Na kolejną tak dużą grę musieliśmy chwilę poczekać (po drodze wyszły jeszcze m.in. Rush of Blood czy Ukryty plan), a w zasadzie wciąż poczekać musimy. Man of Medan to bowiem część antologii The Dark Pictures. Pierwsza z kilku gra, fabularnie niepowiązana z pozostałymi, ale osadzona w tym samym, strasznym świecie, w którym od pojedynczego, najmniejszego nawet wyboru zależy los każdej z postaci. Supermassive Games chce publikować kolejne odcinki nawet co pół roku, każda z gier ma być od Until Dawn zdecydowanie krótsza, taka w sam raz na, powiedzmy, jeden, dwa wieczory.
ZOBACZ TAKŻE: Jak się gra w Days Gone
To podejście może się podobać. Trochę mniej grania naraz, ale częściej – biorę w ciemno. Pod warunkiem jednak, że całość prezentować będzie poziom tego metra z Sèvres, za jaki uznać można Until Dawn właśnie. Tymczasem Man of Medan przez Sèvres nigdy nawet nie przejeżdżało.
Man of Medan – fabuła gry
Cała historia inspirowana jest legendą holenderskiego statku Ourang Medan, który w 1947 roku poszedł na dno. Zanim to nastąpiło, podobno ktoś z pokładu nadał sygnał SOS, informując, że wszyscy na pokładzie kolejno umierają. Podobno też któraś z przepływających nieopodal jednostek sygnał odebrała, a następnie ruszyła z pomocą. Widok, który tam zastała… Cóż, zobaczycie sami, gdy już tam dotrzecie. Według legendy, warto zaznaczyć, statek chwilę po tym, gdy załoga ratunkowa zeszła z pokładu, eksplodował i poszedł na dno. W grze natomiast dryfuje wciąż po otwartych wodach, a trafia na niego grupka zafascynowanych wrakami dzieciaków. Oraz ktoś jeszcze…
Dzieciaków poznajemy, gdy jedno po drugim wchodzą na wynajętą łódź z panią kapitan (w podobnym wieku) na mostku. Jest ich wszystkich pięcioro i nie jest to wcale informacja pozbawiona znaczenia. Pięcioro może dotrzeć bowiem do finału, pięcioro może też po drodze zginąć. Okazji ku temu będzie więcej niż sporo, zwłaszcza że po morzach i oceanach kręcą się, a jakże, piraci. Współcześni, ale jednak. Więcej zdradzać nie ma sensu, bo przecież historią właśnie Man of Medan stoi. No i trochę gameplayem, rzecz jasna.
Man of Medan – rozgrywka
Każdy, kto grał w Until Dawn, odpalając Man of Medan poczuje się jak w domu. Steruje się kolejno każdą z postaci, każdą podejmuje się odpowiednie wybory, każda z postaci ma również po drodze sceny bardziej dynamiczne, w których to od refleksu gracza zależy ich powodzenie. Należy wówczas we właściwym momencie przycisnąć jeden z klawiszy, wyświetlony zresztą złowieszczo na ekranie. Albo, kiedy człowiek najmniej się tego spodziewa, przycelować i wystrzelić. Fajne, adrenalina skacze. Po drodze są jednak mniej fascynujące sceny, w których po prostu idzie się przed siebie, raz na jakiś czas przyglądając się jakiemuś przedmiotowi bądź czytając notatkę. Nuda, którą nazywa się zgrabnie eksploracją.
ZOBACZ, W CO GRAMY: Red Dead Redemption
Komentarze