Jak mogłyby brzmieć ostatnie w życiu słowa prehistorycznego optymisty? Na przykład: „W tej jaskini na pewno nie ma niedźwiedzi. Zakład?”, albo: „Ej, ci goście z maczugami wyglądają całkiem sympatycznie”. Optymistyczny prapradziad miał, z oczywistych powodów, mniejsze szanse na przekazanie dalej swoich optymistycznych genów. Ewolucja promowała raczej osobników ostrożnych, węszących wszędzie niebezpieczeństwo.
ZOBACZ: 7 plag współczesnego świata
I pamiętających o zagrożeniach, aby ich w przyszłości unikać. Dlatego nasze umysły są bardziej wrażliwe na negatywne zdarzenia. Te istniejące, te z przeszłości i te, które przewidujemy, że mogą nastąpić. Lepiej pamiętamy, że pewnego razu nasz szef powiedział nam, że nasz projekt jest do niczego, niż że wcześniej dziesięć razy nas pochwalił Bardziej boli nas strata, niż cieszy zysk. I choć wiemy, że powinniśmy widzieć szklankę do połowy pełną, to nasz umysł po prostu nie funkcjonuje w ten sposób.
Ludzki mózg rozwinął się tysiące lat temu, gdy niebezpieczeństwo wędrowało po sawannie, kryło się po lasach i grotach, gotowe zaatakować nas i zabić w dowolnym momencie. Życie wśród niebezpieczeństw doprowadziło do tego, co Roy Baumeister, profesor psychologii społecznej na Uniwersytecie Stanowym Florydy, nazwał „negatywnym nastawieniem”, a które wciąż rządzi naszym sposobem myślenia. Jedyny problem polega na tym, że o ile w wielu przypadkach taka postawa może uchronić nas przed niebezpieczeństwem, to przez większość czasu generuje mnóstwo niepotrzebnego stresu.
„Negatywne nastawienie tworzy wypaczony obraz świata” – mówi John Tierney, który współpracował z Baumeisterem przy najnowszej książce „The Power. of Bad”. Koncentrujemy się tylko na tym, co idzie nie tak (obecnie) i zakładamy, że nadal będzie źle (w przyszłości). Starożytny grecki filozof Epiktet już dwa tysiące lat temu zwracał uwagę, że „nie zdarzenia dręczą ludzi, lecz myśli, jakie te zdarzenia rodzą w ich głowach”.
PRZECZYTAJ: Czy żyjemy w najlepszych czasach?
To samo mówi współczesna psychologia. Ogarnia nas przygnębienie, tracimy nadzieję, zaczynamy wątpić, że coś się zmieni. Jakby tego było mało, media pokazują nam również skrzywiony obraz świata. Tierney i Baumeister opisują to jako niekończącą się serię kryzysów, którymi upaja się sieć informacyjna. Terroryzm, przestępstwa, epidemie, widmo wojny światowej, ISIS, kryzys klimatyczny – mamy wymieniać dalej?
Wszystko jest podawane w apokaliptycznym tonie. Przeciętny konsument mediów nie jest w stanie oszacować wystąpienia takiego zdarzenia, co czyni te wiadomości jeszcze bardziej przerażającymi. To wszystko sprawia, że przestajemy zachowywać się racjonalnie. Weźmy taki przykład – po 11 września 2001 roku zapanował powszechny strach przed porwaniami samolotów i wszyscy oszaleli. Nagle nie można było wsiąść do samolotu z nożyczkami do paznokci lub butelką wody.
Miliony Amerykanów przesiadło się na samochody, a ponieważ jazda samochodem jest bardziej niebezpieczna niż latanie, uważa się, że ta zmiana przyczyniła się do 1600 przypadków śmierci. Strach przed terroryzmem? Okazuje się, że liczba osób zabitych przez Al-Kaidę i ISIS na całym świecie jest mniejsza niż liczba Amerykanów, którzy zmarli w wannie w tym samym okresie. Ale wanny jakoś słabiej nadają się do straszenia w mediach niż efektowna katastrofa czy wybuch.
Tierney i Baumeister zdają sobie sprawę, że nic nie jest w stanie wyeliminować negatywnego skrzywienia w naszych umysłach, ale w swojej książce dają receptę, jak zmienić nastawienie do życia na bardziej pogodne.