Przewiń dalej:
Farrell zapala papierosa, zaciąga się i zaczyna opowiadać o tym, jak kilka lat temu rzucił palenie. „Napisałem list pożegnalny do Ducha Tytoniu – mówi bez skrępowania. – Podziękowałem za spędzone wspólnie lata, bo był ze mną na dobre i na złe, po czym dodałem, że już go więcej nie potrzebuję. Wziąłem patelnię, wrzuciłem list z tytoniem, polałem parafiną i podpaliłem. Chmura dymu wzbiła się w powietrze”. Rytuał może niecodzienny (aktor usłyszał o nim podczas odwyku), ale skuteczny. Przynajmniej na jakiś czas.
„Przez kolejne dwa lata nie sięgnąłem po papierosa” – przyznaje. Teraz znów pali. Powoli i z satysfakcją. W czarnym T-shircie i dżinsach nie wygląda na faceta, który następnego dnia będzie obchodził 39. urodziny i dawno już powinien stracić swój chłopięcy urok. Być może dlatego tak spokojne podchodzi do tych papierosów. Teraz sięga po 2 do 6 dziennie, a zdarzało mu się i 40. „Mogłoby być znacznie gorzej” – mówi.
Aktor z przypadku
Jeden z najwspanialszych irlandzkich poetów, William Butler Yeats, napisał kiedyś, że ludzie, którzy polegają na logice, filozofii i racjonalnych wyjaśnieniach, głodzą swoje umysły. Może to Zielona Wyspa ma w sobie coś tajemniczego, co nie pozwala jej mieszkańcom dać się zamknąć w schemacie. Może to kwestia własnego wyboru. Niezależnie od przyczyn, kariera Farrella jest pełne zwrotów.
Za namową rodzeństwa poszedł do szkoły aktorskiej w Dublinie, ale jej nie ukończył, bo wolał grać. Wyszło mu to jednak na dobre, ponieważ na deskach londyńskiego teatru dostrzegł go sam Kevin Spacey. Dzięki niemu dostał małą rolę w „Przyzwoitym przestępcy”. Kolejną robotę załatwił już sobie sam. Wysłał swoje nagranie do reżysera „Krainy Tygrysów”, a potem spakował się i poleciał na przesłuchanie.
Efekt był tak dobry, że Bostońskie Stowarzyszenie Krytyków Filmowych przyznało mu nagrodę za najlepszą rolę pierwszoplanową, a jego kariera ruszyła z kopyta. Teraz możesz go oglądać w serialu „Detektyw”, gdzie wciela się w postać Raya Velcoro. Jego partner z planu, Vince Vaughn, mówi krótko: „Colin ma niesamowitą umiejętność bycia autentycznym. Niezależnie, czy wali kogoś pięścią, gdy kamery są włączane, czy żartuje w trakcie próby. Łatwo wyczuć niesamowity charakter, ukrywający się za tymi oczami”.
Wieczny buntownik
Kelnerka, która przychodzi, żeby przyjąć jego zamówienie, udaje,że jeden z najbardziej przystojnych aktorów Hollywood nie robi na niej żadnego wrażenia. Ale po chwili zapomina, na co się zdecydował. Kwestia jego uroku czy charakterystycznego, irlandzkiego akcentu? Trudno rozstrzygnąć, ale Farrell nie ma problemu z powtórzeniem zamówienia. „Też kiedyś byłem kelnerem” – mówi. Poza tym uczył tańca, pracował w sklepie i został wyrzucony ze szkoły.
Opiekun grupy położył na mnie ręce, więc go złapałem i powiedziałem kilka słów za dużo – przyznaje Farrell. – To ostatni z długiej listy incydentów, które same w sobie nie były szkodliwe”. Wiele dzieciaków nie poradziłoby sobie z takim doświadczeniem, ale on poczuł ulgę. „Byłem wolny – mówi. – Nie wiedziałem, co będę robił, ale byłem pewien, że nie muszę grać według czyichś zasad. Wszystko zależało ode mnie”.
Etatowy skandalista
Colin postanowił grać na własnych zasadach i szybko stał się ulubieńcem plotkarskich gazet. „Miałem bardzo szczególną energię podczas pierwszych 5 czy 7 lat, które spędziłem w Ameryce – mówi. – Byłem głośny, towarzyski i przez większość czasu pijany. Moje generalne podejście stanowiło: „Pieprzyć to, pieprzyć tamto, pieprzyć coś jeszcze”. I Farrell bynajmniej nie ma na myśli olewania różnych rzeczy.
Dlatego oprócz ciekawego „Telefonu” czy wysokobudżetowego „Aleksandra”, szybko miał na koncie jeszcze stalkera, sekstaśmę i postępowanie prawne. Nic dziwnego, że w 2005 r. trafił na odwyk. Teraz nie pije („Trzeba prosić o pomoc, AA to świetna rzecz”), spoważniał („To, co większość ludzi uważa za sukces – kasa, sława – to iluzja, z którą na początku nie potrafiłem sobie poradzić”) i angażuje się w walkę o prawa osób homoseksualnych („Mój brat okazał się gejem i nic w tym fakcie nie wydało mi się dziwne czy nienaturalne. Musimy zmienić swoje podejście do innych ludzi. Czasami trzeba zaryzykować i być przykładem tej zmiany”). Jednak przede wszystkim pewne rzeczy zostawia już tylko i wyłącznie dla siebie.
„Najważniejszy aspekt mojego życia? Trzymam się z dala od kamer – mówi aktor. – Gram swoją rolę, udzielam wywiadów, ale już się nie forsuję. Ponieważ, gdy wracam do domu, jedyną rzecz, która się liczy, to fakt, że mój syn nie ma już ochoty na kanapki z indykiem oraz awokado, dlatego muszę znaleźć coś nowego, żeby zjadł”.