Ewolucyjny pesymizm - dlaczego jesteśmy nastawieni do wszystkiego negatywnie?

Właściwie to ewolucja zaprogramowała nas do bycia pesymistami. Ale przecież już nie musimy ślepo jej ulegać. Zobacz, jak oszukać wszechobecne "negatywne nastawienie" i podejmować decyzje w oparciu o racjonalne przesłanki.

shutterstock.com

Jak mogłyby brzmieć ostatnie w życiu słowa prehistorycznego optymisty? Na przykład: „W tej jaskini na pewno nie ma niedźwiedzi. Zakład?”, albo: „Ej, ci goście z maczugami wyglądają całkiem sympatycznie”. Optymistyczny prapradziad miał, z oczywistych powodów, mniejsze szanse na przekazanie dalej swoich optymistycznych genów. Ewolucja promowała raczej osobników ostrożnych, węszących wszędzie niebezpieczeństwo.

ZOBACZ: 7 plag współczesnego świata

I pamiętających o zagrożeniach, aby ich w przyszłości unikać. Dlatego nasze umysły są bardziej wrażliwe na negatywne zdarzenia. Te istniejące, te z przeszłości i te, które przewidujemy, że mogą nastąpić. Lepiej pamiętamy, że pewnego razu nasz szef powiedział nam, że nasz projekt jest do niczego, niż że wcześniej dziesięć razy nas pochwalił Bardziej boli nas strata, niż cieszy zysk. I choć wiemy, że powinniśmy widzieć szklankę do połowy pełną, to nasz umysł po prostu nie funkcjonuje w ten sposób.

Ludzki mózg rozwinął się tysiące lat temu, gdy niebezpieczeństwo wędrowało po sawannie, kryło się po lasach i grotach, gotowe zaatakować nas i zabić w dowolnym momencie. Życie wśród niebezpieczeństw doprowadziło do tego, co Roy Baumeister, profesor psychologii społecznej na Uniwersytecie Stanowym Florydy, nazwał „negatywnym nastawieniem”, a które wciąż rządzi naszym sposobem myślenia. Jedyny problem polega na tym, że o ile w wielu przypadkach taka postawa może uchronić nas przed niebezpieczeństwem, to przez większość czasu generuje mnóstwo niepotrzebnego stresu.

„Negatywne nastawienie tworzy wypaczony obraz świata” – mówi John Tierney, który współpracował z Baumeisterem przy najnowszej książce „The Power. of Bad”. Koncentrujemy się tylko na tym, co idzie nie tak (obecnie) i zakładamy, że nadal będzie źle (w przyszłości). Starożytny grecki filozof Epiktet już dwa tysiące lat temu zwracał uwagę, że „nie zdarzenia dręczą ludzi, lecz myśli, jakie te zdarzenia rodzą w ich głowach”.

PRZECZYTAJ: Czy żyjemy w najlepszych czasach?

To samo mówi współczesna psychologia. Ogarnia nas przygnębienie, tracimy nadzieję, zaczynamy wątpić, że coś się zmieni. Jakby tego było mało, media pokazują nam również skrzywiony obraz świata. Tierney i Baumeister opisują to jako niekończącą się serię kryzysów, którymi upaja się sieć informacyjna. Terroryzm, przestępstwa, epidemie, widmo wojny światowej, ISIS, kryzys klimatyczny – mamy wymieniać dalej?

Wszystko jest podawane w apokaliptycznym tonie. Przeciętny konsument mediów nie jest w stanie oszacować wystąpienia takiego zdarzenia, co czyni te wiadomości jeszcze bardziej przerażającymi. To wszystko sprawia, że przestajemy zachowywać się racjonalnie. Weźmy taki przykład – po 11 września 2001 roku zapanował powszechny strach przed porwaniami samolotów i wszyscy oszaleli. Nagle nie można było wsiąść do samolotu z nożyczkami do paznokci lub butelką wody.

Miliony Amerykanów przesiadło się na samochody, a ponieważ jazda samochodem jest bardziej niebezpieczna niż latanie, uważa się, że ta zmiana przyczyniła się do 1600 przypadków śmierci. Strach przed terroryzmem? Okazuje się, że liczba osób zabitych przez Al-Kaidę i ISIS na całym świecie jest mniejsza niż liczba Amerykanów, którzy zmarli w wannie w tym samym okresie. Ale wanny jakoś słabiej nadają się do straszenia w mediach niż efektowna katastrofa czy wybuch.

Tierney i Baumeister zdają sobie sprawę, że nic nie jest w stanie wyeliminować negatywnego skrzywienia w naszych umysłach, ale w swojej książce dają receptę, jak zmienić nastawienie do życia na bardziej pogodne.

