Jak być dobrym? Poradnik rozsądnego altruizmu

Gordon Gekko twierdził, że chciwość jest dobra. Ale badania naukowe dowodzą, że jednak dużo lepsza jest dobroć. Altruistyczne zachowania pozytywnie wpływają na nasze zdrowie psychiczne, na układ sercowo-naczyniowy, a nawet sprawiają, że czujemy się szczęśliwsi.

dobro i zło Shutterstock.com
Shutterstock.com

Część 1 - Kim jestem

Odarty ze złudzeń

Myślę, że jestem sympatycznym facetem, więc kiedy mój naczelny zaproponował mi wyzwanie: "Spróbuj być dobry przez miesiąc, dawać pieniądze żebrakom, pomagać starszym paniom przejść przez ulicę, no, sam zresztą wiesz, takie tam... A potem napisz tekst", uznałem, że dam radę. A potem się zacząłem zastanawiać, o ile milszy mogę być bez ryzyka, że stanę się nudziarzem (mili ludzie są przeważnie nudni).

Przecież już ustępuję miejsca w autobusie, kłaniam się sąsiadom, kumplom stawiam kolejkę w barze. Jestem jedyną osobą, która wstaje, by pocieszyć naszego jednorocznego, gdy budzi się w nocy. I żyję ekologicznie. Kupiłem kubek do kawy wielokrotnego użytku. Jest gdzieś tutaj nawet... Chyba w tej szafce. Jestem praktycznie świętym człowiekiem, przyznacie? Ale potem robię błąd i opowiadam o swoim wyzwaniu żonie. "Ooo – mówi – to będzie trudne. Jesteś taki samolubny".

"Co? Ja?! Przecież segreguję śmieci, ustępuję miejsca, wpuszczam kierowców do ruchu". "Taaa, przeklinasz na wszystkich kierowców dookoła, zachowujesz się jak wariat. Zawsze robisz to, co chcesz, nigdy nie chodzimy do teatru ani do moich przyjaciół...". "Ale oni są...". "Jedyne miejsce, gdzie razem chodzimy, to ten bar po drugiej stronie ulicy. Wyjeżdżamy tylko tam, gdzie jest surfing. Pojechaliśmy surfować, kiedy byłam w siódmym miesiącu ciąży! Surfing to samolubny sport. O, i musisz zwyciężyć w każdej dyskusji".

No cóż, może nie jestem taki święty, ale podejmę się wyzwania. Zobaczymy, czy z samolubnego typa, słabo kontrolującego emocje, przeistoczę się w buddyjskiego mnicha.

Część 2 - Pomyślmy...

Rozważania filozoficzne

Ale dlaczego właściwie starać się być dobrym? A może jednak lepiej śmiać się z grzesznikami, niż płakać ze świętymi? Nawet ewolucja uczy nas tej zasady. Dbanie o własny interes – to jest to, do czego się urodziliśmy. Tego popołudnia zacząłem sprawdzać, co nauka ma na ten temat do powiedzenia. Chociaż nie ma żadnego genu dobroci, istnieją geny, które promują zachowanie, które nazywamy "altruizmem" – czyli pomoc drugiemu bez korzyści dla siebie.

Abigail Marsh, profesor nadzwyczajny na Georgetown University, była jedną z pierwszych wśród badaczy, którzy interesowali się prawdziwym altruizmem, szczególnie tymi skrajnymi formami poświęcenia dla innych. Okazuje się, że ciało migdałowate w mózgu, odpowiedzialne za reakcje emocjonalne, pamięć i decyzje, jest strukturą, od której zależy mniejsza lub większa skłonność do altruizmu. Niektórzy ludzie (wolontariusze, dawcy szpiku) mają większe ciało migdałowate niż reszta z nas – nawet o 8%, a skrajni egoiści (psychopaci) mają je mniejsze niż przeciętna. Ale

Marsh twierdzi, że genetyka stanowi jedynie połowę altruistycznych lub "prospołecznych" zachowań. Resztę generują doświadczenia życiowe. Zaczynamy życie jako całkiem empatyczne istoty. Jako słaby i powolny gatunek potrzebujemy siebie nawzajem. To dlatego dzieci często instynktownie próbują pomagać nieznajomym, nawet bez własnego zysku. Moja amunicja argumentacyjna słabnie. OK, dobrze. Może nie rodzimy się samolubni. Ale hej, samolubstwo działa na dłuższą metę... Nie? Nie.

Według Marsh dowody świadczą o tym, że pomaganie innym może zwiększyć Twoją wytrzymałość, pamięć i elastyczność fizyczną przy jednoczesnym obniżeniu poziomu depresji. Stwierdzono, że ludzie, którzy pracują jako wolontariusze, chorują o 38% rzadziej niż samoluby. Wykonanie bezpłatnej usługi dla lokalnej społeczności obniża Twoje ryzyko śmierci o oszałamiające 24% – wynika z badań opublikowanych w "Psychology and Aging". W skrócie: dobro nie umiera młodo.

