Do wielu osób dopiero w czasie pandemii dotarło, jak bardzo są samotni. O epidemii samotności, szczególnie w Europie, USA i Japonii, mówiło się od dość dawna, ale nawet jeśli jesteś singlem, to przecież w ciągu dnia spotykasz mnóstwo ludzi: na studiach, w pracy, w siłowni czy klubie. Przez ponad rok w większości przypadków te opcje były wyłączone. No dobra, ale przecież od czego jest internet.
Tyle że szukanie partnerki za pomocą aplikacji czy portalu randkowego też nastręczało pewnych problemów. Bo, powiedzmy, po wstępnej fazie kontaktu druga strona wyraziła w końcu chęć spotkania się w realu. Gdzie tu się spotkać, żeby był to grunt w miarę neutralny? Wiele osób z kolei w ogóle unikało spotkań z nieznajomymi w obawie przed zarazą, a jak długo można sobie wysyłać wiadomości?
O czym gadać, kiedy w naszym życiu od miesięcy właściwie nic się nie dzieje? Pandemia dotknęła wiele dziedzin, a niektóre zmieni na trwałe. Czy tak też się stanie z internetowym randkowaniem?
Tinder jest zadowolony
Praktycznie wszystkie portale i aplikacje randkowe w czasie lockdownu przeżywały żniwa. Z różnych danych wynika, że odnotowano ok. 50-% przyrost liczby użytkowników, a także wzrost aktywności użytkowników już zarejestrowanych i zaktywizowanie „śpiochów”. Połowa polskich singli szukała dla siebie szansy w internecie.
Ale widać, że istnieje duża rozbieżność w opiniach na temat skuteczności tych wysiłków między użytkownikami. Być może chodzi o tych rozczarowanych i tych, którzy znaleźli w sieci osobę, którą się zauroczyli. Jeśli spojrzymy na statystyki, to widzimy, że najaktywniejszymi użytkownikami Tindera są raczej ludzie młodzi, czyli tzw. Generacja Z (między 18. a 25. r.ż.). Zero zaskoczeń.
Portale typu Sympatia.pl gromadzą w większości singli w wieku 25-44 lata. Ale oczywiście spora część poszukujących ma konta na różnych portalach oraz w aplikacjach, mając świadomość, że dywersyfikacja to klucz do sukcesu na tej giełdzie samotnych serc.