Nikolaj Coster-Waldau spędził blisko dekadę swojego życia w roli Jaimego Lannistera – jednego z kluczowych bohaterów w „Grze o tron”. Głośna produkcja HBO niebawem będzie miała swój wielki fi nał, co w praktyce oznacza, że Nikolaj będzie musiał pożegnać się ze swoją szlachetnie urodzoną postacią. Cóż, lepiej tak niż w stylu Neda Starka. Aktualnie aktor nie myśli o przyszłości swojej kariery. Znajdujemy się w budynku w North Hollywood, a serialowy Lannister jest w całości pochłonięty rzucaniem toporami do drewnianej tarczy.
Ten jeden raz piwo jest niewskazane, więc do picia wybieramy coś bez procentów. Dajemy się namówić na napar z adaptogennych grzybów kordycepsa chińskiego. „Kofeina po prostu kopie – mówi facet z obsługi, wykonując ręką dziwny, pionowy ruch w kierunku sufitu. - Po tym jest się w dobrym nastroju”. Niebawem wraca z naszym magicznym wywarem, który okazuje się zaskakująco przyjemny. Mimo wyczuwalnych nut rosołu wołowego.
SPRAWDŹ SIĘ: Test wiedzy o Westeros
Dobry humor Nikolaja przyda mi się na pewno, bo moją dzisiejszą misją jest wypytać go o sześć ostatnich odcinków „Gry o tron” (gdy piszę te słowa, nadal jesteśmy przed premierą pierwszego). Jego zadaniem jest absolutnie nic mi nie powiedzieć. Facet, z którym siorbię właśnie dziwny grzybowy napój, zna zakończenie tej wybitnej serii i nie może pisnąć ani słowa.
Zapytany przyznaje, że zakończenie „jest fantastyczne”, a jego ostatni dzień na planie „GOT” był „piękny i emocjonalny”. „Pod koniec chyba coś mi wpadło do oka” – wspomina z uśmiechem. Trudno wyczytać też coś z jego zachowania; sprawia wrażenie, jakby nadal to do niego nie dotarło. „Może gdy tej jesieni nie wrócimy do Belfastu kręcić nowe sceny, pomyślę: »To naprawdę koniec«”.
Dobra robota
Coster-Waldau wciąż podkreśla, że jest dumny z tego, jak D. B. Weiss i David Benioff (showrunnerzy) przez cały czas tworzenia serialu trzymali się swoich postanowień. „To historia, którą chcieli pokazać, i nie zamierzają tego przeciągać, mimo że HBO byłoby wniebowzięte, mogąc pokazać fanom jeszcze kilka dobrych sezonów. Ale tak jest lepiej. Każdy fan serii doceni, że jest to spójna opowieść – ta sama od 1. do 83. odcinka” – mówi. Pytam, czy sam dałby radę jeszcze przez kilka lat wcielać się w Jaimego. Nie wygląda na stuprocentowo pewnego. „Ostatni sezon był bardzo intensywny” – zdradza lakonicznie.
Jedna ze scen bitewnych – internetowa plotka głosi, że to bitwa o Winterfell – wymagała aż 50 mroźnych nocy zdjęciowych w trzech różnych lokacjach. „To było brutalnie ciężkie – wspomina Nikolaj. – Ale ponieważ był to ostatni sezon, każdy zaangażowany w produkcję nawet nie zająknął się na temat kiepskich warunków i zmęczenia”. Nikolaj ma 48 lat. Jeszcze przed objęciem roli dumnego Lannistera miał swój udział w kilku hollywoodzkich produkcjach: pojawił się na ekranie jako snajper, zdradzający mąż i facet, który mierzy z broni do Toma Cruise’a.
Nawet wcielając się w postać drugoplanową, zawsze sprawiał wrażenie faceta, który pojawił się tu przypadkiem, jakby szukając drogi do czegoś zupełnie innego. Jego pierwszy film, duński thriller z 1994 roku pt. „Nocny strażnik”, okazał się w Danii hitem. Właśnie wtedy Nikolaj zrezygnował ze szkoły teatralnej. Uważał, że udany debiut wystarczy. „Byłem naiwnie przekonany, że główna rola w tak udanym fi lmie sprawi, że telefon nie przestanie dzwonić. Jak nietrudno się domyślić: nic się nie wydarzyło” – mówi.