Afganistan: skały, pot i wolność

Mężczyźni na tym zdjęciu i inni im podobni zapoczątkowali kulturystyczną rewolucję w Afganistanie. Doszli do wniosku, że jeśli uda im się zbudować mięśnie, to może uda im się też odbudować kraj. Przeczytaj inspirującą opowieść o determinacji, pasji i nadziei.

Benjamin Lowy - Rodale Images
Afganistan legł w gruzach. Ale jego mieszkańcy otrzepują się z pyłu i biorą się za budowanie. Zaczęli od swoich mięśni. (fot. Benjamin Lowy)

Mężczyzna, z którym rozmawiam, jest byłym mudżahedinem. Przez 9 lat walczył z sowieckimi najeźdźcami. Gdy miał 14 lat, Rosjanie zabili mu ojca. 2 lata później w podobny sposób zginął jego brat. W 1989 roku sam oberwał w nogę. Zginęło dwóch kompanów, którzy biegli u jego boku. 3 dni później niewykwalifikowany lekarz amputował mu nogę nożem rzeźnickim - bez znieczulenia.

Gdy w 1996 roku do władzy doszli talibowie, ten wytwórca dywanów trafił do więzienia za protesty przeciwko ich drakońskim prawom. Zanim wyszedł z niewoli, talibowie zdążyli sprzedać jego dom i ukraść pieniądze. A teraz ten mężczyzna daje mi ręcznie utkany dywanik.

Nie pierwszy lepszy dywanik, ale taki, na którym widnieje podobizna Davida Beckhama, jego waga, wzrost i data urodzenia. Jeśli uda się dostarczyć ten dywanik Beckhamowi - gdyba sobie mój rozmówca - może wielka gwiazda piłki nożnej zechce wesprzeć finansowo niepełnosprawnych sportowców z Afganistanu. Sportowców takich jak on.

Dywanik własnymi rękami wykonał Haji Abdul Rahman Mohammad, dyrektor sportowego stowarzyszenia inwalidów wojennych w Afganistanie. Rozmawiam z nim na stadionie w Kabulu, gdzie swego czasu talibowie karali złodziei, obcinając im prawe dłonie, a poważniejszych przestępców - kamienowali. Obecnie afgańscy robotnicy spacerują po splamionym krwią boisku, siejąc tam świeżą trawę.

Przed stadionem żołnierze ćwiczą paradny krok przez przypadającym 19 sierpnia afgańskim Dniem Niepodległości. Niepodległości od kogo? Anglików w 1919? Rosjan w 1989? Talibów w 2001? Przy tak zawiłej historii ciężko śledzić wszystkie wątki.

Namiary na Mohammada dostałem od kogoś, kto sądził, że będzie on w stanie odpowiedzieć na moje pytania dotyczące panującego obecnie w Afganistanie boomu fitnessowego. Od kiedy padli talibowie, w samym Kabulu powstało ponad 80 siłowni. Przedtem było ich 15.

Widać je na każdej ulicy, w pomieszczeniach wielkości garażu, ozdobione ogromnymi podobiznami mężczyzn do złudzenia przypominających Arnolda Schwarzeneggera, Roniego Colemana czy innych kulturystów. Siłownie noszą nazwy takie, jak "Gold Gym", "Super Gym" czy "Super Gold Top Gym". Stoją w cieniu budynków zniszczonych przez moździerze i ogień maszynowy, w pobliżu sklepów, gdzie można kupić worki z cementem i puszki coca-coli.

Postanowiłem poznać powody, dla których w kraju, w którym 70% mieszkańców jest chronicznie niedożywionych, statystyczny obywatel umiera przed 45. rokiem życia, a zanieczyszczenie jest tak wysokie, że krótka przejażdżka przez centrum Kabulu wypełnia nos grubą warstwą ciemnego pyłu, wybuchła taka moda na budowanie mięśni. Jak to się dzieje, że w czasie gdy fanatycy - samobójcy rozrywają swoje ciała, detonując bomby na wypełnionych ludźmi targowiskach, nowe pokolenie Afgańczyków rzeźbi swoje mięśnie w siłowniach? Uważny obserwator może się tu sporo dowiedzieć na temat prawdziwej męskiej siły.

