Przychodzę do dojo, czyli sali ćwiczeń, gdzie trenują członkowie klubu Aikido Meian z Warszawy. Umówiłem się, że wezmę udział w ich treningu. Pocieszam się, że będę ćwiczył ze średnio zaawansowanymi i początkującymi, bo do tej pory ze sztukami walki miałem tyle do czynienia, co ze sztuką połykania samurajskich mieczy albo przyrządzania sushi.
Faceci właśnie kończą układać maty na całej powierzchni sali. "No, są także dziewczyny, nie będzie tak źle" - pomyślałem. Dotykam maty, hmm... twarda - i ja mam się rzucać i być rzucanym z całej siły na taki beton? OK, dam radę!
Wprawdzie jako początkujący nie zasłużyłem na hakamę, czyli charakterystyczne czarne spodnie wyróżniające aikido spośród innych stylów walki, ale wyjątkowo pozwolono mi ją założyć. Nic nie umiem, ale przynajmniej wyglądam profesjonalnie. Zaraz zacznie się trening, ale zanim to się stanie, pytam o Stevena Seagala - to on przecież rozpropagował aikido, podobnie jak Bruce Lee kung fu.
"Eee tam Seagal - krzywią się chłopaki - może coś pokazał w pierwszych filmach, ale potem rozmienił się na drobne i stał się gruby jak Elvis."
W rozmowach częściej pojawia się postać Christiana Tissier - to charyzmatyczny mistrz z Francji, nauczyciel Marka Podolczyńskiego, instruktora w klubie Meian. Tissier to postać kultowa dla wielu adeptów aikido. Jest jednym z najwybitniejszych i najpopularniejszych mistrzów aikido w Europie i na świecie. Przez 7 lat trenował w Japonii, m.in. pod okiem doshu, senseia Yamaguchiego i innych wielkich mistrzów. W 1997 r. otrzymał z Hombu Dojo stopień 7 dan Aikikai (w Japonii i na świecie można spotkać mistrzów z 9 danem, ale są oni już w podeszłym wieku).
Tissier ma 54 lata, zaskakuje sprawnością, techniką, siłą ducha i ciągle się rozwija. Twierdzi, że nawet podczas treningu trzeba być skoncentrowanym i walczyć tak dokładnie, jakby się było w poważnym niebezpieczeństwie albo w obliczu śmierci. Mieszka w Paryżu i tam prowadzi swoją szkołę Aikido (www.christantissier.com; jego uczniowie w Polsce - www.aiki.pl).
Trening, czyli krok za krokiem
"Zdziwisz się, ale aikido nie jest sportem - mówi Marek - nie ma zawodów, medali, rywalizacji jak w dżudo czy karate. Aikido jest sztuką defensywną. My nie uczymy, jak zabijać, tylko jak doskonalić siebie i skutecznie się obronić. Przychodzi wielu gości na treningi i myślą, że dowiedzą się, jak złamać szczękę czy wyłupić palcem oko. Tacy albo pokornieją i szybko przekonują się, że nie sztuką jest okaleczyć przeciwnika, albo się rozstajemy".
Siadamy wzdłuż sali i pokłonem witamy się z Markiem. Do instruktora mówi się sensei. Rozgrzewkę zaczynamy od podskoków, żeby rozluźnić ciało. Potem rozciąganie mięśni i ścięgien, ale bez przesady, i przechodzimy do nauki ruchów. Łapię lewą ręką za nadgarstek i płynnym ruchem przyciągam do klatki piersiowej, potem zmiana chwytu i tak w kółko.