się w głębokim śniegu, jak splitboard, czy odpowiednie narty.

Ja z kolei do nart przyczepiam foki, a do mocnych skrzynkowych wiązań freeride'owych wpinam adapter, który umożliwia podnoszenie pięty buta i podchodzenie. Można już kupić mocne i wytrzymałe wiązania dedykowane do freeride'u, które mają funkcje podchodzenia bez konieczności stosowania adapterów.

Bez wyciągów

Góry typu beskidzkiego doskonale nadają się na freeride. Nachylenie stoków i przewyższenia są wystarczające, żeby zaznać wspaniałych i dzikich zjazdów. Są miejsca takie jak Pilsko, Jaworzyna Krynicka czy góry w sąsiedztwie Szczyrku, gdzie można próbować freeride’u w sąsiedztwie wyciągów.

Trzeba wtedy ruszać z samego rana, bo takie zjazdy są bardzo popularne i świeży śnieg jest szybko rozjeżdżany. Jeśli spodoba Ci się jazda poza trasą, spróbuj wyższego stopnia wtajemniczenia.

Samodzielnie zaplanuj wyprawę, bo najwięcej przyjemności daje freeride połączony z turystyką i szukanie trudno dostępnych zjazdów, które nawet długo po opadach pozostają przykryte dziewiczym śniegiem.

Sezon na freeride

Trwa aż do późnej wiosny. Zaczyna się w polskich górach w grudniu lub styczniu, choć duży śnieg zdarzał się już w październiku. W Bieszczadach i Beskidach najlepsze warunki śniegowe są na przełomie lutego i marca.

Leży już spora warstwa śniegu z poprzednich miesięcy, a w dalszym ciągu można liczyć na obfite opady. W Tatrach najlepsze warunki do freeride'u i skituringu tworzą się w kwietniu i maju. Warstwa śniegu w wyższych partiach nadal jest bardzo duża, maleje zagrożenie lawinowe, a dzień jest coraz dłuższy.

Sztuka pakowania - plecak freeridera

Oprócz termosu i jedzenia, w plecaku powinny się znaleźć apteczka, mapa, kompas, dodatkowa warstwa ubrania, nie zaszkodzi też GPS. Natomiast telefon schowaj do kieszeni kurtki lub spodni.

Po pierwsze, nie rozładuje się tak prędko, jak w plecaku, a po drugie, będzie przy Tobie w momencie, kiedy będziesz go potrzebował. Doświadczenie pokazuje, że po wypadku sięgnięcie do plecaka jest często niemożliwe.

Jeśli wybierasz się w teren zagrożony lawinami, dodatkowo musisz mieć tak zwaną świętą trójcę, czyli zestaw, na który składa się detektor, sonda i łopata.

STRONA 1 z 2
Zobacz również:
REKLAMA