Benjamin Lowy - Rodale Images
Od kiedy padli talibowie, w samym Kabulu powstało ponad 80 siłowni. Przedtem było ich 15. Widać je na każdej ulicy, w pomieszczeniach wielkości garażu, ozdobione ogromnymi podobiznami mężczyzn do złudzenia przypominających Arnolda Schwarzeneggera, Roniego Colemana czy innych kulturystów. (fot. Benjamin Lowy)

Rozbrzmiewa dźwięk budzika. Jest ósma rano. Budzisz się w swoim ciepłym mieszkaniu, w wygodnym łóżku. Czy naprawdę masz ochotę na wyprawę do siłowni? Z chwilą gdy zadajesz sobie to pytanie, wpadasz w tarapaty. Gdy leżysz i tracisz czas na próżne rozmyślania, na powrót ogarnia Cię łagodna senność, która ciągnie Cię ku ciepłej przepaści nieświadomości. Jedynym sposobem, by ochronić się przed upadkiem, jest działanie. Musisz przestać myśleć i po prostu się ruszyć.

Kilka stref czasowych stąd i parę godzin wcześniej, w suchym, zakurzonym miejscu - gdzie dochód na głowę mieszkańca jest równy sumie, którą co miesiąc wrzucasz do automatu z kawą - inny mężczyzna sięga po swoją komórkę, by wyłączyć alarm, zanim ten zdąży zadźwięczeć.

Jest czwarta rano. Budzi się w miejscu, gdzie nie ma prądu. Po omacku znajduje lampę i stuka w zbiornik, by sprawdzić poziom nafty, po czym bezszelestnie wymyka się z pokoju, by nie zbudzić swoich śpiących braci. Zbiega po schodach na podwórze, gdzie zapala knot lampy, i myje się w pobliskiej studni.

21-letni Najibullah Mohammed Shayef (w skrócie Najib) jest przeciętnym Afgańczykiem. Pracuje jako cieśla. Właśnie buduje stół dla amerykańskiego domu gościnnego. Zajmie mu to około 6 godzin. Marzy mu się kariera inżyniera i budowanie na szerszą skalę. Udało mu się dostać na tutejszy uniwersytet, ale jako jedyny żywiciel dziewięcioosobowej rodziny nie może sobie pozwolić na edukację.

Jak więc wyjaśnić jego radosne nastawienie do życia, łagodny uśmiech i zrelaksowaną postawę? I fakt, że codziennie o świcie zrywa się z łóżka, by uczyć się angielskiego na prywatnych lekcjach i ćwiczyć na siłowni po śniadaniu, na które składa się suchy chleb i herbata?

Proszę go, by powiedział mi, jak to robi. Shayef wzrusza ramionami: "Teraz, gdy lato jest w pełni i dojrzewają arbuzy, jest o wiele łatwiej".

Afgańczycy to twardzi, pragmatyczni ludzie, którzy niechętnie opowiadają o sobie. Aby dowiedzieć się, co motywuje ich do działania, musiałem spędzić z nimi sporo czasu. Shayef ćwiczy w Super Gym, która zajmuje drugie piętro czegoś, co kiedyś było dwu-, a nawet trzykondygnacyjnym budynkiem. Przy obecnym boomie budowlanym wAfganistanie czasami ciężko odróżnić budynki jeszcze niedokończone od tych zniszczonych podczas wojny.

Jednak wszelkie wątpliwości znikają, gdy na podziurawione kulami ściany spojrzy się z bliska. Z sufitu zwisają pręty zbrojeniowe, wyrwane podczas ataku rakietowego, na frontowej ścianie budynku wiją się kable elektryczne, a czerwony napis wskazuje kierunek do sali komputerowej na piętrze, której już nie ma.

Jakieś 5 lat temu Aimal Kabiri przejął tę ruderę i postanowił zrobić na niej interes. Talibowie zamknęli jego siłownię po drugiej stronie miasta, by otworzyć w jej miejscu szkołę koraniczną. Kabiri niedawno wrócił z Pakistanu, gdzie przez ostatnich 10 lat sprzedawał ozdobne rzeźby. Po powrocie nie miał pieniędzy na wynajem odpowiedniej przestrzeni do zagospodarowania. Na szczęście w Kabulu nie brakuje opuszczonych budynków, więc dla obrotnego biznesmena możliwości wydają się niemal nieograniczone.