(Oto kodeks dżentelmena. 14 zasad, które czynią z nas facetów wartych naśladowania.)

Część 3 - Jak żyć...

Moralne dylematy

Przechodzę na jasną stronę mocy. Kupuję kawę fair trade. Przestaję jeść mięso. Lubię je, ale krowy swoimi bąkami podgrzewają planetę, a świnie są podobno mądrzejsze niż małe dzieci. Chodzę pieszo, zbieram śmieci, czasem docierając do celu z naręczami plastikowych toreb, niedopałkami i przemoczonymi pudełkami z KFC.

Szukam staruszek, które potrzebują pomocy przy przejściu przez ulicę. Nie znajduję żadnej. Ale, chwila – przecież mój telefon jest zrobiony przez chińskich więźniów, a spodnie szyte przez małe dzieci w Bangladeszu. Gdziekolwiek się nie obrócę, inny moralny dylemat. Czy to nie ma końca? Pytam Petera Singera, filozofa, który zajmuje się etyką. Mówi o stałej świadomości własnej moralnej odpowiedzialności. Na przykład wiemy, że za 1000 dolarów można kupić 237 moskitier, aby chronić ludzi przed malarią w krajach rozwijających się.

Co oznacza, że za każdym razem, gdy kupujesz parę butów za 250 $ zamiast za 50 $, decydujesz się na nieprzekazanie 200 $ organizacji zajmującej się profilaktyką malarii w Afryce, co w praktyce oznacza, że przez Twoje zamiłowanie do drogich butów zarażasz 47 dzieci malarią. Grubo.

Część 4 - No, dobra...

Spróbujemy z tym wolontariatem

Czy powinienem mieć wyrzuty sumienia za każdym razem, gdy kupuję sobie coś droższego? To chyba przesada. Podobnie jak niekończące się poczucie winy, że ja tu opływam w zbytki, a tam dzieci i wieloryby umierają z głodu. Poza tym wolę osobisty kontakt z człowiekiem. Wolontariat! Zaczynam działalność od pakowania zakupów w supermarkecie. Wiesz, o co chodzi.

Kasjer przekazuje mi towary, ja je pakuję do toreb, a klient wrzuca za to pieniążka do puszki z opisem celu charytatywnego. Proste? Nie za bardzo – w pakowaniu okazałem się słaby. Właśnie wtedy odkrywam, że wolontariat jest trudny. Organizacje wymagają prawdziwego zaangażowania, a nie takiego na pół gwizdka. Mając nadzieję, że religia może dać mi pewne moralne wsparcie w czynieniu dobra, zaglądam do jezuitów. Jeśli jakakolwiek organizacja religijna zna się na służbie, to właśnie oni.

Mike Reddy obecnie jest prezesem jezuickiego Korpusu Ochotniczego. Był wolontariuszem jezuickim w Los Angeles, mieszkał (skromnie) w domu z czterema innymi wolontariuszami i pracował jako kierownik ośrodka zatrudnienia i rehabilitacji dla zwolnionych z więzienia osób. "Ludzie błędnie uważają, że wolontariat powinien być usługą, w której dajesz wszystko i nie masz nic w zamian – mówi Reddy. – A służenie innym powinno być radosnym, wspólnym doświadczeniem, a nie ciężarem. Jeśli tak nie jest, to nie robisz tego we właściwy sposób".

Mówi, że wolontariat jest sam w sobie przywilejem. Nie każdy jest w stanie zwolnić się z pracy lub ze szkoły. Chodzi o to, co robimy z tym przywilejem. Pytanie, które warto sobie zadać, brzmi: "Co zrobiłem dla innych?". Reddy twierdzi, że istnieje wiele sposobów, aby uczynić świat lepszym miejscem. Można dawać pieniądze instytucjom charytatywnym lub pomagać w hospicjum, ale nie jest to jedyny sposób. Jeśli spędzasz czas z rodziną i inwestujesz w nią, jest to szlachetna sprawa. Nie musisz oddawać wszystkiego, żeby postępować jak dobry człowiek. I nie musisz podejmować zobowiązań ponad własne siły. To brzmi sensownie.

(Oto 7 największych grzechów, których dopuszczają się współcześni faceci. Od listy największych przyjemności różnią się tylko szczegółami.)

Część 5 - Wreszcie...

Staję się wzorem dla dzieci

Dzwonię do pobliskiej szkoły i oferuję swoje usługi jako wolontariusz. Po dokładnym sprawdzeniu mojej osoby (cały czas mam niejasne obawy, że szkoła uzna mnie za dewianta), jestem gotowy pomagać innym. Tydzień po telefonie siedzę z grupą sześciolatków, które uczą się czytać i robią literki z plasteliny (urocze). W następnym tygodniu jestem na placu zabaw i masakruję 11- i 12-latków podczas gry w kosza (to jest jeszcze fajniejsze.).

