W wieku 30 lat Taylor Kitsch osiągnął wiele. Jako nastolatek był na dobrej drodze, żeby profesjonalnie grać w hokeja, ale kontuzja zrujnowała jego karierę. Potem pracował jako trener osobisty i dietetyk, ale cały czas pragnął osiągnąć coś więcej.
Przełom przyszedł wraz z rolą w popularnym serialu o futbolu amerykańskim „Friday Night Lights”. Teraz Kitsch jest gotów na kolejny krok. Gra w najnowszej superprodukcji „John Carter”, gdzie przenosi się z Ameryki czasów wojny secesyjnej na Marsa.
Nasz londyński korespondent spotkał się z nim w Londynie. Taylor podczas śniadania tłumaczył, jak wiedza o treningu i dietetyce połączona z niesamowitą determinacją pomogły mu osiągnąć sukces w Hollywood.
Kitsch przenalizował również fatalny stan zdrowia współczesnego społeczeństwa, a potem opisał, jak w 2 miesiące schudnąć 16 kg. Zanim jednak do tego doszło, musieliśmy rozstrzygnąć pewien spór...
MH: W menu jest tyle pysznych dań, a Ty zamawiasz omlet z białek z cebulą?
TK: Śniadanie to zdecydowanie mój ulubiony posiłek w ciągu dnia. Mam u siebie w Austin w Teksasie ulubioną knajpkę i jeśli nie pracuję, chodzę tam prawie codziennie rano na płatki owsiane, omlet z białek i kawę.
Interesujące, ale to błąd. Oto śniadanie mistrzów: sałata i proteiny. Pomaga spalać tłuszcz, wspomaga funkcjonowanie mózgu...
Trudno się nie zgodzić. Ja jednak wolę rano zjeść złożone węglowodany, żeby dostarczyć sobie paliwa. Sałata ma mało kalorii – za pół godziny będziesz umierał z głodu.
Punkt dla Ciebie. Jak trenowałeś do roli w filmie „John Carter”?
85% efektu zawdzięczam odpowiedniej diecie. Dziennie jadłem około 400 g białka, a do tego brązowy ryż i płatki owsiane – dużo powoli trawionych węglowodanów złożonych. Codziennie wstawałem o 4.30, trzy minuty później byłem już na treningu. Wybieram głównie ćwiczenia wielostawowe, sporo pracuję z wolnymi ciężarami i taśmami.
Dużą uwagę poświęcam wzmocnieniu obręczy barkowej. Każdego dnia robiłem coś innego. Trenowałem anaerobowo, bez przerw, z mniejszymi ciężarami i większą liczbą powtórzeń. Nie chciałem być przesadnie umięśniony. Mój bohater pochodzi z czasów wojny secesyjnej, a wtedy ludzie ważyli średnio 66 kg.
Jesteś dyplomowanym dietetykiem, to Ci na pewno pomogło. Jak zdobyłeś kwalifikacje?
Zostałem certyfikowanym dietetykiem i trenerem osobistym, kiedy studiowałem aktorstwo. Tułałem się bez mieszkania po Nowym Jorku i Los Angeles, nie mogłem dużo pracować, bo jestem Kanadyjczykiem i nie miałem wizy.
Mimo to trenowałem ludzi na siłowniach. W jednej z nich, w Los Angeles, nie mogę się pokazać, bo pracowałem tam na czarno. Miałem płacić im stałą stawkę za możliwość trenowania ludzi, chyba z 500 $, ale to olałem.
Co się stało, gdy się zorientowali? Pogoń ulicami LA?
Coś w tym stylu. Starali się być profesjonalni, dopóki mieli nadzieję, że otrzymają choć część pieniędzy. Bo wiesz, ja bardzo chcę pomagać ludziom. Gdyby nie wyszło mi w aktorstwie, zostałbym dziecięcym dietetykiem.
Dlaczego wolałbyś pracować jako dietetyk, a nie trener osobisty?
Bo sytuacja, zwłaszcza w USA, jest tragiczna. Coraz powszechniejsza jest otyłość wśród dzieci czy cukrzyca wśród dorosłych. To jakiś ponury żart. Albo ludzie nie chcą się zdobyć na choćby odrobinę wysiłku, albo po prostu nie mają pojęcia o zasadach zdrowego jedzenia. Mówią, że mogliby się odchudzać, gdyby dieta składała się z ciastek.
Jaka jest na to rada?
Odpowiedzialność. Rodziców i systemu edukacji. Najbardziej martwię się o najmłodsze pokolenie. To na dzieciach powinniśmy się skoncentrować.
Gdy w 2010 roku grałeś w filmie „Klub bang bang” fotografa wojennego Kevina Cartera, do roli musiałeś mocno zredukować masę mięśniową. Jak Ci się to udało?
W ciągu dwóch miesięcy zrzuciłem prawie 16 kg. To było kretyńskie, niewielu aktorów by się na to zdecydowało. To ekstremalne doświadczenie, zwłaszcza z punktu widzenia dietetyka. Wszystko, co wiem o zasadach odżywiania, poszło do kosza.