Męska rywalizacja: dlaczego mężczyźni współzawodniczą?

Twój największy rywal - nienawidzisz go, walczysz z nim, a na końcu i tak musisz przyznać, że to jemu zawdzięczasz swoje zwycięstwa. Zobacz, na czym opiera się odwieczna męska chęć współzawodnictwa i jak przekuć ją w swój sukces.

Męska rywalizacja shutterstock.com
Przywykliśmy do tego, że rywalizacja jest treścią sportu. Kim byłby Małysz bez Svena Hannawalda i odwrotnie? Nikki Lauda bez Jamesa Hunta, Mike Tyson bez Evandera Holyfi elda, Leo Messi bez Cristiano Ronaldo? 

Pewnego ranka Sean „Puff Daddy’’ Combs, którego fortuna w wysokości 700 milionów dolarów zapewniła mu pierwsze miejsce na liście najbogatszych hiphopowców według „Forbesa”, usłyszał w radiu przerażającą wiadomość. Otóż Apple Inc. właśnie zakupiło Beats Electronics za 3,2 mld dolarów. A to oznaczało, że jego główny rywal Andre „Dr. Dre” Young, współzałożyciel tej firmy i dotychczasowy numer drugi na liście „Forbesa”, wskoczył na pierwsze miejsce.

Combs musiał mieć tego dnia naprawdę podły nastrój, chociaż nie zbiedniał ani o dolara. Ale to przecież nie o realną stratę chodzi, tylko o to bolesne upokorzenie, gdy pokonuje nas odwieczny rywal. „Puff Daddy” oczywiście nie pozostał bezczynny – w ciągu kilku dni ogłosił plan rozwoju swojej marki odzieżowej Sean John i przekształcenia jej w wartą miliardy dolarów firmę.

Ta sytuacja to klasyczny przykład zachowania rywalizacyjnego. Nie chodzi o fizyczne wyeliminowanie przeciwnika – rywal to ktoś, kto motywuje nas do większego wysiłku, inspiruje, sprawia, że wzbijamy się na szczyty swoich możliwości, stajemy się lepszą wersją siebie.

W skali globalnej rywalizacja bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie, napędza gospodarkę wolnorynkową. W skali jednostkowej stoi za sukcesami ambitnych jednostek. Przywykliśmy do tego, że rywalizacja jest treścią sportu. Kim byłby Małysz bez Svena Hannawalda i odwrotnie? Nikki Lauda bez Jamesa Hunta, Mike Tyson bez Evandera Holyfi elda, Leo Messi bez Cristiano Ronaldo?

Rywalizowali ze sobą też artyści, poeci, malarze. Ale rywalizacja stanowi również paliwo napędowe takich poważnych dziedzin, jak nauka – przypomnijmy tu choćby rywalizację Nikoli Tesli ze swym niegdysiejszym mentorem Thomasem Edisonem, która zaowocowała niezliczoną ilością patentow. Chęć rywalizacji współcześnie napędza młode wilki z Doliny Krzemowej.

Rywalizacja - szkoła życia

Co prawda w sfeminizowanym świecie dzisiejszych szkół raczej stawia się na współpracę, a współzawodnictwo obwinia się o wyzwalanie najgorszych cech charakteru, ale zaraz po ostatnim dzwonku rywalizacja wraca do naszego życia.

Bo w świecie chłopców i mężczyzn współzawodnictwo to jest męska szkoła życia – dorastając, musimy przede wszystkim zrozumieć, jak sobie układać relacje z rywalami, kiedy opłaca się współpraca, a kiedy trzeba zawalczyć, jaka taktyka zdaje egzamin i w jakim przypadku. Jak dawać z siebie wszystko, żeby pokonać rywala, i jak z godnością znosić porażkę. I jeszcze – jak nauczyć się szanować swojego przeciwnika.

Twój najpoważniejszy rywal to osoba w pewien sposób podobna do Ciebie. Na ogół tej samej płci, w podobnym wieku, na podobnym poziomie, jeżeli chodzi np. o umiejętności sportowe, talent artystyczny, wykształcenie czy pozycję. Krótko mówiąc, zajmuje tę samą niszę, co Ty. Dlatego może służyć jako obiekt, z którym możesz się porównywać.

Jeżeli wydaje Ci się, że nie masz rywala, to może być problem. Jedno z chętniej powtarzanych powiedzonek hollywoodzkich agentów brzmi: „Jeżeli nie masz nikogo, kto pragnie twojej śmierci, jesteś nikim w tym mieście”. Samo posiadanie rywala oczywiście nie czyni z Ciebie gwiazdy, natomiast oznacza, że jesteś w grze, jesteś dla kogoś istotny, ktoś Cię obserwuje i zastanawia się nad Twoim następnym ruchem. 

Męska rywalizacja shutterstock.com
Twój najpoważniejszy rywal to osoba w pewien sposób podobna do Ciebie. Na ogół tej samej płci, w podobnym wieku, na podobnym poziomie, jeżeli chodzi np. o umiejętności sportowe, talent artystyczny, wykształcenie czy pozycję. Krótko mówiąc, zajmuje tę samą niszę, co Ty.

