Przewiń dalej:
Pomysł na siebie jest najważniejszy
O występie w „Magic Mike” i „Magic Mike XXL” magazyn „People” obwołał Joe Manganiello najprzystojniejszym magistrem na świecie. Niedługo później w wywiadzie aktor przyznał, że jego partnerką jest pociągająca Sofia Vergara. Jeżeli nie znasz tej czarującej Kolumbijki, która wystąpiła w takich filmach, jak „Maczeta zabija” czy „Gorący pościg”, to... szybko musisz nadrobić braki. Najlepiej zaglądając na jej konto na Instagramie. Wystarczy rzut oka, aby zyskać pewność: Joe jest niesamowitym szczęściarzem, że równo rok temu wziął z nią ślub. Media donosiły, iż podczas wesela skorzystał z kilku układów, których nauczył się podczas pracy nad filmami o striptizerach. Jednak Manganiello zarzeka się, że to nieprawda.
„Ludzie mówią różne rzeczy” – zbywa temat. Jak było naprawdę? To zostanie ich słodką tajemnicą, lecz dzięki mediom społecznościowym wiele szczegółów uroczystości wyszło na światło dzienne. Aktor powiedział sakramentalne „tak” pod girlandą z białych kwiatów. Na weselu było kilkuset gości, a na scenie, oprócz grającej na żywo orkiestry, pojawił się w pewnym momencie sam Pitbull. Panna młoda musiała być zachwycona.
Niezapracowany gwiazdor
Jeżeli już poczułeś delikatne ukłucie zazdrości, mamy dla Ciebie przykrą wiadomość – to dopiero początek. „Przez kilka ostatnich lat, gdy pracowałem nad »Czystą krwią«, nie miałem zbyt wiele obowiązków – przyznaje szczerze aktor. – Przyjeżdżałem na czytanie scenariusza i kręcenie jednej sceny w odcinku. W ciągu miesiąca musiałem wyjść z domu... może ze dwa razy”. Ale Manganiello nie leżał do góry brzuchem. Najpierw napisał książkę „Evolution”, o tym, jak pokonać bariery i wypracować niesamowitą sylwetkę. Potem sfinansował, wyprodukował i nakręcił film dokumentalny o La Bare, jednym z najlepszych klubów ze striptizem na świecie.
Przedstawił w nim ten niecodzienny biznes od zaplecza i pokazał pracujących w branży mężczyzn. Brak codziennych obowiązków pozwolił mu również wziąć udział w kilku mniejszych projektach. Jednym z nich był występ w „Stano”, filmie o zawodniku baseballu, który stara się wrócić na właściwe tory, po tym jak został skazany na więzienie za nieumyślne spowodowanie śmierci podczas bójki. Obraz nie pojawił się jeszcze na ekranach kin.
I może nigdy się nie pojawi: tak to w końcu bywa z niskobudżetowymi produkcjami. Ale nawet jeśli ten projekt zakończy się niepowodzeniem, trzeba przyznać, że Joe dobrze wykorzystał dany mu czas.
Jak zaczynał Manganiello?
Manganiello studiował teatr klasyczny na prestiżowym Carnegie Mellon University. To nie jest najbardziej oczywista ścieżka kariery dla kogoś, kto ma potem grać wilkołaka czy striptizera. Joe podchodzi do tego jednak bardzo pragmatycznie. Mógłby zacząć cytować z pamięci Szekspira, Czechowa czy Ibsena, lecz zamiast tego stwierdza:
„Grałem ich wszystkich, ale nikt nie był zainteresowany oglądaniem”. Czego nie można powiedzieć o Magic Mike’u, na którego poszli nawet ci, którzy bardzo nie chcieli, lecz zmusiły ich do tego partnerki. Joe nie krytykuje, nie ocenia. Po prostu doskonale odnajduje się w takim świecie. Zresztą na planie filmu o tancerzach erotycznych panowała świetna atmosfera.
