Jak pokonać samotność? Kluczowa rola przyjaźni

W Europie jeden mężczyzna na trzech czuje się samotny. Samotność dotyka najbardziej pokolenia wyrosłego na mediach społecznościowych, czyli facetów w okolicach trzydziestki. Redaktor MH zastanawia się nad tym, jak odrodzić znaczenie męskiej przyjaźni. Bo bez niej skończymy marnie.

samotność Shutterstock.com
Ludzie, którzy mają silniejsze więzi społeczne, rzadziej zapadają na choroby serca – stwierdzili naukowcy z Ohio State University. Nawet niewielka liczba bliskich osób może znacząco poprawić zdrowie. (Shutterstock.com)

Parę lat temu ja i czterech moich kolegów postanowiliśmy zorganizować sobie wypad w góry. Zapakowaliśmy buty do trekkingu, opróżniliśmy pobliski supermarket z konserw i wyruszyliśmy na podbój dzikiej przyrody. Podczas tej wyprawy stało się coś fascynującego, chociaż prawdę mówiąc, nie spotkały nas żadne niesamowite przygody. Chociaż przyjaźniliśmy się od czasów uniwersyteckich, nigdy nie byliśmy razem na żadnym wyjeździe. Wspólna wyprawa była dla nas bardzo wyzwalająca. Siedząc wokół ogniska na pustkowiu, otworzyliśmy się przed sobą jak nigdy. Całą noc przegadaliśmy z jednym z kumpli o naszych życiowych rozczarowaniach.

To była jedna z tych rzadkich rozmów, które na zawsze pozostają w pamięci. Nigdy nie zapomnę niezwykłej atmosfery tego męskiego wyjazdu. Wiele miesięcy później uświadomiłem sobie, że czas tam spędzony był dokładną odwrotnością poczucia samotności. Od tego czasu wiele się zdarzyło. Przeprowadziłem się do Nowego Jorku, gdzie dostałem wymarzoną pracę korespondenta zagranicznego, a moje życie wykonało gwałtowny zwrot. Z Londynu, gdzie miałem pełno starych przyjaciół, na Manhattan, gdzie nie znałem nikogo. Byłem singlem i nie miałem w otoczeniu żadnej bliskiej osoby. Po raz pierwszy w życiu czułem się prawdziwie samotny. Tak cholernie samotny, że zacząłem tęsknić za uśmiechem kelnerki w lokalnej knajpce.

Zacząłem uprawiać długie nocne spacery po mieście. Czasami czerpałem masochistyczną przyjemność z tego, że czuję się tak wyalienowany, wsiąkałem w mrok miasta, pozwalając mu, aby odarło mnie z mojej tożsamości. Czułem się jak postać z obrazu Edwarda Hoppera. Ale przez większość czasu byłem po prostu nieszczęśliwy. Moje oczekiwania wobec Nowego Jorku – ludzi, których spotkam, fascynujących rozmów, które będę prowadził – były ogromne. Tyle seriali telewizyjnych, dziejących się w NY, obraca się wokół przyjaźni: „Girls”, „Seinfeld”, „Przyjaciele”. No właśnie, gdzie zatem jest moja grupa zabawnych, dysfunkcyjnych przyjaciół, którzy pomogliby mi poczuć się tu jak w domu?

Wilki stepowe

Samotność jest często porównywana do głodu. To jest brak emocjonalnego pożywienia, którym jest fizyczna przyjemność przebywania w towarzystwie kogoś, komu na Tobie zależy. Nowy Jork jest miejscem, gdzie samotni ludzie najbardziej dotkliwie odczuwają ten głód. W sobotę rano wędrowałem przez SoHo lub East Village, dziwiąc się, jak bardzo zajęci są ci wszyscy ludzie. Jakim cudem oni się poznali między sobą i dlaczego nie chcą poznać mnie? Moje mieszkanie w Williamsburgu na Brooklynie ma widok na roziskrzoną panoramę miasta.