Rywalizacja jest stara jak ludzkość, więc trochę dziwi, że psychologia zainteresowała się tym tematem całkiem niedawno. Dr Gavin Kilduff z New York University odkrył, że gdy w biegu na 5 km towarzyszy nam rywal, jesteśmy na mecie średnio o 25 s szybciej. Rywalizacja stała się też przedmiotem badań psychologów biznesu.

W jednym ze swoich eksperymentów dr Uri Gneezy, zajmujący się teorią gier, odkrył, że mężczyźni (w odróżnieniu od kobiet) częściej wybierają współzawodnictwo i związane z tym ryzyko – mając rywala, osiągają znacznie lepsze wyniki w testach. Współzawodnictwo w sztuce jest trudniejsze do zmierzenia, ale intuicyjnie czujemy, że świetnie pobudza kreatywność.

Zespół The Beatles swoje sukcesy zawdzięczał nieustannemu napięciu między Paulem McCartneyem a Johnem Lennonem. Podobna dynamika, chociaż dochodziła do tego jeszcze rywalizacja braterska między Noelem Gallagherem i Liamem Gallagherem, wywindowała zespół Oasis na szczyty.

Ale te dwie kapele mogą być przykładem, jak różnie można „zarządzać” rywalizacją. Nawet będąc rywalami, Lennon i McCartney sprawiedliwie rozdzielali między siebie zyski i chwałę. Inspirowali się wzajemnie. To było tajemnicą ich sukcesu – mimo napięć potrafili współpracować, by jako team wygrywać rywalizację z innymi zespołami. Inaczej rzecz się miała z Oasis. Gdy rozpadali się w 2009 roku, mieli za sobą lata wyniszczającej wojny metodą spalonej ziemi, która, jak wieść niesie, do tej pory nie została zażegnana i która niszczy życie obu braci. 

Męska rywalizacja shutterstock.com
W ferworze walki naprawdę potrafi my nienawidzić przeciwnika z całego serca, chcemy wyrwać mu serce, wgnieść go w ziemię, ogarnia nas specyficzna ślepota, która nie pozwala nam dostrzec w nim cech ludzkich.

Adrenalina nie sprzyja rozsądkowi

Klasycznym przypadkiem nieracjonalnych decyzji pod wpływem rywalizacji jest aukcja. Okazuje się, że emocjonalna potrzeba pokonania rywala sprawia, że licytowane rzeczy przepłaca się średnio o 71%. Sprytni gracze potrafią umiejętnie rozgrywać emocje przeciwnika.

Dr Gneezy nazwał tę strategię efektem Materazziego. Pamiętacie historię finału mundialu w 2006 r., kiedy to Marco Materazzi wyprowadził z równowagi Zinedine’a Zidane’a? Francuz dał się sprowokować, uderzył z główki włoskiego obrońcę i tym samym ułatwił Włochom zdobycie mistrzostwa.

Politycy doskonale wiedzą, że wyprowadzenie przeciwnika z równowagi jest kluczem do wygranej w debacie. To klasyka manipulacji: wkręcić w rywalizacyjne emocje i skłonić do zrobienia rzeczy wbrew własnemu interesowi. Biznesowe negocjacje również mogą wywołać w nas reakcję: „Muszę wygrać za wszelką cenę!”.

Unikniesz podejmowania głupich decyzji, jeżeli dasz sobie czas na ochłonięcie. Odejdź na 10 minut od stołu, proponując przerwę na kawę. A jeszcze lepiej powiedz: „Potrzebuję czasu do namysłu. Dam odpowiedź w ciągu 24 godzin”. Utrzymywanie fizycznego dystansu też pomaga ochłodzić emocje. To dlatego doświadczeni uczestnicy aukcji nie bywają tam osobiście, tylko licytują przez pośredników, kontaktując się z nimi przez telefon.

Pracując z wrogiem

Co robić, gdy sytuacja (na ogół w pracy) zmusza nas do współpracy z rywalem? Specjaliści radzą, po pierwsze, przekierowanie emocji – musicie współpracować, a znienawidzonym rywalem staje się teraz ktoś inny. Po drugie, zrób coś bezinteresownie dla swojego niegdysiejszego rywala (przynieś kawę?): to taki trik psychologiczny, który sprawia, że zaczynamy lubić ludzi, którym wyświadczamy przysługę.

Po trzecie, spróbuj skupić się na korzyściach, jakie przyniesie współpraca. W ferworze walki naprawdę potrafi my nienawidzić przeciwnika z całego serca, chcemy wyrwać mu serce, wgnieść go w ziemię, ogarnia nas specyficzna ślepota, która nie pozwala nam dostrzec w nim cech ludzkich. Dopiero gdy kurz bitewny opada, możemy dostrzec, ile zawdzięczamy rywalowi. 

Zobacz również:
REKLAMA