Zaczynam poznawać dzieci – wiem, kto jest smętnym przegrywem, a kto klasowym dręczycielem. Zaczyna mi się podobać, ale trudno mi opędzić się od myśli, że moja radość jest w pewnym sensie egoistyczna, że nie robię tego z powodów prawdziwie altruistycznych, które najpewniej mają święci. Ale z drugiej strony mnich buddyjski i biolog Matthieu Ricard pisze, że: "Sam fakt, że czujemy się dobrze, gdy pomagamy innym, dowodzi, że jesteśmy altruistami; gdybyśmy nie byli, dlaczego mielibyśmy czuć się dobrze, pomagając innym?".

Julia, nauczycielka, która patrzy, jak dziesiątkuję dzieci na boisku, uważa, że moje bycie tam jest bezcenne. "One potrzebują modelu do naśladowania. Nie chodzi o piłkę, tylko nauczenie się, jak przegrywać, jak traktować przeciwnika, potrzebują umiejętności społecznych". Specjaliści wskazują na rolę norm społecznych w kształtowaniu postaw. W kulturze, w której oczekuje się, że przeciętny człowiek będzie ufny i pomocny, ludzie raczej będą ufni i pomocni.

Dlaczego? Bo życie jest pełne skomplikowanych decyzji i wyborów, dlatego przyjmujemy wskazówki od ludzi wokół nas. Tylko będąc dobrym, możesz pomóc innym zmienić postrzeganie tego, jak się powinien zachowywać człowiek, a przez to zmienić zachowanie innych. Czyli pokazując, czym jest fair play, mogę zmienić to, jak te dzieci traktują się nawzajem na placu zabaw. I może w życiu.

Część 6 - Koniec

Czysty altruizm

Miesiąc dobroci powoli dobiega końca. Obserwuję w szkole, jak prześladowcy przestają się znęcać nad innymi, a smutne przegrywy stają się coraz śmielsze i podejmują ryzyko. Naprawdę widzę efekty. Zastanawiam się, jak długo to potrwa po tym, gdy przestanę tu przychodzić. Ale ja też się zmieniam, tak mi się przynajmniej wydaje. Niektóre zmiany są bardziej widoczne, inne mniej, ale jest coś na rzeczy. Mniej przeklinam w samochodzie.

Zrobiłem stałe zlecenie w banku dla organizacji charytatywnej (ratuję goryle). I mam otwarte zaproszenie do szkoły, jakby co. Jestem milszy w stosunku do mojej żony. Kiedy wracam do domu, pytam, jak minął jej dzień. Zarezerwowałem nam posiłek w prawdziwej restauracji, która nie ma nawet telewizorów na ścianie. I nie jest położona w pobliżu naszego domu. "Wiesz – mówię, uważając, by nie poplamić się tiramisu – jestem szczęściarzem, że cię mam. Jesteś wspaniałą matką. Kocham cię. I wyglądasz ślicznie w tej sukience".

Ona patrzy na mnie podejrzliwie. "To stara sukienka" – mówi. "Ale wyglądasz ślicznie" – powtarzam. "To nadal ten projekt o byciu miłym?". "Skończyłem". "To dlaczego jesteś taki miły?" – pyta. 

"Przestań się wygłupiać". "Powinniśmy wybrać się na wakacje. Dziki, romantyczny wypad. Może Malediwy? Albo legendarny region winiarski w Australii Zachodniej?Albo Bali?". "Bali? Mówisz poważnie? Założę się, że to wszystko są miejsca, gdzie się surfuje". Krzywię się. Ona ma rację. I śmieje się złośliwie. Ale przynajmniej ma błysk w oku. Prawdziwa bezinteresowność jest trudna (z drugiej strony nawet jezuici nie oczekują doskonałości od swoich wolontariuszy).

Gdy skonfrontowałem tę głęboką myśl z Marsh, odpowiedziała: "Mamy tendencję do wykorzystywania własnych doświadczeń, gdy oceniamy intencje innych ludzi. Nazywa się to »uprzedzeniem egocentrycznym«. Kiedy więc nie wierzymy w to, że inni ludzie mogą mieć szlachetne pobudki, to więcej to mówi o naszym egoizmie niż o innych ludziach czy naszej mądrości życiowej".

Mając nadzieję, że już po raz ostatni konsultuję się w sprawie dobroci, dzwonię do surfera Taj Burrow, Pipeline Master, byłego numer dwa na światowej trasie profesjonalnego surfingu. Przeszedł na emeryturę w 2016 roku, aby spędzić więcej czasu ze swoją malutką córką. "Czy surfing – pytam go – jest egoistycznym sportem?". On śmieje się cicho. "Ha! Przyznaję: surfing jest niesamowicie egoistyczny – mówi. – Kiedy fale są dobre, nie liczy się nic, rzucasz wszystko. Dlatego kiedy pojawiła się w moim życiu rodzina, przestałem surfować". I pojechaliśmy na wakacje bez surfingu.

Zobacz również:
REKLAMA