To jeden z najbardziej ekscytujących widoków na świecie – no chyba że czujesz się samotny. Wtedy te światła szydzą z ciebie, bo każde z nich jest sygnałem ze światów, gdzie ludzie zbierają się razem, piją wino, śmieją się i całują. Samotność może być mylona z depresją, ale to nie jest to samo. Jedno z badań przeprowadzonych przez University of California w San Francisco wykazało, że większość osób, które zgłaszają problem samotności, nie ma depresji klinicznej. Co do mnie, nie miałem żadnego chemicznego powodu, aby być nieszczęśliwym podczas tych sześciu miesięcy w Nowym Jorku. Byłem tylko jak komputer, który został odłączony od sieci.

Musiałem po prostu ponownie się do niej podłączyć. Potrzebowałem przyjaciół. Z biegiem czasu to poczucie zaczęło zanikać. Poznałem dziewczynę i w końcu udało mi się zdobyć przyjaciół. Znowu jestem szczęśliwy. Ale to doświadczenie sprawiło, że zainteresowałem się tematem samotności. Zacząłem o tym czytać i pisać. Przeczytałem „Samotne miasto” Olivii Laing i „Plemię” Sebastiana Jungera. Zagłębiłem się w cykl „Moja walka” Ove Knausgaarda. Szybko zorientowałem się, że nie jestem sam. Miliony innych osób były tak samo samotne, jak ja – wielu z nich w największych, najbardziej ekscytujących miastach na świecie, na zewnątrz byli ludźmi sukcesu, a mimo to w środku czuli się rozpaczliwie samotni.

Uświadomiłem sobie również, że istnieje pewien szczególny element mojego żałosnego stanu. Samotność nie ma płci, ale to właśnie faceci częściej zmagają się z wyrażaniem swoich uczuć i tworzeniem znaczących związków. Dla większości z nas łatwiejsze są rozmowy o piłce nożnej i polityce niż zwierzenia na temat niskiego popędu seksualnego lub niedowartościowania w pracy. Nie wiemy, komu mielibyśmy o tym powiedzieć ani jak je wyrazić.

(Rzuć okiem na 38 zasad męskiej przyjaźni.)

.

Męski klub

Mężczyźni nie potrafią rozmawiać ze sobą lub prosić o pomoc. To banał, ale prawdziwy. Osobiście wolę stracić pół godziny na szukanie drogi niż wyjść na niekompetentnego, prosząc o wskazówki. Potrzebuję komfortowej sytuacji, takiej jak na wspomnianej wcześniej wyprawie z kumplami, aby szczerze pogadać z innym facetem. Większość moich znajomych to kobiety, ponieważ czuję się w ich towarzystwie bardziej zrelaksowany.

Ale żeby odsłonić przed kimś mroki mojej duszy, potrzebne mi towarzystwo mężczyzn. Badanie przeprowadzone w 2017 r. na Uniwersytecie Oksfordzkim wykazało, że mężczyźni tworzą więzi przez bezpośredni kontakt i wspólne działania, podczas gdy kobietom łatwiej jest utrzymać przyjaźnie dzięki rozmowom telefonicznym. Nasze struktury społeczne też funkcjonują inaczej.

Według badań przeprowadzonych przez „Plos One” męskie przyjaźnie mają większe szanse na rozkwit w grupach, podczas gdy kobiety preferują interakcje typu „jeden do jednego”. „Dla utrzymania kobiecej przyjaźni wystarczy regularnie rozmawiać przez telefon – powiedział Robin Dunbar, który przeprowadził badanie. – Męską przyjaźń karmi wspólna aktywność, działanie, wypad na piwo, wyjście na mecz czy łowienie ryb”.

Problemem, przed którym stanąłem w zeszłym roku, było to, jak tworzyć nowe męskie przyjaźnie – zadanie, które z wiekiem staje się trudniejsze. Od czasu ukończenia studiów miałem wielu kolegów, kumpli, towarzyszy picia i wakacyjnych ziomków, ale nikt nie zadzwoniłby, gdyby moje życie się rozpadło. W miarę zbliżania się do czterdziestki sytuacja się pogarsza. Wielu zostaje wciągniętych w wir życia rodzinnego, utrzymując kontakty tylko z innymi parami. Wielu tworzy sieci towarzyskie w pracy, ale nic nie zastąpi tej surowej, męskiej przyjaźni facetów, którzy znają się jak łyse konie.

