Zobacz też: Trening Piotra Stramowskiego do roli w "Pitbull. Nowe porządki"
Trening na torze Wydziału Realizacji nigdy nie jest lekki. W końcu ćwiczą na nim najtwardsi funkcjonariusze polskiej policji. Ci, których możesz oglądać w telewizji w kominiarkach, gdy dojdzie do zatrzymania długo poszukiwanego przestępcy lub rozbicia groźnego gangu. Razem z nimi do roli w filmie "Pitbull. Nowe porządki" przygotowywał się Piotr Stramowski. Jak wygląda taka zaprawa?
Najpierw zaczynasz od krótkiego sprintu, potem musisz wspiąć się na wysokość drugiego piętra. Nie po schodach, tylko po ścianie. Zjeżdżasz na linie i biegniesz dalej. Przedzierasz się między oponami, przeskakujesz przez okna. Gdy pokonasz okrążenie, na kolejne ruszasz z dodatkowym obciążeniem na plecach – taranem do wyważania drzwi. Aktor bez problemu radził sobie z przeszkodami, ale nowo poznani koledzy postanowili dać mu nauczkę.
Zabrali go do siłowni. Wspólnie zrobili crossfitową sesję, 8 ćwiczeń po 10 powtórzeń bez żadnej przerwy. "Mam niezłą kondycję, więc podczas treningu nie odstawałem od reszty – przyznaje Piotr, po czym dodaje ze śmiechem: – Tylko potem przez 2 godziny nie mogłem się podnieść. Myślałem, że zejdę".
Pierwsze kroki
Stramowski próbował się załapać już do "Służb specjalnych", poprzedniego filmu Patryka Vegi. Niestety, zgłosił się na casting jako jeden z ostatnich. "Z Patrykiem od razu znaleźliśmy wspólny język. Powiedział, że szkoda, że tak późno przyszedłem, bo zostały już tylko małe role, ale znajdzie dla mnie coś w przyszłości" – zdradza aktor. Jednak ze współpracy niewiele wyszło. Piotr zdążył zapomnieć o całej sprawie, gdy w wakacje zeszłego roku dostał telefon od reżysera z pytaniem, czy nie chciałby – jak to mówią w branży – zrobić kilku dni zdjęciowych. Okazało się, że "kilka dni" oznacza główną rolę.
"Scenariusz od razu mi się spodobał – przyznaje Stramowski. – Zaczęliśmy z Patrykiem analizować postać. Od początku wiedziałem, że mój bohater powinien być w formie, ale dopiero podczas rozmów okazało się, że to naprawdę twardy gość". Dlatego Piotr na potrzeby filmu wypracował formę życia i jedną z najlepszych sylwetek w polskim kinie. Ćwiczył 4 razy w tygodniu przez 2 miesiące pod okiem swojego trenera i kolegi Jacka Franke.
Nie wyciskał setek kilogramów. Korzystał raczej z mniejszych ciężarów, za to dbał o to, aby każde powtórzenie wykonywać superpoprawnie. "Na początku miałem co do tego pewne wątpliwości, lecz szybko zobaczyłem rezultaty – mówi. – Poziom tkanki tłuszczowej spadał, a mięśnie rosły". Ale był to dopiero początek przygotowań.