Miniony tydzień praktycznie w całości spędziłem, oglądając w akcji Punishera. Dla fana historii o kultowym mścicielu to prawdziwa gratka. Nie wiesz, kim właściwie jest Frank Castle? To idealny moment, aby nadrobić zaległości. Według moich informacji, drugi sezon powinien być już dostępny na Netfl ixie (premiera 18 stycznia).
Marvelowski Punisher doczekał się wielu adaptacji, ale na wyższy poziom wniósł go dopiero Jon Bernthal, facet z okładki MH. Ten sam, który w „Wilku z Wall Street” uczył nas, jak szybko sprzedać długopis. Gdy dotarłem na plan, postanowiłem, że zgłoszę się po prostu do największego i najbardziej wydziaranego samotnika. Pierwsze spotkanie z odtwórcą roli Punishera chyba nie mogło zaskoczyć mnie bardziej. Niepozorny facet uśmiecha się szeroko i, błyskawicznie wyciągając rękę, rzuca wesoło: „Cześć, jestem Jon. Fajnie, że trafiłeś!”.
ZOBACZ: Trójfazowy trening siłowy na masę
Po chwili przedstawia mnie połowie ekipy. Serialowy Frank Castle jest człowiekiem, który mówi niewiele, a z większością ludzi komunikuje się za pomocą pięści. Gość, który go gra, odpowiada na każde moje pytanie i chętnie dzieli się przemyśleniami. Na dobrą sprawę to słucham jego monologów. Do tego jest, oczywiście, dobrym kumplem chyba każdego człowieka zaangażowanego w produkcję.
Jon jest na dzień przed zakończeniem trzymiesięcznych zdjęć do najnowszego dramatu o Fordzie, który pragnie pokonać włoskie Ferrari na mistrzostwach świata w Le Mans. Wszystko wskazuje na to, że występ u boku Matta Damona i Christiana Bale’a będzie dla Bernthala kolejnym krokiem naprzód.
W nowej roli
W filmie Bernthal wciela się w Lee Iacoccę, amerykańskiego producenta samochodów, który dał światu wiele pięknych i szybkich maszyn. Chociażby Forda Mustanga. To zdecydowane odejście od archetypu, który zazwyczaj kreował na ekranie. Bernthal zdradza, że zmiana wymagała od niego więcej, niż się spodziewał. Na planie pojawił się zaledwie dwa dni po zakończeniu zdjęć do drugiego sezonu „Punishera”.
„Bycie tutaj to spełnienie marzeń – przyznaje. – Ale Iacocca i Frank Castle to zupełnie inne światy. Ten pierwszy to legenda, wizjoner. Drugi dosłownie żyje w ciemności i pragnie tylko stłumić emocje”. Jon otwiera się i opowiada, że pierwsze dni na planie były dla niego czymś zupełnie nowym i onieśmielającym. „Jeden z moich najlepszych kumpli, Sean Carrigan, wpadł i poukładał mi trochę w głowie. Powiedział: »Stary, nie zapominaj, kim jesteś i przez co przeszedłeś, aby się tu znaleźć. Do roboty!«. W następny poniedziałek wróciłem jako inny człowiek”.
MIĘŚNIE PUNISHERA: Jedno ćwiczenie, które da Ci siłę i sprawność
Jego kalendarz również przypomina, że to nie najlepsza pora na zwątpienie. Drugi sezon „Punishera” oznaczał pół roku spędzone w Nowym Jorku, czyli wiele dni z dala od rodziny. Widać, że każda rozłąka jest dla niego trudna. Jest jednak profesjonalistą i sam zauważa, że ból związany z brakiem najbliższych przenosi w pewien sposób na ekran, aby lepiej oddać pogrążonego w żalu Franka Castle’a. „Wiem, że każda kariera ma swój tykający zegar i że pewnego dnia telefon przestanie dzwonić. Moim głównym obowiązkiem jest dbać o rodzinę. To niełatwe, bo właśnie przez to jestem daleko od ludzi, których kocham.
Skoro nie mogę być przy moich dzieciach, to chcę, aby pewnego dnia, myśląc o tych latach, mogły chociaż powiedzieć: »Taty nie było, ale robił to wszystko dla nas«” – kończy. Aby podkreślić wagę ostatnich zdań, unosi prawą zaciśniętą pięść. Dostrzegam świeżą postrzępioną bliznę tuż pod jego kciukiem. „To złamanie z pierwszego dnia zdjęć do drugiego sezonu – wyjaśnia szybko. – Nie zrobiliśmy przerwy i drugiego dnia zerwałem więzadła, a kolejnego odłamki kości i włókien uległy przemieszczeniu. Musieli to zoperować”.
Bez kolejnego pytania podwija rękaw i prezentuje lśniące pamiątki po zabiegu. „Tak, kontynuowanie walki ze złamaną ręką nie było najlepszym pomysłem. Pewnie nie byłbym wykluczony na tak długo. Ale takie sceny traktuję jak pojedynek bokserski. Nie zamierzam być tym, który schodzi z ringu, gdy nadal jest w stanie walczyć” – mówi Bernthal.
