Spirala śmierci
W tym czasie moja firma jakoś jeszcze prosperowała. Pech chciał, że miałem wypadek i skasowałem auto. Kasę na jego remont wyciągnąłem jakoś spod ziemi, ale zaraz przyszła myśl, żeby "zainwestować" ją w kasynie, bo tak mówią hazardziści, licząc naiwnie na wygraną. Wtedy zacząłem grać na ostro, na duże stawki. Miałem potworne ciśnienie, żeby grać i przede wszystkim zgarnąć kupę forsy.
Z kasyna przeniosłem się do klubu Tip Top, z powrotem na automaty pokerowe. Zapamiętałem z tamtego czasu, że w ciągu jednego tygodnia wygrałem 36 tysięcy. Wygrana była naturalnie wirtualna, bo nigdy tych pieniędzy nie miałem nawet w rękach - od razu obstawiałem i przegrywałem. Zdarzały mi się wygrane po 8 - 10 tysięcy i czasami coś tam "wypłacałem"sobie, żeby mieć z czego żyć, ale reszta zasilała konto Tip Topu - nie moje.
PRZECZYTAJ TEŻ: Jak wygrywać w życiu?
Mózg odrzucał wtedy wszystkie racjonalne argumenty. Miałem tylko jedną potrzebę: grać! Skoro mam 5 tysięcy, będę miał 10; mam 10, będę miał 20! Jednocześnie czułem resztkami nieskażonego hazardem umysłu, że na szyi zaciska mi się pętla. Mój rekord to przegrana 19,5 tysiąca w ciągu dwóch dni.
To był koniec. Swojemu klubowi byłem już winny 40 tysięcy, urzędowi skarbowemu, bankom, ZUS-owi i znajomym kolejne 60. Z drugiej strony, nie miałem już za co grać, byłem totalnie spłukany, a widziałem, jak inni hazardziści potrafią się zeszmacić za parę złotych.
Biorę się w garść
Usiadłem w domu nad kartką papieru, zrobiłem bilans - przez 3 lata przegrałem około 200 tysięcy, nie skończyłem studiów, klub sportowy mocno podupadł. W końcu dotarło do mnie, że przegiąłem. Wtedy pomogła mi rodzina. Poczuli, że mam gigantyczny problem i sam sobie nie pomogę. Spłacili część moich długów i wyciągnęli do mnie rękę. Za to jestem im ogromnie wdzięczny. Co najważniejsze, patrząc w lustro, zdałem sobie sprawę, że jestem hazardzistą, jeszcze kilka miesięcy i będę na dnie albo skończę jako bezdomny na dworcu lub w Odrze za długi.
Poszedłem do Przychodni Terapii Uzależnień przy szpitalu psychiatrycznym. Pamiętam, że pani psycholog wjechała mi na ambicję - powiedziała, że i tak wrócę do hazardu. Dawała mi miesiąc, góra trzy. Na szczęście myliła się. Od kilku lat znowu zarabiam przyzwoicie, ale tych pieniędzy nie widzę - większość idzie na pokrycie długów.
Przyznaję, że po roku abstynencji miałem chwilę słabości. Byłem z kumplem w Poznaniu i zamiast głupi iść do kina poszedłem do salonu gier o nazwie, jeśli mnie pamięć nie myli, Admirał. Straciłem 500 zł. Poczułem, jak odżywają stare nawyki. Ale byłem już na tyle silny i świadomy, że potrafiłem zdusić demona hazardu.
Teraz pilnuję sam siebie i staram się nie mieć przy sobie więcej niż 300 zł. Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale poddałem się inwigilacji mojej dziewczyny, która permanentnie sprawdza, co robię. Jest to męczące, ale działa. Początkowo zmieniłem nawet trasy przejazdu i szerokim łukiem omijałem kasyno, żeby nawet go nie widzieć. Teraz już nie toczę wewnętrznej walki - wejść czy nie wejść - i szyld salonu gier nie robi na mnie wrażenia.
Z drugiej strony, gdybym wygrał wycieczkę do Las Vegas, wiem, że nie polecę do miasta, gdzie można obstawić 500 dolarów na żeton w pokerze. Z kręgu znajomych hazardzistów jestem bodaj jedną z dwóch osób, którym udało się uciec ze szponów tego nałogu. Inni przepadli.
Chłopaki nie warto
Jako były trener koszykówki, mam od czasu do czasu kontakt z młodymi chłopakami. Ostatnio słyszałem rozmowę, w której chłopaki z ogromną pasją przechwalali się na temat gry w kasynie. Twierdzili, że przegrali tylko 500 zł, ale byli tak cholernie blisko wygranej. Zmroziło mnie. Zobaczyłem siebie kilka lat temu, kiedy myślałem, że panuję nad wszystkim. Czasami jadąc do pracy przejeżdżam obok nowej, okazałej siedziby firmy, która ma sieć salonów gier, i tak sobie myślę, że część tego budynku powstała za moje pieniądze. Być może kolejne siedziby powstaną za pieniądze naiwnych chłopaków, chyba że moja zmarnowana forsa i 3 lata życia przemówią im do rozsądku.
Jak wyrwać się ze szponów hazardu
Hazardziści podporządkowują całe swoje życie tylko jednej potrzebie - żeby zagrać, i nie dopuszczają myśli o swoim uzależnieniu. Do tego potrafią się perfekcyjnie maskować ze swoim nałogiem. Silne uzależnienie psychiczne można porównać z głodem narkotykowym albo z potrzebą alkoholika, żeby wypić. Podobnie jak w przypadku wszystkich innych nałogów, po pierwsze musisz uświadomić sobie, że masz problem. Przyjaciele, rodzina, terapeuci mogą ci jedynie pomóc, ale ty sam musisz chcieć zerwać z hazardem.
Zrób bilans
Weź kartkę papieru i spisz, ile forsy do tej pory przepuściłeś w kasynie. Zrób listę dłużników, a także rzeczy, które zaprzepaściłeś przez hazard. Takie zestawienie przemawia do wyobraźni i powinno być początkiem nowego życia.
Nie rób złudnych postanowień
Postępowanie w stylu "jeszcze wygram 2 - 3 tysiące i kończę z tym lub pogram do końca miesiąca i ani dnia dłużej" - to droga donikąd. Jeśli ktoś próbuje się odegrać, wpada w spiralę bez końca - tak oszukują się wszyscy hazardziści. Musisz zdać sobie sprawę z tego mechanizmu.
Zgłoś się do poradni
Hazard, jak każde uzależnienie, można leczyć. Nie spodziewaj się jednak cudów. Nie ma lekarstwa na skłonność do hazardu. Terapia polega na zrozumieniu mechanizmów, które rządzą w twojej głowie. Możesz zgłosić się do jednej z poradni terapii uzależnień, działających we wszystkich średnich i dużych miastach i poprosić o informacje.
Poproś rodzinę i przyjaciół o wsparcie
Twój problem nie może być tajemnicą dla najbliższych. Jeśli jeszcze nie zmieniłeś ich życia w koszmar, zapewne jesteś na najlepszej drodze. To w końcu także ich pieniądze przepuściłeś. Musisz zgodzić się na to, żeby kontrolowali twoje kroki i trzymali cię z daleka od hazardu. Powinieneś pójść z nimi do kasyna i napisać tam upoważnienie, żeby cię nie wpuszczano. Wiadomo, kasyno to nie instytucja charytatywna, ale postaraj się wytłumaczyć dyrekcji, że właśnie przechodzisz terapię.