Energia z tłuszczu
Jornet może skupiać na sobie uwagę mediów, ale z pewnością nie jest jedynym alpinistą próbującym zdefi niować tę dyscyplinę na nowo. Amerykanin Adrian Ballinger zdobył Mount Everest siedem razy. Pierwszy raz wszedł bez tlenu na szczyt w tym roku, po nieudanej próbie w 2016 roku. Był zdeterminowany, by odkryć, co mu wtedy przeszkodziło, i zaczął trenować ze Scottem Johnstonem.
Pierwszym krokiem były dokładne badania. „Odkryłem, że mój organizm nie funkcjonował efektywnie. W czasie wspinania już przy tętnie 115 uderzeń na minutę metabolizm przestawiał się ze spalania tłuszczu na węglowodany”. Takie zasilanie jest nieefektywne przy długotrwałym wysiłku, ponieważ zapasy zgromadzone w formie glikogenu nie wystarczają na długo. W sytuacji kiedy nie dostarcza się kalorii z zewnątrz, a wspinając się na wysokości 8 km jedzenie jest praktycznie niemożliwe, szybko opada się z sił.
I to właśnie powstrzymało Ballingera w 2016 roku. Organizm Jorneta działa inaczej i jest w stanie czerpać energię z utleniania kwasów tłuszczowych dłużej. Katalończyk osiągnął to dzięki diecie z ograniczonym udziałem węglowodanów, a także wykonując w czasie przygotowań do wejścia na Mount Everest połowę treningów na czczo.
To był długi wysiłek o niskiej intensywności, który symulował warunki, w których organizm wspinacza będzie musiał działać na ośmiotysięczniku. Ballinger poszedł w podobnym kierunku i podniósł próg, w jakim przechodzi na zasilanie węglowodanami, do 143 uderzeń na minutę. „Kiedy zaczynałem wspinaczkę wysokogórską, rządziły nią te same reguły, co w latach 50. XX wieku. Tymczasem to rozwijanie nowych technologii i metod treningowych jest fascynujące” – mówi Ballinger.
Uważa, że kluczem do sukcesów Katalończyka jest podejście do alpinizmu jak do dyscypliny wymagającej niezwykłej wszechstronności. „Bardzo cenię, podobnie jak środowisko, osiągnięcia Jorneta. Świetnie wytrenowani zawodnicy, przechodzący do wspinaczki z innych dyscyplin aerobowych, takich jak bieganie, mają szanse na duże sukcesy. Wielu alpinistów starszej daty, włączając mnie, nie ma po prostu wystarczającej wydolności. Panuje przekonanie, że ten sport to głównie cierpienie, i im więcej jesteś w stanie znieść, tym więcej osiągniesz. Jednak ostatnie lata pokazały, że dzięki innemu podejściu, które uosabia Jornet, można osiągnąć więcej. On łamie mentalną barierę, udowadniając, że można więcej” – opowiada Ballinger.
To jednak oczywiście nie wszystko. Oprócz wspomnianego podejścia, eksperymentowania na sobie i dobrych genów, które na pewno mocno przyczyniły się do sukcesów, przesądziły o nich całe lata spędzone w górach. Jornet pierwszy raz wyszedł na szlak, gdy miał 18 miesięcy, a Ballinger zdobył swój pierwszy szczyt w późnych latach nastoletnich.
„Treningowa historia sportowca w dużym stopniu determinuje jego osiągnięcia. Potrzeba lat, żeby w organizmie nastąpiły fizjologiczne zmiany pozwalające maksymalizować wydolność” – tłumaczy Johnston. „Jeśli jakiś 35-latek nagle zdecyduje, że chce pójść w ślady Jorneta, nie uda mu się wykorzystać swojego potencjału, ponieważ procesy związane ze starzeniem się będą hamować postępy treningowe. I nie ma tutaj żadnej magicznej drogi na skróty” – dodaje.
Komentarze