Najlepsze powieści na czas izolacji - wybór redaktora naczelnego MH z okazji Światowego Dnia Książki

Są powieści wielkie, powieści największe, są też słabe i raczej takie sobie. Niektóre o wybitną literaturę się ocierają, czegoś im jednak brakuje, sporej części nie uratuje z kolei nawet fakt, że - to żart - na ich podstawie nakręcono film. To zestawienie nie będzie poświęcone żadnej z tych kategorii. Przed Wami - z okazji Światowego Dnia Książki (i Praw Autorskich, dodajmy dla porządku) - 6 cholernie wciągających powieści idealnych na czas powszechnej kwarantanny.

Ksiązki na czas izolacji Piotr Makowski / MPP

Numer 1

Tytuł: Czasami wielka chętka

Autor: Ken Kesey
Tłumaczenie: Jerzy Łoziński
Wydawnictwo: Rebis

Po fenomenalnym "Locie nad kukułczym gniazdem" Ken Kesey zapragnął najwyraźniej napisać #WielkąAmerykańskąPowieść i chyba nawet mu się to udało. "Chętkę" czytałem z piętnaście razy i za każdym razem wciągam się w historię rodziny Stamperów od razu. Od razu, bo wiem, co będzie za chwilę, na kolejnych stronach, trzeba bowiem przyznać, że wstęp raczej odpycha, niż przyciąga - i wielu znajomych, którym tę powieść polecałem, nie potrafiła dać jej szansy. Tymczasem uważam, że taką szansę dać jej należy, bo historia rodziny Stamperów jest co najmniej świetna. Całość jest też fenomenalnie napisana, pokazując wiele wydarzeń z wielu perspektyw naraz (znajdziesz w tej książce fragmenty, które wymagać będą od Ciebie sporej uwagi, obok czcionki regularnej znajdować się będzie bowiem również kursywa, pogrubienie, fragmenty zdań w nawiasach itd. - a każdy z tych stylów odpowiadać będzie głosowi innej postaci).

Właśnie, postaci. Tak świetnie rozpisanych bohaterów wielu w literaturze pięknej (albo popularnej, oba określenia należałoby wyrzucić do kosza) nie ma. Rodzina Stamperów, która pokolenie za pokoleniem przenosi się coraz bardziej na Zachód, aż ląduje gdzieś w Oregonie, to nie zbiór figur, tylko pełonokrwiści mężczyźni i kobiety, wszyscy ze swoimi motywacjami. Kupuje się ich w całości, ufa się ich wyborom w pełni, nawet jeśli początkowo wydają się one raczej mało prawdopodobne. Kesey jednak w ogóle się nie spieszy, oddając im głos, pozwalając sobie na wiele retrospekcji (czas w "Chętce" płynie w zasadzie tak, jak chce), świetnie zarysowując konflikt między dwoma przyrodnimi braćmi. Ach, czego w tej książce nie ma. Ponad siedemset stron czystego dobra.

PS. Ostatni raz "Czasami wielką chętkę" w Polsce wydał Rebis i było to dobrych kilkanaście lat temu. Przydałoby się wznowienie i jakieś solidne wydanie w twardej oprawie.

Numer 2

Tytuł: Cmentarzysko bezimiennych statków

Autor: Arturo Pérez-Reverte
Tłumaczenie: Joanna Karasek
Wydawnictwo: Muza

Po pierwsze, ktoś tu przeszarżował z wyborem tytułu polskiego wydania. Oryginalnie powieść nazywa się "La carta esférica", czemu zdecydowanie bliżej do mapy morskiej, mapy nieba albo mapy po prostu i nie trzeba tu translatorskich zdolności, tylko dwudziestu sekund w internecie. Rozumiem jednak, że miało być bardziej dramatycznie, bardziej tajemniczo, bardziej przygodowo. Szkoda tylko, że przy okazji wyszło groteskowo albo nawet śmiesznie, przez co powieść Reverte lepiej czytać albo na czytniku, albo w oprawie z papieru pakowego, inaczej łatwo narazić się na raczej pogardliwe spojrzenia w tramwaju czy pociągu. Ach, zapomniałbym, wszyscy czytamy teraz w odosobnieniu. OK, w takim razie nie ma problemu.

"Cmentarzysko" to rasowa przygoda. Jest skarb, na zaginionym zresztą wraku, rzecz jasna, jest tajemnicza kobieta, za którą szalej główny bohater, jest ten zły, ten dobry, jest nawet i brzydki. Są też zwroty akcji, jezuici, odrobina historii, ogromna porcja fantazji, a czyta się to wszystko od deski do deski jednym tchem. Jeśli w dzieciństwie marzyłeś o przeżyciu wielkiej przygody, pokochasz i znienawidzisz tę powieść błyskawicznie. I będziesz do niej często wracał; zimą albo podczas kolejnych pandemii.

Zwłaszcza, że Pérez-Reverte potrafi budować narrację, potrafi zbudować fajnych bohaterów, nieźle rozpisać dialogi, ale mistrzem to on jest, gdy przychodzi do zabawy konwencją i tekstem w ogóle. Każdy rozdział zaczyna się tu cytatem z klasyki, nawiązań do arcydzieł i książek raczej zapomnianych jest tu w ogóle sporo, co tylko zwiększa frajdę z lektury. Jedyny zgrzyt to zabieg z narratorem, identyczny jak w "Klubie Dumas" tego samego autora.

