Czerwony punkt zwinnie porusza się w górę pionowej ściany. Jest skazą na ogromnym, szarym płótnie góry. Wierzchołki drzew na dole są oddalone od niego o tyle, że już dawno straciły cechy charakterystyczne dla swoich gatunków. To po prostu miękki dywan zieleni. Czerwona kropka sukcesywnie pokonuje kolejne metry skalnego urwiska.
Wiemy, że to Alex Honnold – bez dwóch zdań najbardziej ambitny i śmiały wspinacz na świecie. Spokojnie i pewnie kieruje się na szczyt, wykorzystując jedynie siłę swoich mięśni oraz pęknięcia i szpary w skalnym kolosie. Właśnie tak zaczyna się nagrodzony Oscarem film dokumentalny National Geographic "Free Solo: ekstremalna wspinaczka".
Jego bohater – Alex Honnold – to już legenda sportów ekstremalnych. Uśmiechnięty, niepozorny gość, który wspina się bez lin, uprzęży i strachu. "Nie jestem w stanie tego zrozumieć – powiedziała kiedyś do Alexa gospodyni amerykańskiego talk-show. – Jeden mały błąd, niefortunny poślizg i spadasz". Kamera błyskawicznie łapie Honnolda, lekko zgarbionego i na pierwszy rzut oka najmniej pewnego siebie faceta w studiu. "Tak – rzuca krótko, wzruszając ramionami. – Moim zdaniem dobrze to pani ujęła".
Free-soloing (u nas znany jako żywcowanie) to sport, cóż, niszowy. Duża część niewielkiej grupy ludzi, którzy próbowali rzucić skalnym ścianom wyzwanie, nie przeżyła tego starcia. 33-letni Alex jest weteranem, który ma za sobą setki takich pojedynków. Ludzie związani ze społecznością wspinaczkową porównują jego osiągnięcia do lądowania człowieka na Księżycu lub do przełamania bariery dźwięku.
Jednym z największych wyzwań-marzeń, Valhallą wspinaczy, jest El Capitan – granitowy monolit w Parku Narodowym Yosemite w Kalifornii. To niemal idealnie pionowa ściana. "El Cap" nigdy wcześniej nie został zdobyty w ten sposób. 900-metrowy granitowy kolos nie oparł się Alexowi i w roku 2017 został przez niego pokonany. Satysfakcja? Można rzec: chwilowa.
Niezadowolony ze swojego wyniku Honnold powrócił na El Capitan w zeszłym roku, aby podjąć próbę pobicia rekordu czasowego. Wraz z towarzyszem – Tommym Caldwellem – osiągnął grzbiet po godzinie, 58 minutach i 7 sekundach. W fenomenie Alexa zastanawia nas kilka rzeczy. Czy to kwestia niebywałych predyspozycji fizycznych i psychicznych? Ogromnych umiejętności w sztuce wspinania? A może owoc największej odwagi w dziejach tego szalonego sportu? Zastanawiamy się, jak Honnold – który jeszcze do niedawna mieszkał w vanie – beztrosko rzuca życie na szalę i uwalnia się od strachu? No właśnie, sęk w tym, że on wcale tego nie robi.