Benjamin Lowy - Rodale Images
Doktryna islamu nie pochwala prezentowania wizerunków ludzkiego ciała. Jednak właściciele afgańskich siłowni odstępują od tej reguły i robią wyjątek dla Arnolda Schwarzeneggera i innych kulturystów. Ich podobizny są w Afganistanie wszechobecne. (fot. Benjamin Lowy)

Z pomocą dziesięciu członków jego dawnego klubu fitness Karibi odgruzował nową siedzibę siłowni i zalepił dziury w ścianach. Remont trwał 45 dni. Na nowoczesny sprzęt treningowy udało się zdobyć kredyt i po jakimś czasie interes zaczął się kręcić. Obecnie siłownia ma ponad 400 członków. Miesięczna opłata wynosi około 8 dolarów.

Klubowi daleko do doskonałości. Brakuje klimatyzacji, co oznacza, że latem upał staje się chwilami nie do zniesienia. W zimie pod ścianami budynku gromadzą się śniegowe zaspy, a temperatury spadają znacznie poniżej zera. A jednak chętnych nie brakuje.

Ahmed Khamosh jest jednym z tutejszych trenerów. Siedzimy w jego maleńkim biurze obwieszonym plakatami zachodnich kulturystów, szczerzących się goliatów, z bicepsami wielkości bochenków chleba. Połowę powierzchni biura zajmuje kanapa, która jest dowodem na afgańską gościnność i zamiłowanie do spędzania czasu na rozmowach. Przy bezrobociu sięgającym 40% wielogodzinne rozmowy są tu dla wielu jedyną rozrywką.

Khamosh ma 22 lata i studiuje ekonomię na tutejszym uniwersytecie. Oto lista zadań, jakie jego zdaniem ma do wykonania jego kraj:

1. Zbudować fabryki, aby Afgańczycy nie musieli już pracować na ulicy.

2. Zbudować domy, aby Afgańczycy nie musieli mieszkać w ruinach.

3. Zbudować nowe uniwersytety, aby Afgańczycy mogli się kształcić i rozwijać.

Gdy przedstawia mi swoje wizje, powoli zapada zmierzch i po chwili przestaję widzieć swój notatnik. Nagle ktoś odpala generator i po chwili kilka żarówek oświetla rzędy błyszczącego sprzętu treningowego. Tak nowoczesne wyposażenie jest w Afganistanie rzadkością. Najpopularniejszą metodą trenowania bicepsów jest tu wciąż pociąganie za dźwignię pompy wodnej dostarczonej przez ONZ.

To właśnie słuchając Khamosha, zaczynam odkrywać, w jaki sposób moda na fitness - zdawałoby się nie na miejscu w tym strudzonym kraju - tak naprawdę ma bardzo logiczne uzasadnienie. Wszystko zaczyna się od gruzów. Na nich Afgańczycy budują siłownie, a na siłowniach budują swoje ciała. Tymi ciałami starają się odbudować swój kraj. Gdy nie masz niczego - elektryczności, wodociągów, ogrzewania, gdy cieszysz się, że na śniadanie znajdzie się szklanka mleka, a wszystko, co posiadasz, to dwie zdrowe ręce i własne nogi - a bywa, że brakuje ci również i tego, to nie pozostaje ci nic innego, jak zacząć od siebie.

Khoja Sediqi ćwiczy w północnej części miasta w siłowni Young Nation Bodybuilding Club (YNBC). "Mamy dość wojny - mówi. - Chcemy być zdrowi, chcemy zasłynąć w świecie, ale nie przez ciągłe walki, bezustanną wojnę. Chcemy być słynni ze względu na naszą siłę, na nasze zdrowie".

YNBC zajmuje piwnicę względnie nowego apartamentowca. Okolica, zabudowana już po wypędzeniu talibów, nie wygląda na zniszczoną przez wojnę, ale na pewno jest uboga. Na ulicy widać mężczyznę zamiatającego kurz. Tacy jak on są tu stałym elementem krajobrazu. Od tysięcy lat z zakasanymi rękawami walczą z wszechobecnym pyłem. Wewnątrz budynku przedstawiciele młodego pokolenia oglądają się w lustrach, wyciskając ciężary w takt irańskiego popu.

Sposób, w jaki ćwiczą, pozostawia sporo do życzenia, stroje, które mają na sobie, odbiegają od światowych standardów, ale atmosfera na siłowni jest wyjątkowa. Na całym świecie mężczyźni traktują trening jak spacer z psem czy wynoszenie śmieci - beznamiętnie. Tutaj powietrze aż kipi od wigoru, pozytywnej energii, nadziei i poczucia sensu.  