Najtrudniejsze zadanie
Rola superbohatera z uniwersum Marvela wydaje się odpowiedzią na wszelkie troski dla każdego aktora. Zwłaszcza dla gościa, który bez problemu mógłby zawodowo zająć się boksem. „Punisher” z Bernthalem w roli głównej jest jednak czymś więcej, niż kolejną zmaskulinizowaną reklamą nowinek amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. To doskonale rozegrany temat tęsknoty i bólu. Każdy odcinek wchodzi głębiej, niejako wydłubując na wierzch wszystko to, z czym mierzą się mężczyźni.
Ciężar emocji Franka Castle’a jest przytłaczający, a jego rany niemal odczuwalne dla oglądającego. Przypisanie Bernthala na stałe do roli wypranego z emocji twardziela byłoby błędem początkującego. Aby jeszcze mocniej wejść w rolę Punishera, Jon mocno zaangażował się w środowisku weteranów, w większości byłych żołnierzy sił specjalnych. Podczas długich rozmów komandosi opowiadali mu o zespole stresu pourazowego (PTSD) oraz trudnych powrotach.
„Wiem, ile ta postać znaczy dla ludzi. To, że żołnierze nosili czaszkę Punishera do walki, walczyli i umierali za swój kraj, naprawdę wiele dla mnie znaczy” – opowiada. Jego Punisher również kieruje się kodeksem moralnym. Ale Jon jest świadomy, że radzenie sobie z emocjami jest w dzisiejszym świecie równie istotne, co oddzielanie faktów od fikcji.
„Patriotyzm i męstwo są poniewierane, stają się brawurą i szaleństwem. Boksowałem w wielu siłowniach na całym świecie. Podczas podróży szybko zrozumiałem, że najgłośniejszy facet w siłowni zawsze jest tym, którego nie trzeba się obawiać” – rzuca z uśmiechem. Odpuszczam nieco Punisherowi i pytam Jona Bernthala o wychowywanie dwóch synów w kulturze, która niemal w całości opiera się na kulcie męskości.
Bez wahania stwierdza, że rola ojca to najważniejsze zadanie, jakie kiedykolwiek przed nim postawiono. Bracia Henry i Billy są opiekunami ich młodszej siostry, Adeline. Drugie urodziny były momentem, w którym ojciec posłał ich na lekcje jujitsu. Bernthal chce, aby chłopcy zawsze byli w stanie bronić siebie, swoich bliskich i wszystkich, którzy kiedykolwek będą tego potrzebować.
„Pozwalam im robić wszystko, ale tylko tak długo, jak długo będą temu poświęcać się w pełni. To największe wyzwanie ojcostwa: dostrzec, gdzie sam popełniałem błędy, i pomóc im ich uniknąć. Po prostu chcę, aby moje dzieci były lepsze ode mnie” – wyjaśnia.
Bernthal chętnie rozmawia o swojej rodzinie i w pewnym momencie mówi nawet, że jest nam wdzięczny za zainteresowanie tym tematem. Stwierdza, że jest już gotowy i opowiada o problemach zdrowotnych Adeline z listopada 2017. Wtedy właśnie u dwuletniego dziecka Bernthala zdiagnozowano zapalenie mózgu. Dziewczynka przez trzy dni pozostawała w śpiączce, a po przebudzeniu nie rozpoznała swojej rodziny.
Jon wspomina, że jego żona, pielęgniarka, była w tych chwilach jego ostoją – zachowała spokój i poświęciła się ratowaniu dziecka. Mała Adeline wróciła do pełni zdrowia. „Ludzie zachwycają się sztuczną odwagą w stylu macho. To, co zrobiła moja żona, było największym pokazem odwagi” – wspomina. Widać gołym okiem, że Frank Castle nauczył go nie tylko, jak poradzić sobie z kilkoma uzbrojonymi przeciwnikami. Jon wie, jak cenny jest czas z bliskimi, a strach przed utratą Adeline dodatkowo umocnił go w przekonaniu, że w życiu nie warto marnować ani sekundy. Aktor długo myślał, jak sprawić, by 2019 rok wykorzystać w pełni.
W planach jest co najmniej jeden film i, być może, kolejne epizody przygód Punishera. Noworoczne postanowienia? Ma tylko dwa: obejrzeć jak najwięcej meczów swoich pociech i spędzić jak najwięcej nocy we własnym łóżku z żoną. Ostatnie pytanie naraz wydaje mi się zupełnie zbędne. To, czy Punisher kiedykolwiek odnajdzie spokój, nie zależy wcale od Bernthala. On i Frank Castle to dwie różne osoby, które łączy tylko czarna zbroja z białą czaszką na piersi i gotowość do wyeliminowania każdego, kto podniesie rękę na jego najbliższych.