Zobacz także:
Raport o prostytucji: dlaczego faceci płacą za to, co można mieć za darmo?
Zwierzyłem się ostatnio mojej dziewczynie, że zamierzam napisać artykuł o klubach go-go.
"A kiedy ostatnio tam byłeś?" - zapytała.
"Och, wieki temu"- odpowiedziałem szybko. Za szybko chyba, bo dopadło mnie znajome spojrzenie; długie, badawcze i pochmurne, z rodzaju tych, które rzucamy na jakieś obłe gadziny w terrarium.
"Daj spokój - uspokoiłem - O co ten szum? To przecież normalne."
"Nie, to NIE jest normalne"- powiedziała oschle i na szczęście rozmowa się skończyła.
Patrząc szerzej, miałem rację. Na tle seksturystyki, przemocy seksualnej, przeróżnych dewiacji, pedofilskich afer pójście do klubu go-go wydaje się czymś zupełnie normalnym.Nie wspominając o tym, że w porównaniu z meczami polskiej ligi i perspektywą oberwania metalowym prętem, taka nocna wyprawa na striptiz, w kategorii męskich przygód, jest zdobywaniem sprawności harcerskich.
Ale życie to nie tylko ogólna, szeroka perspektywa. To także chwile, w których Twoja własna, osobista narzeczona spogląda na Ciebie jak na padalca i zmusza do postawienia sobie, przynajmniej dwóch, pytań: po pierwsze, dlaczego to je tak wkurza, i po drugie, co nas tam właściwie ciągnie?
Party-niespodzianka
Trzeba sobie od razu powiedzieć, że męskie bywanie w knajpach z gołymi panienkami jest oczywiście czynnością świadomą, ale bez premedytacji. Nie planujemy tego z miesięcznym wyprzedzeniem, skrywając nasze intencje w tajemnicy. Czy znacie kogoś, kto mówi: "Spotkajmy się o 19 w burdelu"? Ja nie.
Rodzime kluby, inaczej niż te w Europie lub Stanach, są najczęściej połączone z dodatkowymi atrakcjami, czyli są to, po prostu, agencje towarzyskie. Tam się chodzi po służbowej kolacji, na której wypiliśmy trzy butelki wina i chcemy jakoś "zagospodarować" naszego kontrahenta z innego miasta. Albo z kumplami po kilku piwach w pubie, z braku lepszego pomysłu. Albo na zakończenie wieczoru kawalerskiego naszego przyjaciela.
Sam nie wiem, ale tych okazji jest naprawdę niewiele. I nigdy nie są do końca stuprocentowo trzeźwe. Nie oznacza to koniecznie, rzecz jasna, że idąc tam, zakończymy naszą przygodę w pokoiku na piętrze. Nie jest bowiem tak, jak podejrzewają nasze kobiety, że jesteśmy napaleni na wszystko, co się rusza. Że po całym dniu, w którym otaczają nas - w pracy, na ulicy, w supermarkecie - różne biusty, mniej lub bardziej skryte pod koszulkami i skąpymi topami, nasz testosteron musi gdzieś eksplodować.
Często po pierwszym kwadransie oszołomienia rozbuchaną nagością, wyuzdanymi ruchami i atrakcyjnością kobiecych ciał dochodzimy do siebie, miejsce zmienia się w knajpę - fakt, że dosyć specyficzną w wystroju, jeżeli potraktujemy panie jako element wyposażenia wnętrza - i tylko od nas zależy, co wydarzy się tego wieczora.