Sediqi ma posturę pitbulla - niski, ale mocno umięśniony. Bakcyla kulturystyki złapał w Iranie, dokąd uciekł w 1997 roku, gdy w Afganistanie władzę sprawowali talibowie. Wcześniej siłownie w Kabulu można było policzyć na palcach dwóch rąk. Owszem, pozwolono im działać, ale do obowiązkowego stroju należały długie spodnie i koszule z długimi rękawami - nawet w środku lata. No i brody.

Benjamin Lowy - Rodale Images
Mimo upadku reżimu talibów kobieta na afgańskiej siłowni wciąż stanowi niecodzienny widok. Nie ma, oczywiście, mowy, aby mogła ćwiczyć w skąpym stroju sportowym, odsłaniając więcej ciała, niż twarz, dłonie i stopy. (fot. Benjamin Lowy)

Khoja pamięta, jak pewnego razu talibowie złapali go, gdy próbował kupić w pobliskim sklepie koszulkę do ćwiczeń. Pobili go okrutnie gumową pałką. Gdy przeciwstawiła się im jego matka, pobili i ją. Miarka się przebrała - Sediqi uciekł do Iranu.

To, że właśnie kulturystyka jest wiodącą siłą w afgańskiej rewolucji sportowej, nie powinno dziwić. Wyobraź sobie, jak to jest być uchodźcą. Musisz uciekać z własnego domu. Zabrać ze sobą tyle, ile uniesiesz na własnych plecach, trafiasz w obce miejsce, słabo znasz język i pomimo swojego dobrego wykształcenia i wieloletniego doświadczenia możesz znaleźć jedynie najprostszą pracę fizyczną.

W międzyczasie twój kraj pustoszą bandyci i mordercy, a ty nic nie możesz zrobić. Jest bardzo prawdopodobne, że twój dom został splądrowany, a bliscy zamordowani. Nie czułeś się tak bezsilny, od kiedy byłeś dzieckiem. I wtedy, idąc ulicą, widzisz plakat z facetem prężącym w słońcu muskularne ciało. Siła zawsze imponuje. Ale nigdy tak mocno, jak wtedy, gdy sam jesteś bezsilny.

Jednak to jedynie część prawdy o facetach takich jak Shayef. Klucz do zagadki stanowi podobizna bohatera, którym dla niezliczonej rzeszy Afgańczyków jest Arnold Schwarzenegger. Zważywszy na ilość billboardów i plakatów, na których widnieje jego uśmiechnięta twarz, można by pomyśleć, że jest on właścicielem połowy siłowni w Kabulu.

"Schwarzenegger jest symbolem - mówi Bawar Hotak, prezes Afgańskiego Stowarzyszenia Kulturystycznego. - Każdy, kto pierwszy raz w życiu wybiera się na siłownię, marzy, by stać się kimś takim jak on".

Jego fascynacja Schwarzeneggerem jest momentami alarmująca, więc z ciekawością dopytuję się, kim tak naprawdę jest dla niego Arnold. I wciąż słyszę odpowiedzi w stylu: "Jestem przeciwko wojnie, ale jeśli wszyscy żołnierze byliby tacy jak on, państwo stałoby się o wiele silniejsze".

Bez wątpienia jest w tym sporo prawdy, ale to wciąż nie tłumaczy kultowego statusu Schwarzeneggera w kraju, gdzie jedyne, co można obejrzeć w kinie, to górzysty krajobraz, widoczny przez dziury w miejscu, gdzie kiedyś był ekran.

Po rozmowie z Hotakiem wziąłem się za oglądanie jednego z jego ulubionych filmów - "Commando", w nadziei na odkrycie jakichś nowych tropów. Film ma tu status kultowego. Zafascynowany nim był niemal każdy Afgańczyk, z którym rozmawiałem. Ostatnio widziałem go 20 lat temu. Jednak tym razem obejrzałem go oczami Hotaka.

Czas nie najlepiej wpłynął na ten film, ale któż nie kochał "Commando", gdy wyświetlano go po raz pierwszy? Czy kiedykolwiek wcześniej pojawił się bohater tak pięknie ucieleśniający siłę fizyczną, moralną, niezmordowaną determinację, który w dodatku od czasu do czasu rzucał niezłym żartem? Spodziewasz się, że Schwarzenegger padnie i stanie się ofiarą, a ten - ni z tego, ni z owego - zostaje drapieżnikiem. Przejmuje kontrolę nad sytuacją. I właśnie o tym jest ten film. Nie o agresji, nie o zwyciężaniu, a o pełnej kontroli.

