Nie ograniczałem się do gier wojennych, choć przyznaję, że te najbardziej lubię. Zabijałem w „Counter Strike’u”, w „Half-Life’a” dokonywałem masowych morderstw i tak już nieżywych stworów, w „Left 4 Dead” strzelałem z ukrycia w tył głowy jako Hitman i używałem kija baseballowego w cieszącym się chyba najgorszą opinią „GTA”.
Spędziłem w sumie długie miesiące w wirtualnym świecie, w którym przemoc jest wszechobecna, a najlepszym argumentem w sporze posiadanie odpowiedniego zapasu amunicji.
Jeśli więc wierzyć powtarzanym wielokrotnie ostrzeżeniom nauczycieli i psychologów, przebywanie ze mną w jednym pokoju jest zajęciem niemal tak niebezpiecznym, jak spędzanie czasu w klatce z lwem.
Eksperyment
Nie jestem jedyny. W ciągu ostatnich dwudziestu lat na świecie przeprowadzono gigantyczny i całkowicie bezprecedensowy eksperyment.
Na krótką metę gry akcji zwiększają agresję. Ale ten efekt nie trwa długo.
Założeniem domniemanych badaczy było sprawdzenie, co się stanie, jeśli milionom, a właściwie setkom milionów chłopców i młodych mężczyzn pozwoli się wcielić na długie godziny, dzień po dniu, miesiąc za miesiącem, w rolę zawodowych morderców.
Czy zabijanie w wirtualnym świecie, do złudzenia przypominającym ten prawdziwy, sprawi, że ci nieustraszeni komputerowi wojownicy zapałają chęcią poczucia prawdziwej broni w ręku i prawdziwej krwi prawdziwych ofiar?
Czy może zmieni się ich osobowość w jakiś inny sposób? Czy też jest to równie niewinna zabawa, tak samo groźna jak zabawy w wojnę z karabinami z patyków, które dominowały na podwórkach jeszcze kilkanaście lat temu?
Jeśli spojrzeć na doniesienia prasowe, coś jest na rzeczy. Eric Harris i Dyland Klebold, którzy w 1999 roku zastrzelili 13 osób w Columbine High School, przyznawali się do godzin spędzonych na grze w „Dooma”.
36% facetów gra w gry akcji. To o 4 punkty procentowe więcej niż w gry sportowe. Źródło: badanie Game Industry Trends 2013, Research.NK na zlecenie NoNoobs, www.git2013.pl
James Holmes, który zabił 12 osób, a dalszych 58 ranił w kinie w mieście Aurora w USA, powiedział śledczym, że strzelając czuł się, jakby był w jakiejś grze komputerowej.
Anders Breivik, norweski masowy zabójca, przyznał się, że przez rok grywał 16 godzin dziennie w „World of Warcraft”, a trening celności zapewniła mu gra „Call of Duty: Modern Warfare”.
Adam Lanza, 20-latek, który wpadł do szkoły podstawowej i zastrzelił ponad 20 osób, w tym wiele dzieci, swoją matkę, a na końcu siebie, spędził ponad 500 godzin na grze w „Combat Arms”. Z wyników gry zapisanych na serwerze wynika, że w tym czasie zabił 83 496 przeciwników, z czego 23 000 najwyżej cenionym przez graczy strzałem w głowę...
Winny się znajdzie
Praktycznie za każdym razem, gdy dochodzi do bezsensownej strzelaniny, przestępcy pytani są przez dziennikarzy, czy lubią grać w gry pełne przemocy. I najczęściej, o ile nie zawsze, otrzymują odpowiedź twierdzącą. Jednak poza takimi sensacyjnymi potwierdzeniami tezy o zgubnym wpływie gier na psychikę nie można w stu procentach obronić.