„Utrzymanie przyjaźni wymaga wysiłku – mówi mi jeden czterdziestoparoletni przyjaciel, który coraz rzadziej spotyka kumpli, odkąd założyli rodziny. – Świąteczny drink czy coroczne zjazdy to za mało”. Ale wiadomo, jak ciężko wyciągnąć faceta z domu, kiedy ma małe dzieci. Jak zdobyć męskich przyjaciół po czterdziestce? To zaskakująco trudne. Możesz spotkać ludzi w pracy czy klubie sportowym, ale zbyt często natrafiasz na barierę. Kiedy byłem w Nowym Jorku, spotykałem sympatycznych facetów. Nawet wychyliliśmy kilka browców. Ale co dalej? Jak facet z drugim facetem ma się umówić na drugą randkę? Po prostu nie wiadomo, jak to dalej ciągnąć.

Gdzie moje plemię

Niektórzy tłumaczą, że przyczyną współczesnej plagi samotności jest to, że bardzo oddaliliśmy się od naszej pierwotnej wspólnoty. Technologia jest drugim winowajcą. Media społecznościowe łączą, ale z drugiej strony ludzi od siebie oddalają. W badaniu dorosłych w wieku od 19 do 32 lat wykazano, że osoby, które spędzały więcej niż dwie godziny dziennie w mediach społecznościowych, dwukrotnie częściej skarżyły się na swoją społeczną izolację.

Nasze cyfrowe więzi mogą pozornie sprawiać wrażenie realnych, ale często okazują się słabe i niesatysfakcjonujące – żałosne imitacje kontaktu z ludźmi. W wyniku rosnącej urbanizacji coraz mniej jest tradycyjnych społeczności. Sam dorastałem w żydowskiej dzielnicy w północnym Londynie. Jako dziecko znałem nazwiska co najmniej połowy ludzi na mojej ulicy. Moi dziadkowie mieszkali sześć bram dalej, a moi kuzyni na następnej ulicy.

Często odczuwałem w tym okresie klaustrofobię związaną z życiem w tej wielkiej wiosce. Kiedy zamieniłem ją na anonimowość bloków mieszkalnych, to okazało się, że przez dziesięć lat nie zamieniłem sensownego słowa z sąsiadem. Jedną z największych przeszkód w budowaniu nowoczesnych przyjaźni jest brak czasu. Przyjaźń potrzebuje czasu jak roślina wody.

Badanie opublikowane w „Journal of Social and Personal Relationships” wykazało, że potrzeba około 90 godzin, zanim uznasz kogoś za bliskiego kolegę, a 200 za przyjaciela. Ale to kwestia jakości, a nie tylko ilości. Przyjaźnie wymagają długich nocnych rozmów przy wódce, niedziel, kiedy to chce się wam robić grilla dla całej bandy, a potem długo się kłócić o najlepsze kapele z waszej wczesnej młodości. Bez pośpiechu.

Sposób na kolegę

Niedawno natknąłem się na projekt Evryman, stworzony przez Dana Doty’ego – twórcę fi lmów i przewodnika, który dostrzegł męską desperacką potrzebę kontaktu z innymi facetami. Uczestnicy projektu wyjeżdżają na męskie wypady na jakieś pustkowie. Tam medytują i wędrują, ale ich najważniejszym zadaniem jest usiąść w kręgu i podnieść przyłbicę.

Wszyscy wiedzą, z jaką intencją przyjechali inni, dlatego nie ma obaw, że wyjdziesz na głupka, odsłaniając się za bardzo. Celem jest doprowadzenie mężczyzn do tego, aby nie bali się otwierać w różnych sytuacjach towarzyskich. Doty nazywa to pójściem na emocjonalną czołówkę; sądzi, że przez zwiększenie poziomu otwartości można zwiększyć szansę na nawiązanie prawdziwych przyjaźni.

Brałem udział w kilku sesjach Evryman w Nowym Jorku. Niestety, brytyjski cynizm uniemożliwiał mi pełne zaangażowanie. Poza tym chcę, by moje przyjaźnie były naturalne, a nie wypichcone. Ale dla wielu ludzi projekty takie jak Evryman stają się coraz ważniejsze. Moja lekcja samotności uświadomiła mi za to, że bliskie przyjaźnie musimy umieścić w centrum naszego życia. Pracować nad nimi w ten sam sposób, w jaki pracujemy na zawodowy sukces. Zwłaszcza że dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego są istotniejsze niż praca.

REKLAMA