Przez lata Afgańczycy byli ofiarami gry, nad którą nie sprawowali żadnej kontroli. Pionki rozstawiali Rosjanie, Brytyjczycy czy Amerykanie. Nic więc dziwnego, że kochają oni "Commando" - film pokazujący najważniejszą dla nich cechę: determinację. To właśnie ta cecha powoduje, że Najib Shayef codziennie rano idzie na siłownię. W jego życiu jest wiele rzeczy, na które nie ma wpływu - począwszy od groźby powrotu talibów, po zbyt nisko płatną pracę. Jest jednak jedna rzecz, którą może kontrolować - swoje ciało.

Benjamin Lowy - Rodale Images
Budowa od podstaw: Kulturystyka jest siłą napędową zmian społecznych w Afganistanie. Symbolizuje ona siłę, dzięki której człowiek zmieniając siebie, jest w stanie zmieniać również swoje otoczenie. (fot. Benjamin Lowy)

Skoro mówimy o ciele - na afgańskich siłowniach rzuca się w oczy jedno: na sali ćwiczą sami mężczyźni, wśród których nie można dostrzec żadnej kobiety. Słyszeliśmy, że gdzie w Kabulu jest fitness klub dla kobiet, ale nikt głośno o tym nie mówi, nawet teraz, sześć lat po upadku rządów talibów. Znaleźliśmy go pewnego dnia po długich poszukiwaniach i błądzeniu po mieście ulicami tak wyboistymi, że nieustannie grożącymi urwaniem wydechu.

Kurz w Kabulu pokrywa wszystko. Nasz kierowca, Fraydon, ciągle (i bezcelowo) pucował swój samochód. Nawet te drogi, które zostały wybrukowane, szybko zaczynają na powrót wyglądać jak cała reszta ulic w mieście. Możliwe, że to właśnie kurz jest przyczyną zamiłowania Afgańczyków do picia herbaty - to znakomite antidotum na drapanie w gardle.

Siłownia tylko dla kobiet zajmuje niewielki, parterowy budynek z blaszanym dachem i ścianami pomalowanymi złuszczającą się różową farbą we wschodnim Kabulu. Ciężkie zasłony zasłaniają okna, z których jedno jest oszpecone dziurą po kuli.

Asystentka właścicielki zatrzymuje nas w pół drogi ku drzwiom i prosi, żebyśmy zaczekali. Spełniamy jej prośbę i stoimy pod palącym afgańskim słońcem. W końcu właścicielka klubu, Freshta Farah, wychodzi, żeby nas powitać i zaprosić do środka. Zgodziła się ze mną porozmawiać, ale tylko dlatego, że jej klub w tej chwili oficjalnie nie jest otwarty.

Farah ma 34 lata, obserwuje mnie uważnie swoimi zielonymi oczyma. Jej piękne włosy, na które nie powinienem patrzeć, sięgają jej do ramion. Otworzyła swoją siłownię 5 miesięcy temu i dzisiaj ćwiczy w niej 350 kobiet. Po dwóch wyjazdach do Stanów Zjednoczonych w 2003 i 2004 roku, podczas których uczyła się, jak prowadzić własny biznes, planowała otworzyć szkołę nauki jazdy i kafejkę internetową, ale jej przyjaciele przekonali ją, że siłownia będzie przynosiła większe zyski.

Niedawno część członkiń jej fitness klubu zrezygnowało z treningów, kiedy mąż jednej z nich został zastrzelony na ulicy. Kobieta została ranna podczas ataku, ale przeżyła. Pytam Farah o szczegóły strzelaniny, ale nie chce powiedzieć nic więcej.

Zadaję kolejne bolesny cios, kiedy pytam o jej siostry. Ma ich dziesięć, ale żadna z nich nie ćwiczy w jej siłowni. Wszystkie siedzą w domu, ale Farah nie chce powiedzieć dlaczego. Zamiast tego mówi o swoich planach - zamierza otworzyć więcej siłowni w innych prowincjach Afganistanu.

W tym momencie mój tłumacz mówi coś, na co Farah reaguje beztroskim śmiechem. "Powiedziałem jej, żeby tego nie robiła, bo na prowincji zostanie za to zabita" - wyjaśnia. W tym momencie zostaje podana herbata.

