Na pierwszy rzut oka testowanie środków na kaca może się wydawać pracą marzeń. Ale tylko na pierwszy rzut. Bo owszem, doprowadzenie do kaca jest całkiem przyjemne, ale gdy musisz wypić ustaloną z góry porcję alkoholu, nie mniej i nie więcej, żeby przynajmniej częściowo zachować obiektywność oceny, nagle już nie jest tak różowo.
Metodologia była prosta: wypić półlitrową butelkę o zawartości alkoholu 40% i iść spać. Nie mam mocnej głowy, więc taka dawka w sobotni wieczór zazwyczaj robi ze mnie niedzielne zombie. Następnego dnia po około 8 godzinach snu wypróbowywałem różne środki na kaca.
Przyznaję, że nie jestem pewien, czy za każdym razem udało mi się przyjąć dokładnie taką samą ilość procentów. Dlatego potraktuj wyniki tego eksperymentu jedynie jako wskazówkę. Za to wskazówkę praktyczną.
Saute
Powrót do formy: 8 godzin
Pierwszy dzień eksperymentu miał być wzorcem metra. Wypiłem zaplanowaną dawkę i po przebudzeniu starałem się biernie przeczekać atak kaca. Był klasyczny: ból głowy wzmagający się za każdym razem, gdy zmieniałem pozycję, drżenie mięśni i światłowstręt. Skończyłem pić około 1 w nocy, obudziłem się pierwszy raz około 9 rano, czyli zgodnie z planem.
Ale tu plan się posypał, bo zamiast wstać, postanowiłem jeszcze pospać. Z przerwami spałem do południa i gdy w końcu zwlokłem się z łóżka, czułem się niewiele lepiej niż o 9. Wypiłem jakieś pół litra wody, nie ryzykując skorzystania z pośrednictwa szklanki, rozejrzałem się po świecie i uznałem, że zasługuję na chwilę odpoczynku.
Położyłem się przed telewizorem i spędziłem przed nim całe popołudnie jak zainteresowany reklamami waran z Komodo. W miarę funkcjonować zacząłem około godziny 17. Poznałem to po tym, że w końcu mogłem się wysikać.
Aspiryna
Powrót do formy: 2 godziny
Niedzielny poranek, godzina 10 rano. Za mną pół litra whisky, bezsensowna kłótnia z dziewczyną i osiem godzin snu. Objawy kaca jak tydzień wcześniej. Tym razem jednak od razu po zwleczeniu się z łóżka idę do kuchni, nalewam do dużej szklanki pół litra niegazowanej wody, wrzucam dwie musujące tabletki aspiryny (2 x 400 mg + 2 x 240 mg wit. C) i wypijam duszkiem do połowy.
Później już sączę syczący wciąż napój. Nie wiem, czy to nie efekt placebo, ale od razu czuję się lepiej. Mniej więcej po półgodzinie w głowie przestaje pulsować ból i zaczynam odczuwać głód. Poprzednim razem na samą myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze aż do wieczora.
Zjadam dwie kanapki, wypijam jeszcze jedną szklankę wody i właściwie, gdybym musiał iść do pracy, byłbym w stanie. Całe szczęście, że nie muszę. Pierwsze sikanie koło godziny 12. Mocz nie jest jeszcze słomkowy, ale nie jest też bursztynowy, co znaczy, że nie jestem już jakoś bardzo odwodniony.
Orsalit/litorsal
Powrót do formy: 3 godziny
Oba te środki mają podobne działanie: uzupełniają elektrolity wypłukane podczas sobotniej nocy. To działa, bo sikam po raz pierwszy już po godzinie. Niestety – ani Orsalit, ani Litorsal nie zmniejszają bólu głowy. Bardzo chciałbym wziąć coś przeciwbólowego, ale eksperyment to eksperyment. Dopiero po około 3 godzinach ból zmniejsza się na tyle, że mogę usiąść do komputera bez rozpaczliwego mrużenia oczu.
Skuteczność jest podobna, ale gdybym miał polecić jeden środek, wybrałbym Litorsal – jest w musujących tabletkach i nie jest tak słony, jak Orsalit. Ten ostatni polecam pić na zimno, jeśli Twój żołądek jeszcze nie jest w pełni zrównoważony.