„Podczas kręcenia »Magic Mike’a XXL« naprawdę dobrze się bawiłem”
– przyznaje Manganiello. Wszystko za sprawą ponownego spotkania z Channingiem Tatumem, byłym zawodnikiem WWE Kevinem Nashem i Mattem Bomerem. „Ci goście to moi prawdziwi przyjaciele – tłumaczy. – Mogę z nimi wyjść do miasta albo zadzwonić do nich o każdej porze dnia i nocy”. Chociaż razem dobrze się ze sobą czuli, nie zamierzali odpuszczać.
„Wiem, że to komedia, ale musieliśmy robić swoje. Powtarzać wszystkie te układy taneczne, trenować w siłowni po 14 godzinach na planie zdjęciowym i jeść niczym kulturyści, co samo w sobie jest robotą na pół etatu”. Potem trzeba było jeszcze się rozbierać. I naderwany biceps po jednej ze spektakularnych sekwencji stanowił tutaj najmniejszy problem.
Czy Ty byś się odważył?
Wejdź na chwilę w skórę Joe. Jesteś normalnym, wykształconym gościem. Trenujesz, bo lubisz. Nagle pojawia się propozycja. Możesz zarobić fajną kasę, ale musisz nasmarować się oliwką i wykonywać erotyczne tańce, zdejmując przy tym seksownie ciuchy. I to nie po kilku drinkach dla ukochanej kobiety, tylko dla chudego chłopaka montującego coś przy światłach, wąsatego kamerzysty i reżysera, który ciągle kontroluje, czy jesteś wystarczająco naturalny. Nagle cała sprawa nabiera innego wymiaru, prawda? A z tyłu głowy masz jeszcze świadomość, że od teraz, gdziekolwiek się pojawisz, wszyscy kumple będą udawać, że machają koszulkami nad głową. Czy Manganiello był podenerwowany?
ZOBACZ: Motywacja do działania - jak żyć na pełnych obrotach?
„Tak, ale tutaj przydaje się doświadczenie z siłowni – zdradza. – Jeśli jesteś zdrowo zaangażowany w trening, gdy przychodzi co do czego, nie musisz się już zastanawiać. Po prostu robisz swoje. Dlatego warto poświęcić te długie godziny na przygotowania”. Joe zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz. Niedługo będzie obchodził 40. urodziny, ale uważa, że jeśli chodzi o budowanie wymarzonej sylwetki, dopiero zaczyna się rozkręcać. „Jestem w swoim najlepszym okresie, jeżeli chodzi o pracę nad mięśniami” – mówi. Pomaga mu trener Ron Mathews, który regularnie startuje w zawodach CrossFitowych i plasuje się w ścisłej czołówce na świecie w kategorii powyżej 45 lat.
„Jestem teraz większy i silniejszy niż kiedykolwiek w swoim życiu. A często słyszę innych ludzi, którzy narzekają, że nie mają już 20 lat. Ostatnio spotkałem na siłowni takiego faceta. »Mam 33 lata, to już nie to samo« – wspomina aktor – 33 lata? To wspaniały wiek, żeby w końcu wziąć się porządnie do pracy. Wydaje mi się, że już dawno przedefiniowaliśmy, co to znaczy mieć 30 lat. Jeszcze tyle można i powinno się wówczas zrobić!”.
Jak trenuje bożyszcze kobiet?
Jednak przekraczając swoje granice, warto korzystać z pomocy specjalistów. Bo czasami małe zmiany mogą w efekcie przynieść niesamowite rezultaty. Dla Manganiello takim przełomem okazało się spotkanie z byłym pracownikiem NASA, który teraz opiekuje się żołnierzami sił specjalnych i profesjonalnymi sportowcami. „Pobrał próbkę mojej krwi i przeprowadził ponad 200 testów pod kątem rozmaitych alergii pokarmowych oraz braków konkretnych składników odżywczych w diecie”. Wyszło na to, że organizm Joe słabo radzi sobie z mlekiem i jajkami, ale to był dopiero początek. W czasie badań wyszło na jaw coś znacznie gorszego.
„Miałem niesamowicie wysoki poziom arszeniku we krwi – zdradza. – Wszystko przez jedzenie kurczaków. W branży mięsnej dodaje się go do karmy, aby skóra zwierząt, nawet po zapakowaniu, ciągle miała piękny, różowy kolor”. W Stanach Zjednoczonych to poważny problem, z którego nie wszyscy zdają sobie sprawę. Mimo iż amerykańska Agencja Żywności i Leków w 2015 roku podała, że 70% kurczaków sprzedawanych w kraju może zawierać arszenik.