Numery 3-5

Tytuł: Trylogia Underworld USA, na którą składają się "Amerykański spisek", "Sześć tysięcy gotówką", "Krew to włóczęga"

Autor: James Ellroy
Tłumaczenie: Violetta Dobosz, Anna Wojtczak ("Amerykański spisek"), Violetta Dobosz ("Sześć tysięcy gotówką"), Ewa Penksyk-Kluczkowska ("Krew to włóczęga)"
Wydawnictwo: Sonia Draga

"Ameryka nigdy nie była niewinna. Ciupcialiśmy dziewice na tylnych siedzeniach samochodów bez żadnych wyrzutów sumienia. Nie da się przypisać naszego upadku żadnemu szczególnemu wydarzeniu ani zbiegowi okoliczności. Nie można stracić czegoś, czego nie miało się od urodzenia". Gwizdek, podanie, asysta, gol. Szybko strzelona bramka ustawiła całe spotkanie, szybko wystrzelonych kilka zdań zdefiniowało powieściowy cykl Ellroya, który historię Stanów Zjednoczonych pisze na nowo w sposób tak sugestywny, że aż chce się wywalić z domu Wikipedię i podręczniki do historii.

Całość zaczyna się w roku 1958, a kończy dekadę później (po drodze jest Kuba i Zatoka Świń, zamach na JFK, Wietnam, Martin Luther King, zamieszki na tle rasowym). Na styku polityki, biznesu i służb specjalnych (nie mogłem się powstrzymać...) dzieją się rzeczy koszmarne, a nawet obrzydliwe. Postaci historyczne mieszają się z fikcyjnymi, o żadnej z nich nie można jednak powiedzieć, że jest kryształowa bądź niezłomna. Umoczeni są tu wszyscy; od szeregowego policjanta, przez agentów służb, po związkowe i państwowe władze; o mafii i specach od mokrej roboty nie wspominając. Sojusze są liche, nienawiść jest silna, żądza pieniędzy i władzy nieposkromiona.

Ellroy potrafi. Zdecydowanie; jego styl jest nie do podrobienia. Telegraficzny, a jednak niesamowicie obrazowy, płynny, szybki, konkretny. Fragmenty prozą mieszają się z wycinkami z akt i gazet, stenogramami rozmów, podsłuchów. Dialogi są precyzyjne i wiarygodne, a całość ma ten niesamowity flow, przez który trudno się oderwać. Wielka rzecz. (Osobne brawa należą się tłumaczomkom).

PS. Koszmarnie wyglądają okładki każdej z tych książek. Pierwsze w Polsce wydanie "Krwi to włóczęga" (również Sonia Draga) miało jeszcze jakiś styl, natomiast od jakiegoś czasu wszystkie książki Ellroya wyglądają jak tanie kryminały. Nie spina się to z wybitną zawartością, z którą mamy do czynienia między okładkami. Bo nazwać Ellroya autorem kryminałów, to jak powiedzieć o "Procesie" Kafki, że to taki lepszy Grisham, a "Dżuma" Camusa to relacja z pandemii koronawirusa na Onecie.

Numer 6

Tytuł: Z szynką raz!

Autor: Charles Bukowski
Tłumaczenie: Michał Kłobukowski
Wydawnictwo: Noir Sur Blanc

Dobrze jest być w teamie "Czytałem Bukowskiego, zanim to było modne", ale nie zaszkodzi też dołączyć do teamu "Zacząłem czytać Bukowskiego, bo polecił mi go MH". Co tu dużo mówić: klasyk. Wszystkie powieści i wiersze amerykańskiego autora to tak naprawdę jeden, długi, podzielony na akty tekst. Częściowo rozpisane przez Bukowskiego historie powtarzają się zresztą w wielu miejscach, raz to będąc opowiadaniem, raz fragmentem powieści, raz wierszem. I za każdym razem jest to ta słodko-gorzka opowieść o przegrywie, który jednak potrafił obrócić wszystko na swoją korzyść; pochwała uporu, miłości (zwłaszcza do kotów), życia na własnych zasadach. Zresztą wszyscy już to wiemy, a ci, którzy nie wiedzą, szybko się przekonają.

"Z szynką raz!" to powieść inicjacyjna pełną gębą. Zaczyna się, gdy Henry Chinaski jest brzdącem, opowiada jego młodość, lata szkolne i kilka z tych, które po nich następują, a kończy się, gdy staje się mężczyzną. Ale jak się kończy! W moim prywatnym rankingu zakończenie tej powieści to numer jeden w historii literatury (przynajmniej tej, którą znam). Finał jest to niby skromny, a jednak wielki; zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę fakt, w jak prosty i nienachalny sposób wynika on z wcześniejszych kart książki.

Osią całości jest oczywiście konflikt z ojcem (stąd też dedykacja "Wszystkim ojcom) i wątek pisarski. A skoro o tym ostatnim mowa, warto wypowiedzieć na głos: Bukowski wielkim pisarzem był, i basta.

Warto do "Z szynką raz!" co jakiś czas wracać. Myślę, że to najlepszy kawałek pisania tego autora, zdecydowanie ciekawszy i sprawniejszy pod względem literackim niż kultowe "Kobiety".

Numery 7, 8, 9 i 10

Mógłbym tak w nieskończoność, ale to może następnym razem. Zaznaczę teraz po prostu, które cztery książki z powodzeniem mogłyby zastąpić którąkolwiek z powyższych i byłoby to jak najbardziej OK; zdecydowałem jednak inaczej.

Chciałbym też wyraźnie zaznaczyć, że nie są to ani najważniejsze książki w moim życiu, ani takie, które uważam za najlepsze spośród tych, które przeczytałem (chociaż i tak wszystkie są po prostu świetne!). To nie ten ranking. Tutaj wybieramy wciągające historie na jeden do kilku wieczorów.

Do dzieła: "Inna dusza" Łukasza Orbitowskiego, "Łaskawe" Jonathana Littella, "Spokój" Attilli Bartisa, "Długi marsz w przerwie meczu" Bena Fountaina.

Zobacz również:
REKLAMA