Scenariusz
Nie wiem, kto pisze scenariusz naszego życia, ale z pewnością się z nami nie konsultuje. Gdyby oglądał chociaż kilka odcinków serialu „Na Wspólnej” lub „Barwy szczęścia”, wiedziałby, że nie może być tak, żeby szlachetna, piękna i dobra bohaterka nie znalazła w końcu mężczyzny swojego życia i nie została nagrodzona przez los.
Rozumiemy wszystko: że trzeba pokonywać rafy życiowe i ścierać się ze złymi ludźmi; że czasami trzeba znosić porażki i cierpieć za niewinność. Ale w końcu sprawiedliwość przecież musi zatryumfować, prawda? A jak to wygląda naprawdę? W świecie realnym zbyt często ludzie, którzy nam się zupełnie nie podobają, odnoszą niezasłużone sukcesy, a karząca dłoń losu jakoś ich nie dosięga. Mało tego. Niedobre, cyniczne kobiety bez zasad łapią najczęściej świetnych facetów, a potem ich niecnie wykorzystują, bawiąc się doskonale za ich pieniądze.
A nam, kobietom dobrym i szlachetnym, przypada zazwyczaj w udziale jakiś nieudacznik, którego musimy nieustannie wspierać, pocieszać i co gorsza, nierzadko utrzymywać. Poza tym, w serialu życie jest o wiele mniej nudne. Najlepszy dowód, że bohaterowie serialowi nie marnują swojego cennego czasu na oglądanie telewizji, bo ich sprawy są wystarczająco absorbujące. W naszym życiu dzień jest podobny do dnia, rzadko wydarza się coś bardziej ekscytującego niż wizyta komornika.
Wiemy mniej więcej, ile razy odwiedziłyśmy porodówkę i przybysz z Australii, który okaże się owocem naszej młodzieńczej przygody z szachem perskim, raczej nas nie zaskoczy. Szczęśliwe zbiegi okoliczności, niespodziewany spadek, nagła odmiana losu jak do tej pory nas nie spotkały. A człowiek przecież musi mieć nadzieję, że to nasze tu i teraz to nie wszystko, co życie ma nam do zaoferowania.
Mężczyźni
Co tu ukrywać – faceci w życiu codziennym raczej nas rozczarowują. Po krótkim okresie fascynacji, każdy ujawnia jakieś braki. A to nie zarabia tyle, ile się spodziewałyśmy, a to jest mamisynkiem albo ma alergię na naszego psa. Nie sprząta po sobie, nie umie naprawić kontaktu, nie odróżnia feminizmu od postmodernizmu, a ten samochód, którym nas woził na randki, był pożyczony od szwagra. My oczywiście, od dziecka nauczone robić dobrą minę do złej gry, udajemy, że wszystko jest w porządku, bo w końcu wiążemy się „Na dobre i na złe”.
Ale pretensje do losu pozostają. I tęsknota za Mężczyzną Doskonałym, naszą drugą połówką, która oczywiście gdzieś się plącze po świecie. Może w Nowej Zelandii albo republice Wanuatu? A może w Hollywood zadaje się z jakąś Margot Robbie czy Evą Green i nie ma pojęcia o naszym istnieniu? To ostatnie wydaje się wielce prawdopodobne, biorąc pod uwagę nietrwałość związków sławnych par. Po prostu nie wie biedak, gdzie znajduje się jego prawdziwe szczęście.
Komentarze