„Wpływa on niekorzystnie na produkcję testosteronu u mężczyzn” – tłumaczy aktor. A to dopiero początek długiej listy powodów, dla których nie warto mieć z tą substancją kontaktu. Joe wykluczył z diety szkodliwe produkty. „Okazało się, że moje ciało świetnie funkcjonuje na czerwonym mięsie – mówi. – W dodatku w ciągu ostatniego roku zacząłem bić wszystkie swoje rekordy”. Urozmaicił też sposób ćwiczeń, włączając do swojej rozpiski treningowej elementy CrossFitu.
„Dzięki temu każdy trening ma w sobie elementy gry, a przy tym naprawdę potrafi skopać tyłek” – wyjaśnia. Jedyne, co zmieniło się na niekorzyść, to czas potrzebny na regenerację i rozciąganie. „Po prostu muszę dbać o siebie trochę bardziej, niż robiłem to wcześniej”.
Każdy ma jakieś słabości
Dbanie o siebie trochę bardziej dotyczy nie tylko treningu, ale i wszystkich innych sfer życia. Bo to, co udało się osiągnąć Manganiello, nie jest dziełem przypadku, tylko nagrodą za walkę stoczoną z samym sobą. „Gdy miałem dwadzieścia lat, moje życie wyglądało jak bufet – wspomina Manganiello. – Tyle że ja rzucałem rozmaitymi rzeczami w ścianę i patrzyłem, co się przyklei. Kolejne 10 lat zajęło mi sprzątanie tego bałaganu”. Mowa tu o alkoholizmie, w który popadł po pierwszych sukcesach w branży filmowej. Niewielu pamięta, że Joe został obsadzony w „Spidermanie” z 2002 roku. Był na prostej drodze do sukcesu.
Zatem dlaczego miał tego nie opić? Problem był jeden: aktor nie potrafił się zatrzymać. Pojawiał się na kolejnych castingach w słabej formie. Nowe role nie nadchodziły, a Joe otarł się o bezdomność, bo jedyne pieniądze, jakie zarabiał, pochodziły z dorywczej pracy na budowie. „Myślę, że osoby z uzależnieniami rodzą się już z pewną inklinacją – stwierdza. – Ale sam alkohol nie był dla mnie problemem. Chodziło o to, co miałem w środku. Picie pozwalało mi zagłuszyć uczucia, które siedziały we mnie, odkąd pamiętam”.
Problemy pomogła mu przezwyciężyć medytacja. „Zawsze mi się podobała. W szkole teatralnej praktykowaliśmy ją codziennie rano” – stwierdza. Nie usłyszysz od Joe żadnych wyjaśnień czy tłumaczeń. W jego przypadku się sprawdziło, więc korzysta. A co Ty na ten temat sądzisz? To już Twoja sprawa.
Pomysł na siebie jest najważniejszy
W podobny, zero-jedynkowy sposób aktor podchodzi do tego, co dzieje się w jego życiu. „Ludzie często narzekają, że muszą się odnaleźć – mówi. – Jesteś tym, kim chcesz być. Gdy miałem dwadzieścia lat, dokonywałem wielu złych wyborów. Po trzydziestych urodzinach dorosłem. Stałem się mężczyzną, jakim zawsze chciałem być, i w konsekwencji spotkałem kobietę, o jakiej mogłem tylko marzyć”. Joe opowiada o tym z całkowitym spokojem, za którym kryje się ogromna pewność siebie. Ale jak sam przyznaje, nie zawsze tak było.
„Można porównać to do treningu. Gdy za pierwszym razem pojawiłem się w siłowni, nie czułem się komfortowo. Drugiego dnia? Również nie. Szczerze mówiąc, ten stan rzeczy utrzymywał się przez pierwsze 4 czy 5 lat. Ale ciągle robiłem swoje i nagle coś się zmieniło”. Tak może być również w Twoim życiu. Wystarczy, że odpowiednio się przyłożysz.