Joe Manganiello: od chabety do atlety

Przepis na transformację Joe Manganiello jest bardzo prosty: rzetelna praca, dyscyplina i kilka dobrych rad od samego Schwarzeneggera. Spróbuj, a przekonasz się, jakie to proste!

Joe Manganiello Patrik Giardino
Po lewej Joe Manganiello w wieku 13 lat. Miał wówczas 157 cm wzrostu i ważył 45 kg. Po prawej Joe 24 lata później. Mierzy teraz 196 cm i waży 105 kg. (fot. Patrik Giardino)

Nowy numer (10/2017) z Joe Manganiello na okładce możesz też kupić w naszym kiosku internetowym.

Daniel Craig przerzucił kilka ton żelastwa, żeby stać się Jamesem Bondem. Brad Pitt nigdy nie założyłby Fight Clubu, gdyby nie setki powtórzeń i odpowiednia dieta. Gerard Butler musiał poddać się prawdziwie spartańskiemu treningowi, aby być godnym greckich królów. Jednak większość aktorskich przemian jest robiona na kredyt, a ich efekty znikają tak samo szybko, jak się pojawiły.

Jakby mięśnie były jednym z elementów charakteryzacji.

Trudno się temu dziwić: w końcu pierwszoplanowi bohaterowie dbanie o sylwetkę mają zapisane w kontrakcie. Nad ich przygotowaniami czuwa personalny trener, który jest rozliczany z każdego dodatkowego centymetra w bicepsie aktora. Posiłków przez całą dobę pilnuje dietetyczka, martwiąca się jedynie tym, czy gwiazdor nie podjada za jej plecami.

Przemiany robią wrażenie, ale są efektem profesjonalnego podejścia do pracy. Trudno doszukiwać się w nich zmiany stylu życia. Dlatego nic dziwnego, że gdy kończą się zdjęcia, nasz ekranowy superbohater szybko zaczyna przypominać kumpla z bloku obok. Zamawia pizzę w środku nocy. Zdarza mu się wypić o jednego za dużo. W zastraszającym tempie traci swoją spektakularną sylwetkę.

Szczera prawda

Joe Manganiello jest całkowitym zaprzeczeniem takiej postawy. Na przestrzeni lat stał się szybszy, silniejszy i sprawniejszy. Zawdzięcza to swojej determinacji w dążeniu do celu i ciężkim treningom siłowym oraz restrykcyjnej diecie. (jesteś ciekaw szczegółów? Oto trening i dieta Joe Manganiello na wyrzeźbiony sześciopak i stalowe mięśnie). Dzięki temu pojawiał się na okładkach Men’s Health na całym świecie częściej niż Hugh Jackman czy Jason Statham.

"Wielu aktorów z pierwszych stron gazet wygląda tak, jakby ich brzuchy zostały wyfotoszopowane – mówi Manganiello. – Patrzę na nich i wiem, że nie ćwiczą, palą dwie paczki papierosów dziennie i przez cały weekend chodzą pijani. A potem sprzedają iluzję na okładce. To dla mnie absurdalne. Jestem wysportowany i żyję zdrowo. Jestem jednorożcem wśród aktorów".

Historia Manganiello pokazuje, że dróżka na szczyt jest wąska, ale za to wszyscy zaczynamy z bardzo podobnego poziomu. W końcu 13-letni Joe wyglądał jak wielu chłopaków w jego wieku. Wysoki, szczupły, chude ramiona. Pod koszem musiał uważać na niższych, ale lepiej grających ciałem kolegów. Nic, może oprócz wzrostu, nie zapowiadało jego dzisiejszej, potężnej sylwetki 

Obudzić bestię

Gdy jesteś na fali, nie znajdziesz siły, żeby zmienić swoje życie. Zresztą wtedy nawet nie dostrzeżesz powodu, dla którego miałbyś to robić. Manganiello przekonał się o tym w 2002 roku. Zagrał wówczas jedną z drugoplanowych ról w "Spider-Manie". Dla 26-letniego aktora była to niezła gratka. Zaczął się zachowywać, jakby wygrał na loterii: pił zbyt często, palił za dużo, bawił się, kiedy tylko miał na to ochotę.

Pieniądze szybko się skończyły, a Manganiello przez kolejne 4 lata nie dostał żadnej poważnej roli. Zamiast przed kamery czy na plakaty, trafił na plac budowy, gdzie od 7 do 16 przerzucał piasek i żwir. Nie przeszkodziło mu to w chodzeniu potem na siłownię.

"To nie były zwyczajne ćwiczenia po pracy – mówi. – Trenowałem jak zwierzę. Pokonywałem bariery, do których inni bali się nawet zbliżyć". Robił to ze złości na siebie, że z salonów Hollywood trafił na jego budowlane zaplecze. Dla zdrowia i sylwetki, którą nadszarpnęły długie godziny zabawy.