Magiczna formuła pięć do jednego

Pięć do jednego to słynny współczynnik Gottmana (psychoterapeuta specjalizujący się w terapii par), czyli formuła pokazująca, że pary z większym prawdopodobieństwem pozostają razem, gdy mają pięć razy więcej pozytywnych doświadczeń niż negatywnych. Baumeister uważa, że podobna zasada zastosowana w życiu pomaga przyjąć bardziej pozytywne podejście do świata. Jeśli chodzi o relacje z dziećmi, partnerem, podwładnymi czy szefami, zaleca celowanie w bardziej realistyczną formułę: cztery do jednego, czyli na jedno spięcie, negatywny komentarz czy inne nieprzyjemne zdarzenie powinny przypadać, powiedzmy, cztery pozytywne gesty czy komentarze. Baumeister sądzi nawet, że ta formuła powinna się odnosić   do innych aspektów życia. Spotkało

Cię dzisiaj coś przykrego? Daj temu odpór przez cztery przyjemne rzeczy: na przykład idź do kina z partnerką, zjedz coś dobrego, napij się wina, zaplanuj wakacje (planowanie działa na umysł prawie tak dobrze, jak sam wyjazd).

Kiedyś to były czasy

Życie wspomnieniami nie kojarzy się najlepiej. Do niedawna uważano, że ludzie, którzy zbyt wiele myślą o przeszłości, mają skłonności do depresji. Ostatnie badania wykazały jednak coś zupełnie innego. Pamiętanie o przeszłych pozytywnych zdarzeniach faktycznie może Cię nastrajać optymistycznie i dodawać energii.

W jednym z badań ludzie, którzy zostali poproszeni przed wykonaniem zadania o przypomnienie sobie jakiegoś bardzo pozytywnego doświadczenia, pracowali lepiej niż ci, którzy przypominali sobie zdarzenie obojętne emocjonalnie. Dlatego warto pielęgnować dobre wspomnienia. Warto mieć w pamięci chwile swoich sukcesów albo po prostu te momenty, kiedy czułeś się szczęśliwy i zrelaksowany. Taką rolę mogą odgrywać też zdjęcia czy pamiątki z wakacji, umieszczone gdzieś w widocznym miejscu.

Nadaj moc pozytywom

Być może nie lubisz autoreklamy, ale sprawdzonym sposobem walki z pesymizmem jest zintensyfikowanie pozytywnych doświadczeń, bo właśnie opowiadanie o nich daje im dodatkową moc.

„Gdy dzieje się coś dobrego w naszym życiu, dzielenie się dobrymi wiadomościami z osobami, na których Ci zależy, sprawia, że to doświadczenie staje się istotniejsze i wywiera większy wpływ na naszą psychikę” – wyjaśnia Tierney.

To się nazywa dzielenie radością, a w rzeczywistości stanowi mnożenie radości. Ciesz się też sukcesami innych i mów im o tym. To wszystko podnosi ogólny poziom „pozytywności” w naszym życiu i naszym otoczeniu. Z drugiej strony możesz także czerpać siłę z negatywnych doświadczeń. Baumeister wskazuje na badania Shelley Taylor, dotyczące pacjentów chorych na raka.

Jeśli pacjenci potrafili spojrzeć na chorobę jak na doświadczenie, z którego mogli się wiele nauczyć, to poziom ich optymizmu wzrastał. To lekcja dla wszystkich: zamiast traktować porażki jako dopust boży, potraktujmy je jako możliwość zdobycia nowych doświadczeń.

Ugryź się w język

„Jak myślisz, dlaczego jesteś dobrym partnerem w związku?”. Właśnie o to zapytał Baumeister swoich studentów. Wielu z nich wymieniało, co według nich robią dobrze. Na przykład: „Daję mojej partnerce wsparcie w trudnych chwilach” albo: „Jestem dobrym kochankiem”, „Umiem słuchać”. Dobrze jest postępować dobrze. „Ale to, co ma większy wpływ na związek, to to, czego nie robisz” – mówi Baumeister.

Dziwne? Nie. Jak mówi stare przysłowie: „Łyżka dziegciu może zatruć beczkę miodu. Łyżka miodu nie osłodzi beczki dziegciu”. Jedna krytyczna uwaga może unieważnić dziesięć sympatycznych gestów. Przecież już wspominaliśmy, że jesteśmy bardziej wyczuleni na negatywy i lepiej je pamiętamy. A to oznacza, że więcej zrobimy dla dobra związku, jeśli czasem powstrzymamy się od kąśliwych uwag, złośliwości, marudzenia, osądzania, upierania się przy swoim.

Hopki i dołki

Ale unikanie negatywów też nie jest receptą na szczęście. Zaskakującym odkryciem jest fakt, że ludzie, którzy deklarują większe zadowolenie z życia i pozytywne nastawienie, to nie ci sami, którzy przez większą część dnia mają dobry nastrój. Wręcz przeciwnie: ci zadowoleni doświadczają w ciągu dnia wielu zmian nastroju. Ludzie generalnie niezadowoleni w ciągu dnia mają dość wyrównany nastrój, z kilkoma zaledwie zmianami.

Badacze twierdzą, że jeśli nasze przeżycia są intensywne – zarówno te „górki”, jak i „dołki” – to te zwyżki zostaną zapamiętane jako szczęśliwsze, bo kontrast jest większy. W skrócie – jeśli masz poczucie, że generalnie nie dostajesz od życia tego, co byś chciał, życie wydaje Ci się trochę nudne, puste i smutne, dodaj nieco gazu. Podejmuj więcej ryzykownych decyzji, nawet gdyby miało to oznaczać większe zmęczenie, stres i rozterki. Zobaczysz, że to się finalnie opłaca.

REKLAMA