Co to takiego ten nieszczęsny gadżet?
Podobno samo słowo "gadget" pochodzi od nazwy firmy Gaget, Gauthier & Cie, która wykonała miedziany płaszcz Statui Wolności. Później firma ta sprzedawała miniaturki Statui – czyli piękne, ale zupełnie bezużyteczne przedmioty, które akurat były modne.
Inna z kolei teoria mówi, że gadżet to słowo-wytrych, mniej więcej tak samo precyzyjne, jak określenie "dynks". Coś, co nie należy do żadnej znanej kategorii. Podobno majtkowie na żaglowcach określali mianem gadżetu wszystkie te instrumenty i urządzenia, których nazw nie potrafili spamiętać.
A dziś? Dziś gadżet kojarzy nam się głównie z nowinką technologiczną, czymś, co jest niewielkie, ale efektowne, i nawet jeśli nie jest przesadnie użyteczne, to jednak warto to mieć, choćby po to, by wzbudzić zazdrość kolegów. Każdy zna kogoś, kto zawsze ma przy sobie dwa telefony, iPada w torbie, iPoda w uszach i wielofunkcyjny zegarek z kompasem, żeby nie zgubić się w drodze z pracy do domu.
Nie ma w tym nic złego, jeżeli wszystkie te zabawki pomagają mu w życiu. Problem zaczyna się, gdy zamiast pomagać – zaczynają dominować. Dotyczy to nie tylko urządzeń elektronicznych. Gadżetem może być wszystko – sprzęt rowerowy, sprzęt do wspinaczki, narzędzia... Wystarczy, że będzie błyszczące, najnowocześniejsze i z takimi funkcjami, które jeszcze kilka lat temu były tylko w filmach o Jamesie Bondzie. I – co równie ważne – musi być markowy.
Marka teoretycznie gwarantuje, że sprzęt będzie niezawodny i nie zepsuje się po roku czy dwóch. Tym argumentem posługują się gadżeciarze, nie zauważając, że tempo rozwoju technologii jest takie, że dzisiejsza nowość za dwa lata jest już zabytkiem, z rozwiązaniami, których nikt już nie stosuje. Właśnie dlatego, że moda i technologia zmieniają się tak szybko, od gadżetów można się uzależnić.
Uzależnienie?
"O uzależnieniu możemy mówić, gdy zaczyna się niepohamowany przymus podejmowania jakichś czynności lub przyjmowania substancji psychoaktywnych oraz gdy całe życie danej osoby jest zorientowane na takie właśnie zachowania" – mówi dr Jacek Radzik, psychiatra zajmujący się uzależnieniami.
Uzależnienie od alkoholu, od narkotyków, seksu... OK, to jest jasne i zrozumiałe. Ale od gadżetów? Czym to się może objawiać? Na przykład zaskakującymi wyborami. Czy mając do wyboru figlowanie z partnerką w łóżku lub bawienie się smartfonem, wybrałbyś to drugie? Nie? Ale są tacy, co i owszem.
Według prof. Nady Kasadebe z Northampton University aż 87% tzw. młodych profesjonalistów zabiera ze sobą urządzenie przenośne do łóżka, a 35% przyznało, że gdyby musieli wybierać, czy spać z żoną, czy ze swoim PDA – wybrałoby gadżet!
Zdaniem profesor Kasadebe o uzależnieniu od gadżetów możemy mówić, gdy wstajesz w nocy, żeby sprawdzić, czy nikt nic do Ciebie nie napisał, jeżeli odmawiasz spotkania z rodziną lub przyjaciółmi tylko dlatego, że wolisz pobawić się swoją zabawką, i wtedy, gdy odcięcie od gadżetu wywołuje w Tobie bliżej nieokreślony lęk.
Czy musisz kupować?
Skąd się bierze takie uzależnienie? "Po pierwsze, kupowanie nowych gadżetów to wielka przyjemność – przypomina zdroworozsądkowo Tomasz Puścizna, psycholog z portalu psychospace.pl, zajmujący się terapią uzależnień. Już Marilyn Monroe mówiła, że »Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy«.
Mało kto jest w stanie odmówić sobie rzeczy dla siebie atrakcyjnych, zwłaszcza gdy może dzięki nim poprawić sobie samopoczucie, a dodatkowo podkreślić swoją pozycję społeczną i materialną. Cóż w tym złego? Problem zaczyna się, gdy kupowanie staje się podstawowym sposobem na poprawienie sobie nastroju.
Dochodzi wtedy do tak zwanego mechanizmu nałogowej regulacji emocji. W uproszczeniu mówiąc, wygląda to tak: jest mi źle – kupuję sobie coś fajnego -> jest mi dobrze -> po pewnym czasie mam wyrzuty sumienia, że kupiłem coś niepotrzebnego, zbyt drogiego -> jest mi jeszcze gorzej -> kupuję coś jeszcze fajniejszego -> jest mi dobrze -> po pewnym czasie wraca smutek i poczucie winy. Koło się zamyka".