Nie chcemy przecież, by zrobili to za nas równie nieuświadomieni koledzy lub koleżanki dziecka, autor rubryki "Porady dla dwojga" poczytnego periodyku czy – Boże broń – internet. Sami przecież pamiętamy, jak to było z nami, kiedy to – no, może nie całkiem w trudzie i mozole – rozwiewaliśmy różne mity i własne wyobrażenia ze zdziwieniem godnym Indiany Jonesa odkrywającego, że Święty Graal wcale nie jest kielichem.
Literaturę fachową, czyli "Książkę dla chłopców", dyskretnie podrzucono mi zdecydowanie za późno i przegrała w oczywistej konkurencji z najnowszą pozycją poczytnej wówczas serii wydawniczej z Tygrysem.
U chłopców przejście ze świata zamieszkanego przez dzielnych rangersów do świata, w którym koleżanki zaczynają grać pierwszoplanowe role, jest cienka, ulotna, trudna do uchwycenia.
Pogadanka z morałem
Wracam do postawionego na początku pytania: po czym poznać, że nadszedł TEN moment? I szczerze odpowiadam: nie mam pojęcia. Bardzo starałem się go uchwycić i wewnętrznie przygotowywałem się na tę rozmowę. Mając wykształcenie medyczne, czułem się wręcz zobowiązany do przedstawienia tematu z obu perspektyw – ojca i lekarza. No i nie udało się.
Może z dziewczynkami jest łatwiej, ale u chłopców owo przejście ze świata zamieszkanego przez pozbawione płci króliczki i dzielnych rangersów do świata, w którym koleżanki zaczynają grać pierwszoplanową rolę, a głód wiedzy znajduje natychmiastowe zaspokojenie, jest cienka, ulotna, trudna do uchwycenia.
Nie dalej jak kilka miesięcy temu, podczas popołudniowego zalegania przed telewizorem, mój syn zadał pytanie, które postawiło mnie na równe nogi. W duchu zawołałem jak premier, o którym dzisiaj już mało kto pamięta: "Yes, yes, yes!” i wystartowałem. Zacząłem spokojnie, lekko zarysowując temat i starając się nieco zaintrygować słuchacza. Zachęciła mnie cisza, która zapadła.
Poszedłem dalej. Zdefiniowałem obszary tematyczne i wypunktowałem najistotniejsze pojęcia. Cisza wydała mi się jeszcze głębsza i pełna napięcia. Wyjaśniłem najważniejsze kwestie i zamilkłem z postanowieniem: a teraz niech pyta, o co chce! Po krótkiej chwili usłyszałem: "Tato, czy amunicja hukowa wypełniona jest takim samym prochem strzelniczym jak normalna?". Poczucie pedagogicznej porażki przygniotło mnie do podłogi.
Komentarze