Nawet dla tych facetów, którzy nigdy nie byli fanami high-tech, debiut Google Earth to była naprawdę duża rzecz. Większość z nas pamięta moment, gdy po raz pierwszy swoją ulicę i dom mogliśmy zobaczyć w komputerze w trójwymiarowej wersji, do złudzenia (jak na tamte czasy) przypominającej rzeczywistość. Od tego momentu niemal przestaliśmy korzystać z papierowych map i wreszcie nie musimy pytać o drogę innych ludzi – trasy zaczęły nam wyznaczać komputerowe programy.
A wszystko zaczęło się w 2000 roku, gdy grupa byłych pracowników Silicon Graphics – najważniejszego gracza w grafice komputerowej – pokazała amerykańskiemu przedsiębiorcy Johnowi Hanke demo animacji przedstawiającej centrum Denver, z ulicami i zabudowaniami.
Silnik animacji początkowo miał zaowocować grą komputerową, ostatecznie jednak grupa wizjonerów postanowiła stworzyć realistyczną, trójwymiarową i interaktywną mapę całego świata, na której każdy znajdzie nie tylko sieć tras, ale również swój dom, park czy miejsce pracy.
Nowa mapa miała być komputerowym odzwierciedleniem świata. Wtedy wydawało się to naprawdę szalonym pomysłem, ale przecież od takich idei zaczyna się każda rewolucja. (Masz podobnie niesamowity pomysł? Patrz krok 1). John Hanke szybko zdał sobie sprawę, że to zadanie będzie wymagać potężnych umysłów, dlatego zaprosił do współpracy informatycznych guru: Briana McClendone’a i Michaela T. Jonesa.
Wspólnie stworzyli w 2001 r. firmę Keyhole. (Jak zbudować zespół? Sprawdź krok 2). Firma dość szybko zaczęła sprzedawać wirtualne mapy dużym klientom, np. Pentagonowi. Spopularyzowała je dzięki telewizji CNN. Niestety, jak to zwykle bywa, wojna stała się stymulatorem rozwoju technicznego. W czasie wojny w Iraku Keyhole stworzyła animacje, dzięki którym telewizja mogła pokazywać symulowane naloty na Bagdad. To spektakularne i nowoczesne rozwiązanie przekonało Google, by w 2004 roku kupić firmę tworzącą tak doskonałe wirtualne mapy.
John Hanke doceniał ten sukces, ale jednocześnie wyraźnie czuł, że nie jest on dla niego szczytem marzeń i nie pozwoli mu osiąść na laurach. Był zbyt uzależniony od tej wyjątkowej energii, jaka powstaje w czasie tworzenia nowych projektów. Na szczęście dla niego rosnący w siłę gigant nie dawał mu czasu na nudę. Kolejno pojawiały się takie projekty, jak Google Maps, Street View, Google Moon i Google Sky. Po 6 latach, gdy Hanke prowadził już wielki dział zatrudniający setki ludzi, wizjoner przestał odczuwać satysfakcję.
Nawał prac administracyjnych sprawił, że stracił motywację do działania. (Czujesz się wypalony? Patrz krok 3). Marzył, by wrócić do tego, w czym czuł się najlepiej: tworzenia i wymy ślania nowych projektów, zostawiając innym żmudne działania związane z ich rozwojem. Ponieważ firma Google nie chciała stracić wyjątkowego kreatora, jakim był Hanke, zaproponowała mu tworzenie start-upów wewnątrz firmy. Przedsiębiorca spędził pół roku nad stworzeniem nowego pomysłu z nowym zespołem. (Co jest gwarancją sukcesu? Patrz krok 4).
Nowa inicjatywa została nazwana Niantic Labs – od nazwy statku rybackiego, który osiadł na mieliźnie u wybrzeży San Francisco podczas gorączki złota. Ten statek stał się najpierw sklepem, później hotelem, przez lata wielokrotnie zmieniając przeznaczenie, aż w końcu został symbolem tego miasta, tak wrośniętym w jego krajobraz, że łatwo go przegapić. Misją Niantic Labs stało się zwrócenie uwagi na ciekawe rzeczy wokół nas. (Wyszukiwanie celu? Przeczytaj krok 5).
To zadanie spełnia aplikacja Field Trip na iOS i Androida, która śledzi Twoje kroki i sygnalizuje, kiedy w pobliżu pojawia się coś interesującego, np. wspaniała restauracja, piękny widok, wrak statku itp. Niantic stworzyło też grę Ingress, pierwszą, która w tak dużym stopniu wykorzystuje rozszerzoną rzeczywistość, bazującą na znanych realnych lokalizacjach.
Do niedawna komputery były tym, co przykuwało nas do biurek. Hanke chce odwrócić tę tendencję, wyciągnąć nas z domu i zaktywizować. "Pomyśl o tym, czego naprawdę byś chciał, i poproś nas o to - mówi. - Jeżeli to jest zbliżone do misji firmy, to może razem stworzymy coś nowego?".