Dzięki determinacji wrócił na ekrany. Najpierw grał epizody w serialach, potem wystąpił w kolejnej części "Spider-Mana", aż w końcu wcielił się w wilkołaka w "Czystej krwi". Bez problemu wrócił na zawodową karuzelę, bo był zdecydowanie lepiej przygotowany. I choć fanki pokochały jego wyrzeźbioną klatę, to nie zawróciły mu w głowie. 

Joe Manganiello Patrik Giardino
fot. Patrik Giardino

Nowy początek

Gdy Manganiello przyjechał do Londynu promować kolejny sezon "Czystej krwi", spotkał się z naszymi kolegami z brytyjskiego MH. Większą grupą poszli na sushi, gdzie aktor zamówił cały talerz surowych ryb bez grama ryżu. Pił wodę, mimo że inni raczyli się winem i sake. I nie był na żadnej diecie, którą wymyśliło mu studio. Po prostu tak się odżywiał.

"Jeśli czekasz na te kilka godzin w tygodniu, podczas których jesz wszystko, na co tylko masz ochotę, to nie uda Ci się osiągnąć świetnej sylwetki – mówi aktor. – Gdy zacząłem dostawać niezłe wypłaty za »Czystą krew«, od razu kupiłem sobie orbitrek, bieżnię i ogromny telewizor, żeby oglądać w trakcie ćwiczeń kanały sportowe". Wszystko, aby jak najlepiej przygotować się do kolejnych wyzwań.

Gdy Steven Soderbergh potrzebował kogoś do roli przystojnego striptizera w "Magic Mike", wybór od razu padł na Manganiello. Mówcie, co chcecie o tym filmie, ale panowie rzeczywiście wyglądali jak ucieleśnienie kobiecych marzeń."

"Jeśli pojawiasz się na planie bez koszulki przez jeden albo dwa dni w tygodniu, to intensywność treningu może się zmieniać – mówi aktor. – Ale jeśli paradujesz tak przez cały czas, musisz ćwiczyć na najwyższych obrotach".

Dlatego cała obsada ostatnie 14 dni przed rozpoczęciem zdjęć spędziła na treningu. Pompki, zarzuty sztangą, wyciskanie hantli – wszystko w hurtowych ilościach. Jednak żeby zbudować taką sylwetkę, potrzebny jest jeszcze jeden ważny element – odpowiednia dieta. Ta stosowana przez Manganiello jest prosta: mnóstwo białka, jeśli węglowodany, to tylko z takich źródeł, jak słodkie ziemniaki, poza tym "nie" dla alkoholu, "nie" dla cukru i "nie" dla jakichkolwiek wymówek.

Wielki Arni

Kolejny rok to już praca z samym Arnoldem Schwarzeneggerem nad filmem "Sabotaż". Panowie biegali z karabinami po pustyni w Kalifornii, ratując świat przed kartelem narkotykowym. Jednak dla samego Manganiello dużo ważniejsze było to, co działo się poza planem. Dzięki wspólnej pasji do fitness szybko zaprzyjaźnił się z byłym gubernatorem.

"Arnold zbudował prawdziwe imperium i bynajmniej nie opiera się ono na lenistwie – zdradza aktor. – Zawsze uważałem, że jestem bardzo zajętym człowiekiem. Gdybym miał sobie przyznać za to punkty, to byłoby to 8/10. Jednak w kontakcie z nim zrozumiałem, że należało mi się co najwyżej 2/10".

O czym dokładnie rozmawiali obaj panowie, Manganiello nie chce już zdradzić. Ale można sobie wyobrazić, słuchając przemówienia Schwarzeneggera do absolwentów University of Southern California w 2009 roku. Arnold opowiedział wówczas o 6 zasadach sukcesu.

Po pierwsze, zaufaj sobie. Zastanów się, kim naprawdę chcesz być, i choć na chwilę zapomnij o tym, co wymyślili dla Ciebie rodzice czy koledzy.

Po drugie, łam zasady. Nie osiągniesz niczego, jeśli będziesz unikał kłopotów i próbował wszystkim się przypodobać.

Po trzecie, nie bój się porażki. Ryzykując, zawsze narażasz się na niepowodzenie, ale to jedyna szansa, żeby wygrać.

Po czwarte, nie słuchaj krytyków. Jeśli mówią, że czegoś nie da się zrobić, Ty pokaż im, że jednak można.

Po piąte, ciężko pracuj, bo bez wysiłku nie ma rezultatów. A jeśli marnujesz czas na wygłupy, pamiętaj, że jest ktoś, kto w tym czasie ostro trenuje.

Po szóste, oddaj coś światu. Niezależnie, czym się zajmujesz, podziel się swoją wiedzą, doświadczeniem i energią z innymi. 

MH 10/2014

Zobacz również:
REKLAMA