Jej siłownia wyglądem przypomina nowoczesne biuro: jedno duże pomieszczenie wyłożone szara wykładziną z rowerami stacjonarnymi i maszynami do ćwiczeń ustawionymi po okręgu. Ściany są gołe - nie ma na nich plakatów z Arnoldem. Kobiety tutaj chcą być wysportowane, wyjaśnia Farah, ale nie dla mężczyzn.

Spokojny ton głosu mojego tłumacza zaczyna się zmieniać, kiedy usiłuje przekazać znaczenie użytych przez nią słów. "Robią to po to, by móc ubrać się i wyglądać ładnie, stanąć przed lustrem i widzieć w nim piękną siebie - mówi w końcu, wzruszając ramionami. - Robią to po prostu dla siebie".

Benjamin Lowy - Rodale Images
Budowa od podstaw: Kulturystyka jest siłą napędową zmian społecznych w Afganistanie. Symbolizuje ona siłę, dzięki której człowiek zmieniając siebie, jest w stanie zmieniać również swoje otoczenie. (fot. Benjamin Lowy)

Pytam ją o paznokcie u stóp, które ma pomalowane na fioletowo. Odpowiada, że jest różnica między islamem i tradycją. "Islam to wolna religia, a część ludzi bardziej ceni tradycję niż islam". To z tradycji wyrasta nakaz noszenia przez kobiety burki, a nie z religii. I w temacie paznokci u stóp islam też ma niewiele do powiedzenia.

Czy czeka na dzień, kiedy mężczyźni i kobiety będą mogli pracować razem i być wolni od wszelkich tych tradycyjnych restrykcji? Ku mojemu zaskoczeniu odpowiada, że nie. Jej przywiązanie do tradycji jest silne i nie jest gotowa odrzucić ją w całości tylko dlatego, że chce ćwiczyć.

Rozmowa z odważną Farah zwróciła moje myśli ku mojemu zasadniczemu pytaniu o to, co to znaczy być silnym. Hotak opowiedział mi wtedy o afgańskich kulturystach, którzy utrzymywali formę, dźwigając części czołgów. W czasach brutalnie i dynamicznie rozwijającej się powojennej gospodarki szabrownicy rozkradali porzucony radziecki sprzęt wojskowy i sprzedawali, co tylko się dało. Koła z gąsienic czołgu T62, idealne do wyciskania ciężarów, można było kupić za grosze. Same gąsienice służą dziś jako ograniczniki prędkości na drogach. 

Któregoś dnia mój fotograf trafił na teren starego basenu olimpijskiego, wybudowanego w połowie lat 80. przez Rosjan. Basen nigdy nie został wypełniony wodą, ale talibowie znaleźli sposób, by wykorzystać go jako narzędzie sprawiedliwości. Homoseksualiści i polityczni oponenci byli spychani z najwyższej trampoliny. Ci, którzy przeżyli upadek na betonowe dno basenu, zostawali uznani za niewinnych. Dziś młodzi Afgańczycy grają w basenie w piłkę nożną.

Siła to zaradność, determinacja, umiejętność dostosowania się do najtrudniejszych warunków. Wyobraź sobie, że na twój kraj najeżdża obca siła. Jak byś się zachował? A co, jeśli siły wroga byłyby o wiele liczniejsze od twoich? Jeśli zginęłaby cała twoja rodzina? Gdzie w człowieku tkwi to coś, co pozwala mu zachować równowagę?

Zadaję to pytanie byłemu mudżahedinowi, który obecnie zarabia na życie, sprzedając części zamienne. Abdel Khayum w wieku 16 lat ruszył na wojnę. Jego ojciec zginął dwa lata wcześniej, zastrzelony przez radzieckiego żołnierza. Gdy nadciągnęły rosyjskie wojska, a żołnierze wzięli się za wyłapywanie mudżahedinów, Khayum wraz z rodziną ukrył się w górach.

Jego dziadkowie byli zbyt starzy, by dalej uciekać. Dziadek został zasztyletowany we własnym domu. Jego babcia wolała skoczyć z urwiska do rzeki Penjshir, niż dostać się do niewoli. Nurt jest tam wartki. Jej ciała nie udało się odnaleźć.

