Oczekiwania były ogromne. Podstawowa wersja "Wiedźmina 3" okazała się fenomenalna. Później były "Serca z kamienia", które w MH oceniliśmy nawet wyżej. Tym bardziej nie mogłem doczekać się "Krwi i wina", drugiego płatnego rozszerzenia, które przenieść miało nas do bajkowej niemal krainy Toussaint.
Zapowiedzi twórców były śmiałe, choć na konkrety czekać musieliśmy długo. Hasło "2 x więcej" (niż w "Sercach...") musiało wystarczyć; wystawiało wyobraźnię na próbę. Władczyni Toussaint Anna Henrietta wysłała po Ciebie, Wiedźminie, bo w swoim księstwie ma problem.
Bestia morduje rycerzy, a mlekiem i winem płynąca kraina tylko pozornie nadal jest spokojna. Pod powierzchnią, w mroku, coś buzuje, czai się i straszy. Twoim zadaniem jest, rzecz jasna, nazwać to zło, wydobyć je na światło dzienne i zniszczyć. Jak zwykle jednak historia szybko komplikuje się, rzeczy oczywiste przestają takimi być, zwłaszcza że spotykasz starego znajomego, o którym myślałeś, że...
Ostatni rozdział przygód "Wiedźmina" (twórcy zarzekają się, że nie planują kolejnych odsłon przygód Geralta z Rivii) bardziej przypomina podstawową wersję gry niż skondensowaną, znakomitą historię z pierwszego dodatku.
Więcej tu eksploracji, poszukiwań i zadań pobocznych, przez co główny wątek – według mnie mało zresztą ciekawy – gdzieś umyka, rozmywa się. Ciężar opowiadanej historii też jest znacznie mniejszy, taki "normalny" – chciałoby się powiedzieć.
Nie zmienia to jednak faktu, że będziecie przy "Krwi i winie" bawić się świetnie – to wciąż jest stary, dobry "Wiedźmin", który uzależnia i zabiera długie wieczory, a nawet noce. Szkoda tylko, że oba rozszerzenia pojawiły się w takiej właśnie kolejności. Zdecydowanie mocniejszym akcentem na koniec byłyby właśnie "Serca z kamienia".
Komentarze
~guest, 2017-03-07 13:39:22
Potwierdzenie zgłoszenia naruszenia regulaminu
Czy zgłoszony wpis zawiera treści niezgodne z regulaminem?