Chris Hemsworth: Miałem świetne dzieciństwo, i to w całości zasługa moich rodziców. To oni ukształtowali mój charakter. Mój tata był pracownikiem opieki społecznej – to człowiek o wielkim sercu. Zawsze miał silne poczucie tego, co jest dobre, a co złe, bo każdego dnia w pracy walczył o tych najbardziej pokrzywdzonych i bezbronnych. Jest dla mnie przykładem do naśladowania. Ja i bracia byliśmy mocno wkręceni w sport, spędzaliśmy na zewnątrz całe dnie. Kopaliśmy piłkę, jeździliśmy motocyklami, surfowaliśmy i graliśmy w polo.
Mieliśmy tylko siebie, nie byliśmy dzieciakami z przedmieść; nasz najbliższy sąsiad w Dandenongs był oddalony o kilka kilometrów na wschód od Melbourne. Jasne, czasem ze sobą walczyliśmy – jak każde rodzeństwo – ale przez większość czasu naprawdę świetnie się bawiliśmy. Mając w pamięci siebie z tego okresu, zawsze chciałem mieć dzieci w młodym wieku, aby nadal być w formie i mieć energię, aby za nimi nadążyć.
MH: Zgaduję, że teraz akurat nie musisz się tym jakoś często przejmować.
Chris: Może czasami [śmiech]. Powinniście zobaczyć w akcji mojego syna…
MH: Liam również ubiegał się o główną rolę w pierwszej części Thora. Czy braterska rywalizacja wpisuje się w credo Hemsworthów?
Chris: Był moment, gdy faktycznie dużo osób o tym mówiło. Niedawno rozmawiałem o tym z Liamem, ponieważ ta historia nadal się za nami ciągnie. Wychodzimy w niej na walczących ze sobą drani. Ludzie łakną właśnie takich historii, więc zadają mi pytania w stylu: "Walczyliście ze sobą i ganialiście się z piłami spalinowymi?". Dokładnie, tak właśnie było. Przecież wszyscy tak robią, co nie? To stało się po prostu żenujące. Mój ojciec powiedział, że to brzmi, jakbyśmy dorastali we wczesnym średniowieczu. Owszem, lubimy rywalizację, ale nie bardziej niż inni. Jestem na etapie, gdy moje dzieciaki spędzają mnóstwo czasu, sprawdzając, kto skacze wyżej i kto biega szybciej.
Taka jest nasza natura. My mówimy o aktorstwie, które – zwłaszcza na początku – nie było prościzną. Było wiele chwil zwątpienia, niepokoju i po prostu musieliśmy się nawzajem wspierać. Wiem, że zarówno Liam, jak i Luke (najstarszy z braci – dop. red.) również to przeżywali. To dotyka wielu artystów, tacy jesteśmy. Prawda jest taka, że zawsze mogłem na nich liczyć. Tak samo było z Thorem. Załapałem się na przesłuchanie, ale z początku nie dostałem roli. Potem spróbował Liam, więc trzymałem kciuki za niego. No i mniej więcej wtedy powstała historia na temat rzekomo wielkiej rywalizacji między braćmi. Nic z tego, co słyszeliście, nie jest prawdą.
MH: Po Star Treku (2009), który miał być początkiem szturmu Hollywood, telefon nie dzwonił przez osiem miesięcy. Jak radziłeś sobie z presją?
Chris: Byłem bliski porzucenia aktorstwa. Chciałem grać od zawsze. Marzyłem o tym, aby móc pomóc moim rodzicom. Kiedyś zapytałem tatę o termin spłaty domu. Odpowiedział: "Szczerze? Prawdopodobnie nigdy". Wiem, że takie problemy mają tysiące ludzi, ale właśnie wtedy postanowiłem zrobić wszystko, aby to zmienić. Wpadałem na wszystkie przesłuchania. Czas mijał, a moja pewność siebie topniała z każdym kolejnym dniem. Stawałem się zaniepokojony do tego stopnia, że nie byłem w stanie przekuć motywacji w efekty. Próbowałem przekonać samego siebie, że opanuję stres, ale na przesłuchaniu i tak nie szło po mojemu.
Był moment, gdy myślałem, że pora pakować manatki i wracać do Australii. Przemyślałem wszystko i postanowiłem zmienić podejście. To było na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia. Miałem przed sobą jeszcze jedno przesłuchanie. Pomyślałem: "Postaraj się. Robisz to dla rodziców". Przez cały ten czas skupiałem się wyłącznie na sobie. Liczyłem się tylko ja i moja kariera. Przesłuchanie do Domu w głębi lasu poszło dobrze – dostałem rolę. Potem był Czerwony świt, a niedługo później Thor.
Zobacz też: Chris Hemsworth - pierwsze story na łamach Men's Health
Komentarze