Wszystko zaczyna się od proszenia o pomoc. Bo właściwie dlaczego tego nie robimy? To przecież takie proste: otwierasz usta i mówisz do kogoś: „czy mógłbyś mi pomóc?”. Tak po prostu. Oto kilka możliwych przyczyn, dla których nie chcemy prosić nikogo o pomoc:
- ludzie mogą się z nas śmiać,
- mogą nas źle ocenić,
- nie chcemy okazywać słabości,
- uważamy, że „nie jest ze mną tak źle”,
- nie chcemy zawracać ludziom głowy,
- chcemy chronić bliskich, nie martwić ich,
- nie chcemy się przyznać nawet sami przed sobą, że mamy problem,
- w ogóle nie dostrzegamy problemu.
Widzicie? Jednak proszenie o pomoc nie jest takie proste. Samo przyznanie się do tego, że potrzebujesz czegoś od innych, wywołuje uczucie wstydu. Powiedzenie głośno o problemie jest odsłonięciem się wobec świata, pokazaniem miękkiego podbrzusza. Więc wstyd zamyka nam usta. To on stoi za większością powyższych powodów unikania proszenia o pomoc.
Mężczyźni nie rozmawiają o emocjach
Jestem nietypowym mężczyzną, bo rozmawiam o emocjach. Często tych, które trudno kontrolować. Zdaję sobie sprawę, że wiele osób uważa, że uczucia to nie jest męska sprawa. Ale uczucia nie są ani męskie, ani kobiece. Są po prostu ludzkie. Nie obchodzi mnie specjalnie to, czy jestem „prawdziwym mężczyzną” albo czy posiadam takie „męskie” przymioty, jak siła, pewność siebie, kontrola, a zwłaszcza kontrola emocji. Zdaję sobie sprawę, że wszystkie emocje, jakie kiedykolwiek odczuwałem, były też udziałem większości ludzi – zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Nie jest tak, że problemy psychiczne to tylko męski problem.
Przeczytaj też: Skuteczne sposoby na kryzys wieku średniego
W dzisiejszych czasach więcej kobiet niż mężczyzn dostaje diagnozę: depresja albo zaburzenia lękowe. Kobiety w wieku 16-24 lat trzy razy częściej niż ich męscy rówieśnicy mają problemy natury psychicznej. Częściej występują wśród nich samookaleczenia, choroba dwubiegunowa czy syndrom stresu pourazowego. Jednakże, mimo że myśli samobójcze również częściej nawiedzają kobiety, to wśród mężczyzn jest więcej przypadków samobójstw.
Luke Sullivan jest psychologiem pracującym w ośrodku interwencji kryzysowej w południowym Londynie i często ma do czynienia z samobójstwami. Oprócz tego prowadzi organizację non-profit pod nazwą Men’s Minds Matter (Męskie umysły się liczą), która zajmuje się propagowaniem wiedzy na temat męskiej psychologii i tendencji samobójczych. Kiedy odwiedziłem go w jego punkcie przyjęć w Peckham, jedną z pierwszych kwestii, jakie poruszyliśmy, był właśnie ten męski problem z uświadomieniem sobie, że jest jakiś problem.
Sullivan opowiadał, że często spotyka osoby w bardzo trudnych psychologicznie sytuacjach, takich jak poważne problemy w pracy, choroby czy konflikty rodzinne, które piętrzą się aż do momentu, w którym dosłownie przygniatają daną osobę. Rezultatem jest kryzys, w którym samobójstwo wydaje się kuszącą opcją. „Widzę, jak to przebiega – mówi. – I nie ma znaczenia, czy masz depresję czy nie. Jeżeli przez dłuższy czas znajdujesz się w sytuacji emocjonalnego stresu, który staje się nie do zniesienia, zrobisz wszystko, aby od tego uciec. Możesz tego stanu doświadczyć nagle, w momencie spiętrzenia różnych trudnych okoliczności. A często kryzys nadciąga powoli, niezauważalnie; po prostu stopniowo pogarsza ci się nastrój, aż dochodzisz do ściany”.
Sullivan zwraca uwagę, że mężczyźni mają tendencję do ignorowania sygnałów ostrzegawczych, a kiedy w końcu sytuacja staje się nie do zniesienia, to kryzys często ma przebieg dramatyczny. „Przede wszystkim musisz sobie uświadomić, że masz problem, a im dłużej zajmuję się tym tematem, tym bardziej staje się dla mnie jasne, że mnóstwo mężczyzn nie ma pojęcia, że coś dzieje się z nimi nie tak”. Mężczyźni mają trudności z wchodzeniem w swój świat wewnętrzny i nazywaniem tego, co czują. Po prostu czują się coraz gorzej i gorzej, aż w końcu ta ciemność, która pochłania ich od środka, może ich zabić.