Zaczynając przygodę z rapem, Marcin "Abradab" Marten chodził jeszcze do podstawówki. Katowickie blokowiska nadal pamiętają niekończącą się imprezę, morze alkoholu i chmury dymu z wypalonych skrętów, jakie towarzyszyły debiutowi współtworzonej przez niego hiphopowej formacji Kaliber 44. Tamten projekt muzyczny jest już legendą, której Abradab od 10 lat dzielnie stawia czoła na kolejnych interesujących płytach solowych.
W końcu musiał się też nieco ustatkować, na co największy wpływ miały żona Karolina i córki: sześcioletnia Marta oraz dwuletnia Hania. Swój dom buduje w Krakowie, gdzie w spokoju może oddać się tworzeniu muzyki, poznawaniu historii Polski, przeglądaniu starych map i... grze w "Cywilizację". Niezmiennie wkurzają go nasi politycy.
• Kiedyś w Kalibrze 44 rapowałeś: "Przecież było to tak dawno, ten świat, który otaczał mnie bańką, kolorowanką". Jak zmienił się twój film od tamtych czasów?
Na początku robiłem muzykę "zajawkowo", trochę dla hecy. Przecież nie wiedziałem, co ze mnie wyrośnie. Nie zadawałem sobie pytań, czy to, co robię, będzie na zawsze, czy na chwilę. Wszystkie te lata mnie kształtowały.
Niedawno obchodziłem 32. urodziny. Jestem już bardziej rozpoznawalny jako Abradab i wrosłem w tę rolę. Okazało się, że hip-hop nadal jest moją największą pasją. No i uniezależniłem się materialnie. Ciężko jest podsumować 16 lat twórczości.
• Dlaczego mężczyzna z wiekiem musi się zmieniać?
Powody mają zazwyczaj dwa ładne cycki i długie nogi (śmiech). Chcąc, nie chcąc, prędzej czy później, wpada się w sidła jakiejś dziewuchy. I tu jest tylko pytanie: Na ile ona da nam pomyśleć, że to wszystko są nasze decyzje? Ja zostałem klasycznie złowiony przez Karolinę. Mam fajną żonę, która mnie wspiera i rozumie.
• Jak Karolina zarzuciła na Ciebie swoje sidła?
Nasze drogi przecinały się, bo mieliśmy wspólnych znajomych. Kiedy mój brat Joka pojechał do Stanów w 2000 roku, zostawił mi swój telefon. Dzwoniło na niego wielu ludzi w sprawach koncertowych. W międzyczasie musiałem spodobać się mojej przyszłej żonie. I na komórkę brata dostałem od niej śmiesznego SMS-a. Było tam m.in. " Cześć. Gratuluję brzmienia. Karolina". To pamiętam do dzisiaj, bo akurat na brzmieniach moja żona się strasznie zna. (śmiech)
Bardzo mi się to podobało. Ale myślałem, że info wysłała... ówczesna dziewczyna Joki. I tak wspomniany SMS leżał przez dobre 3 miesiące w pamięci telefonu. Wszystko się wyjaśniło, gdy Joka wrócił ze Stanów. Wtedy Karolina zaprosiła mnie do Krakowa, a tam sidła były już zastawione. Kolacja przy świecach i już nie dało się wyrwać. (śmiech)
• Jak bardzo się zmieniłeś, kiedy zostałeś ojcem? Jak starasz się wychowywać swoje córki?
Ojcostwo bardzo mnie odmieniło. To nie dzieje się od razu. Kiedy pojawiła się pierwsza córka Marta, nie powiedziałem "Mój Boże, stałem się ojcem, koniec picia, koniec melanżowania, a zamiast tego kredycik i mieszkanko". Jednak powolutku, pomalutku wszystko zaczynało się dziać. Dziecko mówi do ciebie tato, a ludzie zaczynają nazywać "per panem", gdy chodzisz z nim za rękę.