Khayum siedzi naprzeciw mnie w skromnym biurze, w pobliżu stadionu kabulskiego. Jest barczystym mężczyzną, z czarnym pasem do wyciskania ciężarów na biodrach. Jedna z jego grubych, krępych nóg zrobiona jest z plastiku. Ma 39 lat, ale jak większość Afgańczyków wygląda na starszego o 10 lat. Przez 6 lat walczył z Rosjanami, a następnie bronił rodzącego się afgańskiego rządu przed zdziczałymi mudżahedinami.

Wspomina dzień, gdy idąc do krawca po nową koszulę, niespodziewany cios od spodu powalił go na ziemię. Pamięta też, jak trzykrotnie próbował podnieść się z piachu, zanim uświadomił sobie, dlaczego nie jest w stanie tego zrobić. Odpowiedź leżała kilka metrów dalej, ubrana w jeden z butów, które założył kilka godzin wcześniej. Mina przeciwpiechotna urwała mu nogę. Khayum nie może już biegać, więc podnosi ciężary. Codziennie. Trudności, które napotkał w życiu, nie bardzo go zmieniły.

Benjamin Lowy - Rodale Images
Jedna z najważniejszych cech Afgańczyków to determinacja. To właśnie ona powoduje, że młodzi mężczyźni codziennie rano idą na siłownię. W ich życiu jest wiele rzeczy, na które nie mają wpływu - począwszy od groźby powrotu talibów, po zbyt nisko płatną pracę. Jest jednak jedna rzecz, którą mogą kontrolować - swoje ciało. (fot. Benjamin Lowy)

Gdy pytam go, jak to możliwe, opowiada mi starą afgańską historię z czasów przed islamem. Kraj został najechany przez wroga, ale kolejne ataki udawało się odeprzeć. Gdy najeźdźcy wrócili na swoje ziemie, ich lud zaczął pytać: "Cóż to za kraj, który tak srodze was pobił?". Wojownicy nie umieli odpowiedzieć. Lud zażądał więc, by żołnierze dostarczyli garści ziemi z kraju, którego nie udało się pokonać.

Gdy jeden z żołnierzy wrócił z garścią ziemi, lud cisnął ją w górę, a pył uniósł się w powietrzu. Lud zaczął się opędzać od kurzu, wymachiwać rękami, osłaniać twarze. Wtedy zrozumieli, że tylko ktoś naprawdę twardy może przetrwać w miejscu takim, jak Afganistan. Ktoś, kto nigdy się nie poddaje.

Khayum kończy swoją opowieść, nieśmiało się śmiejąc i poklepując po plastikowej nodze. Następnie zaprasza mnie do swojego domu, 30 minut drogi samochodem, 45 piechotą. Dom uległ zniszczeniu w czasie wojny, ale Khayum go odbudował. Wiedzie mnie do pokoju, na którego podłodze leży duży czerwony dywan. Na północną ścianę pada strumień słonecznego światła.

Po chwili pięcioletni syn Khayuma przynosi nam butelkę i metalową tacę ze szklankami. Chłopiec nalewa nam herbatę, najpierw płucząc szklanki z osiadłego na ściankach pyłu, po czym napełnia naczynia po brzegi. Siedzimy w ciszy popołudnia, w kucki na podłodze.

Syn Khayuma jest bardzo podekscytowany nowym filmem o Spider-Manie. Czy wie - pytam go - że w Nowym Jorku wszyscy przemieszczają się za pomocą pajęczej sieci? Chłopiec tylko uśmiecha się z niedowierzaniem, nie chcąc urazić gościa.

Pytam go, kim chciałby zostać, gdy dorośnie. Nie waha się nawet chwili. Jak większość synów Afganistanu, marzy, by zostać inżynierem.

Tutejsze dzieci dorastają, słuchając swoich ojców. Chcą budować.

Afganistan w skrócie

Afganistan odzyskał niepodległość 19 sierpnia 1919 r. Po kilku dekadach względnej stabilności w roku 1973 doszło tam do zamachu stanu. Do roku 1989 kraj był okupowany przez wojska radzieckie. W tym czasie zginęło tam około miliona osób. Po wyzwoleniu kraj ulegał coraz większym zniszczeniom, targany wewnętrznymi konfliktami.

W roku 1996 władzę przejęli talibowie. Okres ich władzy znamionowały drastyczne ograniczenia praw obywatelskich. W 2001 roku, po ataku terrorystycznym z 11 września, wojska koalicji międzynarodowej wyparły talibów. Jednak bojówki Talibanu pozostały aktywne do dziś, zadając wojskom koalicji dotkliwe straty.

MH 12/2007

Zobacz również:
REKLAMA